Rozdział 8 "Wisiorek"

18 4 2
                                    


                                                                                      ***

Na następny dzień wypisali mnie do domu. Mama i Noelia czekały na mnie w recepcji.

Podeszłam do niebieskiego biurka i podałam pielęgniarce swoją kartę pacjenta.

-Cześć.-Przywitałam się. Noelia podbiegła do mnie i z całych sił przytuliła.-Spokojnie..nic minie jest.

-Proszę-Wręczyła mi niebieskie pudełeczko.Otworzyłam je a w środku znalazłam piękny wisiorek z różowym  kamieniem.-Pomogę ci zapiąć.-Wzięła wisiorek i zapięła go na szyi.-Wyglądasz w nim świetnie.

-Dziękuję. Ty masz taki sam prawda?-Spojrzałam na szyję Noelii.

-Tak. Będzie to znak naszej przyjaźni.

-Dobrze kochane wracamy do domu.-Mama zabrała moją czerwoną torbę z ubraniami.

-Ja pojadę sama.-Noelia uśmiechnęła się.

-Może cię podwieźć?

-Nie dziękuje, wrócę sama , muszę jeszcze iść do biblioteki. Do widzenia.

Trochę dziwnie ostatnio się zachowuje.Może ma jakiegoś chłopaka i mi nie powiedziała? Hmmm..

***

Wróciłyśmy do domu. Weszłam na górę do mojego pokoju i położyłam się na łóżko.

-Carmen jutro rano wyjeżdżam.-W drzwiach stanęła mama ze smutną miną.

-Już jutro? Przecież miałaś za dwad ni wyjechać..-Usiadła koło mnie i poprawiła książki na stoliku nocnym.

-Przepraszam. Wiesz, że muszę. Tata jest w Szwajcarii, może przyjedzie z Nazz cię odwiedzić.

-Rozumiem.-No tak w zasadzie już za pomniałam, że mam ojca ,który zostawił moją mamę dla o 14 lat młodszą od siebie kobietę.-Chciałabym teraz odpocząć.

-Dobrze, a ja pójdę się spakować.-Wstała i wyszła.

Dlaczego zasłabłam? Ostatnie co pamiętam to jak chowałam kopertę do biurka i.. Cholera koperta!Podbiegłam do szafki i ją wyciągnęłam.


Serdecznie zapraszam : Carmen Morris na bal. Obowiązują stroje wieczorowe. O godzinie 17 przybędzie po panią jeden z naszych towarzyszy  i przybędzie wraz z nim we wyznaczone miejsce. Otrzyma pani suknię i biżuterię specjalnie na tę okazję.

G.W.

Kim jest ten cały G.W.? Dostanę suknię i biżuterię?

-Hejka.-W oknie stała Afra ubrana w fioletową sukienkę z zieloną wstążką. Czy oni naprawdę nie potrafią wchodzić drzwiami?-Słyszałam o Collina, że byłaś w szpitalu. Wszystko w porządku?

-Tak, tylko zasłabłam. To nic wielkiego.

-Cieszę się. Proszę.-Wręczyła mi duże czarne pudełko.

-Co to?-Wzięłam pakunek i położyłam na łóżko.

-Suknia.-Afra się uśmiechnęła.-Przyjdziesz na bal prawda? Proszę.

-Afra czy możesz mi w końcu powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.Kim wy jesteście? Czym były te dziwne kreatury?-Nagle zdałam sobie sprawę, że podniosłam głos.-Przepraszam po prostu..

-Jutro na balu się wszystkiego dowiesz. Nie musisz się martwić.-Spojrzałam na nią i zauważyłam,  że czemuś się przygląda.-Skąd to masz?

-Co takiego?-Spojrzałam na moją szyję.-Wisiorek? Dostałam od mojej przyjaciółki. Czemu pytasz?

-A nie tak z ciekawości.-Podeszła do okna.-Jak będziesz szła na bal ubierz naszą biżuterię dobrze?

-Ok.-Nagle znikła. A ja otworzyłam pudełko. W środku znalazłam biało-niebieską, długą suknie.

W pasie zwężana, delikatna i gładka. Koronkowe rękawy, przy dekolcie małe świecące brylanciki.Po prostu piękna. Pod nią było małe pudełko, a w nim wisiorek z białym,połyskującym kamieniem.Cudowny. Delikatnie włożyłam rzeczy do środka i odłożyłam na półkę w garderobie.

*** 

Rano 6:34 

Wstałam  z łóżka i udałam się do łazienki. Umyłam się i zrobiłam delikatny makijaż. Spojrzałam na opatrunek. Delikatnie go zdjęłam, aby zobaczyć jak to wygląda. Nic.. nic nie ma jakby w magiczny sposób rana znikła. Przemyłam nadgarstek zimną wodą. 

Ubrałam czarne spodnie, białą, luźną bluzkę i szary, długi sweter. Wzięłam plecak i zeszłam do kuchni. Na stole leżała kartka od mamy :

W kopercie masz 400 złotych. Wrócę za tydzień. Uważaj na siebie. Kocham cię. 

                                                                                                                                         MAMA 

Nagle ktoś zapukał do drewnianych drzwi. Otworzyłam je a do środka wbiegł Patryk.-Jasne wejdź.

-Byłaś w szpitalu?-Chwycił mnie za ramiona i popatrzał głęboko w oczy.-Co ci? Jesteś w ciąży?

-Co, nie!Powaliło cię? Zasłabłam.-Wypuścił powietrze przez usta i pocałował nie w czoło.

-Ciesze się, że wszystko jest dobrze.-Czułam jak moje policzki płoną.-Chodźmy do szkoły.

-Jasne.- Spuściłam głowę. Wzięłam plecak i wyszliśmy z domu.Pogoda była cudowna, słońce lekko rozgrzewało moje ciało, a wiatr delikatnie poruszał zielone korony drzew.

-Czemu się nie odzywasz? Źle się czujesz?-Dotknął mojego czoła.-Jesteś cała rozpalona!

-To nic po prostu jest mi trochę gorąco. 

-Jesteś pewna?

-Tak.-Nagle poczułam jak kamień z wisiorka robi się gorący.Ale dlaczego?-Pójdę jeszcze do sklepu po sok, możesz iść ja cię dogonię.-Uśmiechnęłam się. 

-Dobrze. Spotkamy się w klasie.-Weszłam do wielkiego sklepu i przeszłam na dział z napojami. Wybrałam sok pomarańczowy i podeszłam do kasy.Kryształ parzył moją skórę. Ściągnęłam go i schowałam do torby.Może mam na niego uczulenie. 

-Hej.-Podskoczyłam. Koło mnie stał Fabian.-Poranne zakupy?

-Em.. tak.- Zapłaciłam za sok i poczekałam na szatyna.

-Idziesz do szkoły?-Zbliżył się do mnie a ja poczułam dziwny zapach.

-Tak.-Zapach przypominał palącą się gumę.

-Mamo, mamo tej dziewczynce pali się plecak.-Odwróciła się lecz za mną nikogo nie było. Szybko ściągnęłam plecak.-Cholera!- Fabian uniósł rękę nad moją torbę i zamknął oczy. Nagle płomień znikł i jakiekolwiek ślady spalenia również. 

-Nie zmyślaj.-Starsza kobita chwyciła chłopca za rękę i wyszła.

-Jak..?-Fabian podniósł nienaruszoną torbę i mi ją podał. 

-Nie wiem jak to się stało, ale nie musisz się martwić spalonym plecakiem.-Jego usta ułożyły się w delikatny uśmieszek. 

-Dziękuję.-Schowałam sok do czarnej torby. I wyszliśmy ze sklepu.

///  Drugi rozdział w jednym dniu. :D





Córka NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz