***
Na następny dzień wypisali mnie do domu. Mama i Noelia czekały na mnie w recepcji.
Podeszłam do niebieskiego biurka i podałam pielęgniarce swoją kartę pacjenta.
-Cześć.-Przywitałam się. Noelia podbiegła do mnie i z całych sił przytuliła.-Spokojnie..nic minie jest.
-Proszę-Wręczyła mi niebieskie pudełeczko.Otworzyłam je a w środku znalazłam piękny wisiorek z różowym kamieniem.-Pomogę ci zapiąć.-Wzięła wisiorek i zapięła go na szyi.-Wyglądasz w nim świetnie.
-Dziękuję. Ty masz taki sam prawda?-Spojrzałam na szyję Noelii.
-Tak. Będzie to znak naszej przyjaźni.
-Dobrze kochane wracamy do domu.-Mama zabrała moją czerwoną torbę z ubraniami.
-Ja pojadę sama.-Noelia uśmiechnęła się.
-Może cię podwieźć?
-Nie dziękuje, wrócę sama , muszę jeszcze iść do biblioteki. Do widzenia.
Trochę dziwnie ostatnio się zachowuje.Może ma jakiegoś chłopaka i mi nie powiedziała? Hmmm..
***
Wróciłyśmy do domu. Weszłam na górę do mojego pokoju i położyłam się na łóżko.
-Carmen jutro rano wyjeżdżam.-W drzwiach stanęła mama ze smutną miną.
-Już jutro? Przecież miałaś za dwad ni wyjechać..-Usiadła koło mnie i poprawiła książki na stoliku nocnym.
-Przepraszam. Wiesz, że muszę. Tata jest w Szwajcarii, może przyjedzie z Nazz cię odwiedzić.
-Rozumiem.-No tak w zasadzie już za pomniałam, że mam ojca ,który zostawił moją mamę dla o 14 lat młodszą od siebie kobietę.-Chciałabym teraz odpocząć.
-Dobrze, a ja pójdę się spakować.-Wstała i wyszła.
Dlaczego zasłabłam? Ostatnie co pamiętam to jak chowałam kopertę do biurka i.. Cholera koperta!Podbiegłam do szafki i ją wyciągnęłam.
Serdecznie zapraszam : Carmen Morris na bal. Obowiązują stroje wieczorowe. O godzinie 17 przybędzie po panią jeden z naszych towarzyszy i przybędzie wraz z nim we wyznaczone miejsce. Otrzyma pani suknię i biżuterię specjalnie na tę okazję.
G.W.
Kim jest ten cały G.W.? Dostanę suknię i biżuterię?
-Hejka.-W oknie stała Afra ubrana w fioletową sukienkę z zieloną wstążką. Czy oni naprawdę nie potrafią wchodzić drzwiami?-Słyszałam o Collina, że byłaś w szpitalu. Wszystko w porządku?
-Tak, tylko zasłabłam. To nic wielkiego.
-Cieszę się. Proszę.-Wręczyła mi duże czarne pudełko.
-Co to?-Wzięłam pakunek i położyłam na łóżko.
-Suknia.-Afra się uśmiechnęła.-Przyjdziesz na bal prawda? Proszę.
-Afra czy możesz mi w końcu powiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.Kim wy jesteście? Czym były te dziwne kreatury?-Nagle zdałam sobie sprawę, że podniosłam głos.-Przepraszam po prostu..
-Jutro na balu się wszystkiego dowiesz. Nie musisz się martwić.-Spojrzałam na nią i zauważyłam, że czemuś się przygląda.-Skąd to masz?
-Co takiego?-Spojrzałam na moją szyję.-Wisiorek? Dostałam od mojej przyjaciółki. Czemu pytasz?
-A nie tak z ciekawości.-Podeszła do okna.-Jak będziesz szła na bal ubierz naszą biżuterię dobrze?
-Ok.-Nagle znikła. A ja otworzyłam pudełko. W środku znalazłam biało-niebieską, długą suknie.
W pasie zwężana, delikatna i gładka. Koronkowe rękawy, przy dekolcie małe świecące brylanciki.Po prostu piękna. Pod nią było małe pudełko, a w nim wisiorek z białym,połyskującym kamieniem.Cudowny. Delikatnie włożyłam rzeczy do środka i odłożyłam na półkę w garderobie.
***
Rano 6:34
Wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. Umyłam się i zrobiłam delikatny makijaż. Spojrzałam na opatrunek. Delikatnie go zdjęłam, aby zobaczyć jak to wygląda. Nic.. nic nie ma jakby w magiczny sposób rana znikła. Przemyłam nadgarstek zimną wodą.
Ubrałam czarne spodnie, białą, luźną bluzkę i szary, długi sweter. Wzięłam plecak i zeszłam do kuchni. Na stole leżała kartka od mamy :
W kopercie masz 400 złotych. Wrócę za tydzień. Uważaj na siebie. Kocham cię.
MAMA
Nagle ktoś zapukał do drewnianych drzwi. Otworzyłam je a do środka wbiegł Patryk.-Jasne wejdź.
-Byłaś w szpitalu?-Chwycił mnie za ramiona i popatrzał głęboko w oczy.-Co ci? Jesteś w ciąży?
-Co, nie!Powaliło cię? Zasłabłam.-Wypuścił powietrze przez usta i pocałował nie w czoło.
-Ciesze się, że wszystko jest dobrze.-Czułam jak moje policzki płoną.-Chodźmy do szkoły.
-Jasne.- Spuściłam głowę. Wzięłam plecak i wyszliśmy z domu.Pogoda była cudowna, słońce lekko rozgrzewało moje ciało, a wiatr delikatnie poruszał zielone korony drzew.
-Czemu się nie odzywasz? Źle się czujesz?-Dotknął mojego czoła.-Jesteś cała rozpalona!
-To nic po prostu jest mi trochę gorąco.
-Jesteś pewna?
-Tak.-Nagle poczułam jak kamień z wisiorka robi się gorący.Ale dlaczego?-Pójdę jeszcze do sklepu po sok, możesz iść ja cię dogonię.-Uśmiechnęłam się.
-Dobrze. Spotkamy się w klasie.-Weszłam do wielkiego sklepu i przeszłam na dział z napojami. Wybrałam sok pomarańczowy i podeszłam do kasy.Kryształ parzył moją skórę. Ściągnęłam go i schowałam do torby.Może mam na niego uczulenie.
-Hej.-Podskoczyłam. Koło mnie stał Fabian.-Poranne zakupy?
-Em.. tak.- Zapłaciłam za sok i poczekałam na szatyna.
-Idziesz do szkoły?-Zbliżył się do mnie a ja poczułam dziwny zapach.
-Tak.-Zapach przypominał palącą się gumę.
-Mamo, mamo tej dziewczynce pali się plecak.-Odwróciła się lecz za mną nikogo nie było. Szybko ściągnęłam plecak.-Cholera!- Fabian uniósł rękę nad moją torbę i zamknął oczy. Nagle płomień znikł i jakiekolwiek ślady spalenia również.
-Nie zmyślaj.-Starsza kobita chwyciła chłopca za rękę i wyszła.
-Jak..?-Fabian podniósł nienaruszoną torbę i mi ją podał.
-Nie wiem jak to się stało, ale nie musisz się martwić spalonym plecakiem.-Jego usta ułożyły się w delikatny uśmieszek.
-Dziękuję.-Schowałam sok do czarnej torby. I wyszliśmy ze sklepu.
/// Drugi rozdział w jednym dniu. :D
CZYTASZ
Córka Nadziei
Fantastique-Wstawaj!- Ze snu wyrwał mnie głos Fabiana. Pewnie to znowu jakieś dziwne złudzenie.-Szybko! -Zostaw mnie!-Machnęłam ręką i z powrotem powróciłam do snu. -Weź ją na ręce, nie ma czasu!- Collin krzyczał jak opętany. Słyszałam głośne dudnienie, które...