PROLOG

96 6 2
                                    


Rok 1326 maj


Ciemna, głucha noc, to nigdy nie wróży nic dobrego.


Wracałem z długiej i ciężkiej wyprawy. Dotarłem do Wielkiego Kanionu. Brak siły, jedzenia a co najważniejsze wody jest najgorszym co mogło mnie spotkać,co się dziwić zasłużyłem sobie. Zostawiłem całe królestwo aby uciec przed wrogiem. Jak mogę śmieć nazywać siebie królem. Nasuwa się tylko jedno słowo- zdrajca. Powinienem tam wrócić.. ale po co, nie mam już nadziei dla mnie jestem zdany tylko na siebie na tym cuchnącym pustkowiu- hehe.. śmieszne jak fortuna się kołem toczy..- Jechałem dalej na swoim koniu, gdy poczułem metaliczny smak w ustach – Krew​? -Potarłem moją brodę - Nie to coś innego..- nagle mój koń zatrzymał się – czemu nie jedziesz?- Gdy spojrzałem przed siebie żałowałem, że nie zawróciłem.


Piasek spod mych stóp przyjął postać nienaturalnie wielkiego ,czarnego wilka . Koń zrzucił mnie z siodła i pognał siną dal -świetnie!- Wilk groźnie zawarczał ,z pyska ciekła mu lepka piana.- więc taki będzie mój koniec.. -zaśmiałem się. Bestia ruszyła na mnie. Szybko wstałem i zacząłem uciekać . Wilk wskoczył na mnie i ugryzł w ramię szarpiąc z całej siły .Głos uwiązł mi w gardle. Wciągnąłem miecz i wbiłem go w głowę sierściucha. Ten zamienił się z powrotem w piasek, aby przemienić się w coś na kształt człowieka.Z dłoni wyrósł mu wielki miecz, który był pokryty jakąś lepką mazią przypominająca krew .Jak najszybciej poczołgałem w stronę wielkiej kamiennej ściany ,która była jedynym bezpiecznym miejscem dla mnie, chociaż nic w tej sytuacji nie jest w stanie mnie uratować.. Postać coraz bardziej zbliżała się do mnie ,do oczu napłynęły mi ciepłe łzy , skierowałem swój miecz w stronę ludzkiej kreatury.Ni stąd, ni z owąd rozbłysło piękne niebieskie światło, z którego wyłoniła się młoda, brązowo-włosa kobieta ubrana w białą szatę. Spojrzała na ciemną postać , nie była zadowolona z powodu jej przybycia. Wciągnęła przed siebie smukłą dłoń ,z której wystrzeliła wiązka białego światła . Istota pod jego wpływem rozpadła się na tysiące połyskujących kawałków ,które przed upadnięciem na ziemie zapieniły się z powrotem w pustynny pył. Kobieta uklękła przy mnie, popatrzała na moje obrażenia z bólem w oczach – niech panienka się nie martwi, nic mi nie będzie- uśmiechnęła się do mnie smutno i przyłożyła swoją dłoń do mej rany . Poczułem jak jej ręce są coraz to bardziej zimne . Rana już nie piekła, nic mnie nie bolało.- ale jak.. przecież..- zielonooka pomogła mi wstać, po czym spojrzała mi głęboko w oczy -zwę się Spem, nie musisz się mnie obawiać, zatrzymałam twe krwawienie.- dotknąłem swego ramienia- dziękuję pani – za twą dzielną postawę otrzymasz dar – dotknęła mojego miecza , pod jej palcami pojawiły się małe iskierki. Przesunęła delikatnie ręką wzdłuż niego.-Powierzam ci moc nadziei którą utraciłeś ..- ostrze pod wpływem jej dotyku nabierało jasno niebieskiej barwy, aż w końcu przybrało postać pięknego miecza, który emanował cudownym, błyszczącym, niebieskim światłem.Pojawił się na nim wypukły napis SPEM (łac. Nadzieja).Uniosłem miecz , aby mu się przyjrzeć- Od dzisiaj twym zadaniem jest pokonać ciemność, lecz pamiętaj w pojedynkę nikt wojny nie wygrał, nieś nadzieje!- uśmiechnęła się do mnie po czym zniknęła w białym świetle księżyca. 

//Oto moja 1 powieść. Liczę na to ,że przypadnie wam do gustu. <3 Już w 1 rozdziale pojawi się  Carmen, nasza główna bohaterka. <3

Córka NadzieiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz