Witając śmierć

1.6K 130 53
                                    

Biegliśmy już cały dzień, podążając w kierunku, w którym według informacji od Sakury przemieszczali się porywacze. Naruto wszedł w tryb mędrca, dzięki czemu łatwiej mogliśmy ich wytropić. Nie odzywaliśmy się do siebie ani słowem, poza kilkoma krótkimi wymianami poglądów na temat naszych kolejnych działań. Obaj byliśmy skupieni. Niebo było pochmurne i mogliśmy mieć tylko nadzieję, że nie zacznie padać deszcz. Wtedy znacznie trudniej byłoby nam złapać trop. 

- Sasuke, wyczuwam czakrę kilku ludzi jakieś sto metrów przed nami. 
- Więc są blisko, musimy zwolnić tempo.
- Jak to zwolnić? Nie możemy pozwolić im uciec.
- Musimy ich przez jakiś czas śledzić. Nie możemy tak otwarcie zaatakować, bo zrobią krzywdę dziecku. Zresztą powinniśmy poznać ich zamiary. 
- Masz rację. Stój! Zatrzymali się.

My także przestaliśmy biec i skryliśmy się wśród drzew. Obserwowaliśmy zza zarośli, jak nieprzytomnego Inako kładą na ziemię i zastanawiają się, co dalej robić. Próbowałem wyłapać jak najwięcej z tego co mówią, ale słyszałem tylko urywki.

- ... ale granice Kraju Lasu są pilnie strzeżone. - mówił jakiś drobny rudy człowieczek. Nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że bardziej przypomina nawet małpę, niż człowieka. Był przygarbiony i miał dzikie ruchy. Już nie wspomnę o jego twarzy, którą najwyraźniej jakiemuś gorylowi ukradł i przeszczepił sobie.
Postać stojącą obok niego możnaby od biedy uznać za dziewczynę. Prawdopodobnie byli rodzeństwem. Nie trzeba mieć sharingana w oku, by dostrzec, że pochodzą z tego samego gatunku.

- mamy tutaj czekać, aż złapią nas ci z Konohy? - odezwała się czarnowłosa dziewczyna, której mięśnie bicepsa mogłyby spokojnie konkurować z moimi. Wyglądało to aż niesmacznie. 

- po co mieliby nas w ogóle gonić? Ten dzieciak to dla nich nic nieznaczący przybłęda. Dla nas możliwość zarobku! - odezwała się ruda.

- Ona ma rację. - przemówił ogromny, muskularny facet. Jego długie, brązowe włosy zaplecione były w warkocza. Skrzywiłem się, cóż za nieprzyjemny typ. Na dźwięk jego słów wszyscy pozostali zamilkli. Widać, że to on rządził w tej ekipie. - Schowamy się gdzieś tutaj. Nawet gdyby ktoś nas tropił, bez problemu ich załatwimy. Poczekamy, aż zleceniodawcy przyjdą do nas i zapłacą za chłopca. Była tylko umowa o porwaniu go, a nie jeszcze dostarczeniu pod nos. Dora, skontaktuj się z nimi. 

- Dobra, szefie. - nie wiem w jaki sposób czarnowłosa mogła się z tym kimś skontaktować, ale w jakiś niewidoczny dla nas sposób już to zrobiła, bo kiwnęła głową, a pozostali podnieśli chłopaka i powoli ruszyli przed siebie. Poczułem jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu.

- Sasuke, czy nie powinniśmy ich teraz zaatakować? 

- Nie możemy teraz...

- Mamy czekać, aż coś zrobią temu dziecku?! - zakryłem mu twarz dłońmi. Poczułem się dziwnie skrępowany, wykonując ten gest.  

- Ucisz się! Posłuchaj: jeżeli teraz zaatakujemy, oni mogą zrobić krzywdę chłopakowi i potraktować go jako zakładnika. Po drugie, nie znamy ich prawdziwej mocy. Wyglądają na bardzo pewnych siebie. Nie sądzę, by byli silniejsi od nas, ale my musimy przy ataku zachować ostrożność, by Inako nie stała się krzywda. Po trzecie,  z treści podsłuchanej rozmowy wynika, że komuś zależy na porwaniu tego chłopca i tylko ich wynajął do osiągnięcia swojego celu. Nawet jeżeli ich zabijemy, to zostaną wynajęci kolejni ludzie. A ci - wskazałem palcem na oddalających się powoli od nas porywaczy - najwyraźniej mają się z nim niebawem spotkać, więc możemy wtedy zaatakować i pozbyć się problemu raz na zawsze. Rozumiesz? - odsunąłem wreszcie dłonie od jego twarzy. 

- Przecież sam mówiłeś, że chłopiec ma astmę! Musimy podać mu natychmiast leki!

- Nie drzyj się. - syknąłem - Poobserwujemy ich jeszcze tylko przez chwilę, żeby się nieco więcej dowiedzieć. Nie możemy działać pochopnie. Ta misja nie polega na odnalezieniu zaginionego kota jakiejś starej psychopatki. 

Qan Zemra, czyli inne zakończenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz