Niewinne kłamstewko

1.5K 138 164
                                    

Są takie momenty w życiu każdego człowieka, kiedy dostrzegamy piękno otaczającego nas świata, kiedy zapominamy o wszystkich problemach i po prostu doceniamy to, że żyjemy. Tego poranka nadszedł dla mnie właśnie taki moment. Otworzyłem oczy i ujrzałem strumienie słońca, które padały na nasze łóżko. Leżałem w objęciach Naruto i wtulałem się w jego nagą pierś. Obserwowałem spokojne i regularne ruchy jego klatki. Wdech... wydech... znowu wdech... i wydech. Mógłbym każdego dnia budzić się w ten sposób. Patrzeć na jego przymknięte oczy, otoczone aureolą gęstych rzęs.

 Miałem jednak świadomość, że to tylko moje marzenia. Prędzej wyschną wszystkie wody tego świata, niż my będziemy mogli być razem. Wstałem z łóżka, starając się nie obudzić Naru. Owinąłem się szlafrokiem i podszedłem do okna. Z zamyśleniem spojrzałem w niebo. Słońce dopiero niedawno wyszło zza horyzontu,a a uliczki wioski były jeszcze puste. Cała Konoha pogrążona była we śnie. Ściągnąłem brwi w skupieniu. Podszedłem do szafki i wyjąłem z niej pierwsze lepsze ubrania, które chwilę później założyłem na siebie. 

Spojrzałem na śpiącego przyjaciela. Na osobę, z którą spędziłem najlepszą noc mojego życia. Na człowieka, który nadał sens mojemu istnieniu. Na kogoś, na kogo nie zasługiwałem. 

Podszedłem do łóżka, na którym spał Naruto. Ująłem jego dłoń i pogładziłem ją kciukiem. Pocałowałem ją delikatnie, niemal wcale nie dotykając ustami jego skóry. 

- Dziękuję ci za wszystko. Żegnaj.

***

Odkąd po raz kolejny opuściłem wioskę minęły już niecałe cztery dni. Wędrowałem po prostu przed siebie, nie znając drogi, nie znając celu. Przez kilka godzin szedłem na północ, po to by nagle obrócić się i pójść na południe. 

Musiałem być gdzieś niedaleko granicy Kraju Ognia z Krajem Rzeki. Powietrze było tak bardzo wilgotne, że na skórze osadzały mi się krople wody. Dotarłem do miejsca, gdzie łączyły się ze sobą wody dwóch rzek. Znajdowała się tam jakaś niewielka knajpa podróżna. Zauważyłem napis na drzwiach, który ogłaszał, że mają wolne pokoje. Budynek wykonany był z bambusa i wyglądał dość egzotycznie, ale pomyślałem, że dobrze będzie się zatrzymać tu na jakiś czas i odpocząć. 

Popchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Momentalnie wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę, ale miałem to gdzieś. W środku było bardzo dużo ludzi. Jedni bardziej, inni mniej dziwaczni. Samo wnętrze przydrożnej restauracji wyglądało na zadbane i schludne. Przy oknach poustawiane były rozłożyste rośliny, a z sufitu zwisały duże lampiony. Podszedłem do baru i usiadłem na wysokim krześle, wykonanym z jakiegoś orientalnego materiału. 

- Co podać? - pojawił się przy ladzie niski staruszek i zaczął wycierać ściereczką kufle. 

- Jakikolwiek ciepły posiłek.

- A może skusi się pan na łyczka sake? - mrugnął do mnie wesoło. 

- Nie jestem pijakiem. Potrzebuję natychmiast ciepłego i pożywnego jedzenia. Jeśli nie macie tutaj takich rzeczy to wychodzę.

- Niech się pan tak nie denerwuje. Zawsze smutnym przybyszom proponuję coś mocniejszego na poprawienie humoru.

- Nie jestem smutny!

- To czemu się pan nie uśmiecha?

- Bo nie. 

- Rozumiem. - odstawił nagle kufle, przybrał na twarzy poważną minę i zwrócił się do mnie konspiracyjnym szeptem. - Dziewczyna pana rzuciła?

- Nie! - wstałem i spojrzałem z góry na staruszka. Oczy wszystkich ludzi ponownie zwróciły się w moją stronę.

- Niech pan siada. Proszę - podsunął mi zardzewiały kluczyk i uśmiechnął się pogodnie. - Niech pan pójdzie wypocząć, a potem powiem kelnerce, by przyniosła panu kolację. Mamy tutaj takie dania, że każdy odrzucony mężczyzna zapomni o bożym świecie. - zacmokał wesoło i zniknął w drzwiach prowadzących do kuchni, nim zdążyłem zmierzyć go groźnym wzrokiem. Cóż za dziwaczny człowiek!

Qan Zemra, czyli inne zakończenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz