Rozdział 6

430 44 10
                                    

Pobiegłam załamana do parku i usiadłam na ławeczce, chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam sobie wybaczyć, że zakochałam się w kimś, kogo nawet dobrze nie znam i tym samym utworzyłam sobie nowe problemy związane ze szkołą. Ja zawsze muszę się wpakować w jakieś tarapaty. Cały czas zadaję sobie pytanie "dlaczego ja?", ale nigdy nie potrafię udzielić na nie odpowiedzi. Nie mam nawet komu się wyżalić, wypłakać w ramię. Jestem samotnym, zranionym aniołem, który chciałby odlecieć, ale nie potrafi.

Zeszłam z ławeczki i przykucnęłam przy jeziorku łabędzim. Spojrzałam w taflę wody i ujrzałam JEGO. Trzymał swoje silne ręce na moich delikatnych i słabych ramionach. Odwróciłam się i powróciłam do pozycji stojącej. Podniosłam wzrok i wpatrywałam się w jego błyszczące oczy. Odwzajemniał mój wzrok tym samym posyłając mi serdeczny i ciepły uśmiech.

Violetta, dość. Miałaś o nim zapomnieć.

– Jestem – szepnął mi do ucha. – Ja, Leon Verdas.

Nie, nie potrafisz o nim zapomnieć, Violetta.

Odgarnął moje włosy i pogłaskał mój policzek. Momentalnie przeszły po moim ciele przyjemne dreszcze.

– Potrzebuję Cię – wyszeptałam. - Ja, Violetta Castillo.

– Wytłumaczysz mi zatem dlaczego płaczesz? – spytał.

Kolejny raz to samo. Nie wiem, czy jestem w stanie się mu całkowicie zwierzyć.

– Violetta, proszę.

Nadgryzłam wargę i w końcu mu wyznałam prawdę, chociaż wymagało to ode mnie wiele trudu i wysiłku.

– Moja klasa mnie upokorzyła. Wyzywali mnie. Począwszy od debilek, skończywszy na szmatach. Nieważne dlaczego.

Otworzył buzię, by coś powiedzieć, ale ja go wyprzedziłam.

– León, to boli. I nawet nie wiesz jak bardzo. Czujesz w sercu takie ukłucie, masz do nich żal, ale nie nienawidzisz ich, bo wiesz, że mówią prawdę. Chciałbyś usłyszeć zwykłe "przepraszam", które choć trochę ukoiłoby Twój ból. Przyzwyczaiłeś się do pomiatania sobą, ale i tak nie możesz przestać płakać. I żyjesz, nie wiadomo po co, bo wiesz, że bez Ciebie byłoby lepiej... – łzy spływały po moich policzkach, gdy to mówiłam.

Nie wiedział, co powiedzieć i przez dłuższ chwilę staliśmy w milczeniu. I to on zaniemówił, nieprawdopodobne.

Wtulił mnie w swój umięśniony tors uyty pod bawełnianą koszulką i pocałował mnie delikatnie w czoło.

– To się zmieni, obiecuję – dał mi słowo.

– Co się zmieni? – zapytałam nie wiedząc, o co chodzi.

– Zobaczysz w niedalekiej przyszłości.

Jego słowa mnie zaciekawiły. Z jednej strony podoba mi się, że jest taki tajemniczy, a z drugiej nie, bo chciałabym go lepiej poznać. Może kiedyś uda mi się to zrobić.
– I wiesz co? – odezwał się w końcu. – Kij z nimi! Ważne, że masz mnie i to się liczy – powiedział pewnie.

– Mam Ciebie? – zadałam mu pytanie.

– Oczywiście. Zawsze jestem i będę przy Tobie.

– Prawie się nie znamy – stwierdziłam lekko zbita z tropu.

– Ja Cię znam – odrzekł, patrząc w moje brązowe oczy.

Nie odpowiedziałam mu na to, bo za bardzo nie wiedziałam jak.

– Mam jeszcze jedno pytanie – zakomunikował mi.

– Tak, jakie?

– Kto Cię dokładnie skrzywdził?

– Nieważne.

– Violetta!

– Nieważne.

– Proszę Cię, powiedz, przecież mi ufasz. Chyba.

– Diego – wykrztusiłam w końcu z siebie. – Nazwiska nie podam.

– Dobrze.

Wsiadł na motor szybko i odjechał.

– Leon! – krzyknęłam próbując biec za nim, bezskutecznie.

Przez niego będę miała jeszcze bardziej na pieńku z Diego... Zalałam się łzami i usiadłam z powrotem na ławce. A myślałam, że mogę mu zaufać.

Fakt jest taki, że jestem naiwna.

León

Podjechałem pod szkołę Violetty i czekałem, aż skończą się lekcje i zadzwoni dzwonek. Spędziłem na czekaniu parę minut. Usiadłem na zgaszonym motorze i wypatrywałem tego całego Diego. Dokładnie wiedziałem kto to, bo miałem do czynienia z nim wiele razy. To mój największy wróg.

W końcu! Dzwonek zadzwonił i tłum uczniów wybiegł ze szkoły z radością. Mimo że tłum był duży, udało mi się ujrzeć Diego. Ukryłem się przy koszach na śmieci i zaciągnąłem go tam, szarpiąc za plecak.

Chwyciłem go za koszulkę wściekły i zapytałem ze złością.

– Co jej zrobiłeś? Violetcie. Gadaj albo zaraz to ja Ci coś zrobię! – wykrzyczałem, sycząc przez zaciśnięte zęby.

___________________________

Komentarze, to dla mnie motywacja na lepszy i bardziej dopacowany rozdział, zatem komentujcie. :)

8 gwiazdek = next.

 ✖ Anioł, któremu zabrakło skrzydeł ✖Where stories live. Discover now