Rozdział 11

369 32 5
                                    

Wszystko ma swój koniec, ale niekoniecznie piękne zakończenie. Jednakże w moim przypadku, piekło się skończyło i to w piękny sposób, bo dzięki temu przeżyłam swój pierwszy i najważniejszy pocałunek w życiu, oraz znalazłam kogoś, kto rozumie mnie bez słów. Któż to taki? Nikt się raczej nie powinien dziwić, gdy powiem, że Leon. Mój bohater, dzięki któremu jakoś się trzymam.
Po całym wydarzeniu jakim było uwolnienie mnie z rąk potwora, którym jest mój własny ojciec, pojechałam z Leonem do jego mieszkania. Przez połowę drogi do domu panowała nieznośna cisza, którą przerwał Leon.

- Jak się czujesz? - spytał jednocześnie prowadząc samochód.

Spuściłam wzrok.

- Wyobraź sobie, że dobrze. Pewnie Cię to dziwi, ale mnie ani trochę. Takie akcje u mnie były codziennością, więc nie mam powodów do rozpaczy, gdyż dzisiaj tak czy inaczej wszystko się odmieniło, dzięki Tobie. Dziękuję - powiedziałam niepewnie.

Posłał mi promienny uśmiech.

- Cieszę się w takim razie. Wiesz przecież, że mi na Tobie zależy - odparł spoglądając na mnie kątem oka.

- Przepraszam - odrzekłam nieśmiało.

- Przepraszam, dziękuję, to co w końcu? - zaśmiał się. - Za co mnie przepraszasz?

- Za niesłuszne ocenienie. Zrozumiałam, że podjęłam zbyt pochopną decyzję. To nieprawda, że Cię nie potrzebowałam ani nie potrzebuje. Wręcz przeciwnie - wyszeptałam cicho.

- A co do Diego... zmieniłaś zdanie? - zapytał.

- Nie. Nadal uważam, że postąpiłeś źle, ale ludzie popełniają błędy i jestem skłonna do wybaczenia Ci. Zresztą, już to uczyniłam - wytłumaczyłam mu.

- Nie wiesz wszystkiego - mruknął.

- Mam tego świadomość. Miałeś mi wytłumaczyć, skąd się wzięliście z Francescą pod moim blokiem - przypomniałam mu.

- Fakt, ale to długa historia. Opowiem Ci jak dojedziemy do domu. Najpierw musimy wezwać policję - zakomunikował mi.

- Nie. Leon, proszę, nie! Nie chcę, póki co składać zeznań. Chcę poczuć jak to jest żyć w normalnym domu, ognisku miłości. Zapomniałam już jak to jest.

- Violu, ale to ważne. Co prawda ja już złożyłem zeznania, ale Ty raczej też będziesz musiała prędzej czy później. Poza tym, u mnie też tego nie doznasz, przykro mi. Mam 19 lat i mieszkam sam. Nie pytaj o moich rodziców, proszę - poprosił mnie.

- Zgoda. Na szczęście mamy siebie. To się liczy - uśmiechnęłam się szeroko.

- Miło to słyszeć z Twoich ust - wyznał ucieszony.

Przejechaliśmy jeszcze dwa kilometry i znaleźliśmy się w jego mieszkaniu.

Było ładnie urządzone, zadbane i przede wszystkim przytulne. Przeszliśmy przez korytarz, a ja już piałam z zachwytu.

- Wow - powiedziałam zadziwiona urokiem tego miejsca.

Uśmiechnął się.

- Masz piękne mieszkanie. I panuje w nim porządek, co jest raczej niespotykane u samotnie mieszkających chłopaków - przyznałam.

Usiedliśmy w międzyczasie na miękkiej kanapie i powróciliśmy do rozmowy.

- Wiesz, ja od zawsze na wszystko pracuję samodzielnie. Nie miałem w życiu łatwo, ale jakoś sobie radzę. Nauczyła mnie tego pewna osoba - oznajmił, a w jego oczach zbierały się łzy.

 ✖ Anioł, któremu zabrakło skrzydeł ✖Where stories live. Discover now