osiem

2.9K 161 6
                                    

- Znowu palisz, suko?

- Czego chcesz, Justin? Po za tym wcześniej ci nie przeszkadzało, że palę.

- Teraz mi przeszkadza - warknął zirytowany - bo zasmradzasz nam mieszkanie.

- To mieszkanie Amber - mruknęła obojętnie Rose, ale posłusznie zgasiła peta.  Po wczorajszym naprawdę nie miała ochoty na szarpaninę z tym ułomnym człowiekiem.

Przynajmniej tak sobie wmawiała.

- Dobra, już nie palę, możesz sobie stąd iść - powiedziała w jego stronę. Justin nie ruszył się jednak z miejsca.

- Nie po to przyszedłem - oznajmił z pozornym spokojem. Rose aż poderwało z łóżka, chociaż boląca kostka znacznie ograniczała jej pole manewru.

- To czego chcesz?

Przez chwilę oboje milczeli, mierząc się wzrokiem, jej spojrzenie pełne sprzecznych emocji, jego zdeterminowane.

- Rozbierz się.

- Chyba kpisz - warknęła zdenerwowana, obronnym ruchem zasłoniła się leżącą na łóżku kołdrą.

- Już ci mówiłem, że nie zamierzam cię zgwałcić, cnotko. Nie pochlebiaj sobie, bo nie jesteś ani tyle warta, ani na tyle ładna. A teraz się rozbierz, bo jak zedrę z ciebie to ubranie, to już go nie odzyskasz - rozkazał, nonszalancko opierając się o ścianę. Ale Rose wiedziała, że nie żartował i w tym momencie autentycznie się go bała. 

Ale z drugiej strony nie mogła pokazać mu swojej nagiej skóry, ozdobionej kolorowym tuszem.

- Zostaw mnie, to jest napaść i...

Błyskawicznie przemieścił się spod ściany do łóżka i gwałtownym gestem pchnął ją na posłanie, bez żadnych względów dla jej obolałej nogi. Szarpnął za zamek jej bluzy i dziewczyna została w samym t-shircie, po raz pierwszy od dawna przy kimś.

- ... co na to powie Amber - dokończyła szeptem, nie patrząc mu w oczy. Justin się jednak nie odezwał, tylko metodycznie pozbawił już nie protestującą Rose bluzki i spodni, pozwalając jej zostać w bieliźnie. Na początku mówił prawdę, to nie miało podtekstu seksualnego.

Przez dłuższą chwilę bez słowa się jej przyglądał, chociaż Rose tego nie widziała. Sama ze wstydu mocno zacisnęła oczy, starając się nie rozpłakać.

Czym innym były gorączkowe pieszczoty w ciemnym lesie, a czym innym... to. Zimne upokorzenie w jasnym świetle dnia, bez większych emocji z jego strony.

- Ile ważysz? - zapytał nagle dziwnym głosem. Rose otworzyła szeroko oczy z zaskoczenia. Jego tęczówki pociemniały, a ona nie wiedziała co to oznacza. Przeszył ją głęboki dreszcz.

- To nie twoja sprawa. - Oblizała nerwowo spierzchnięte usta.

- Pytałem się ciebie, kurwa, ile ważysz, nie dość, że jesteś tępa to jeszcze na dodatek głucha! - wybuchnął Justin.

- Czterdzieści dwa kilo - pisnęła, ze strachu nie pomyślała nawet o tym, żeby skłamać . 

Jednak Justin nie skomentował jej wypowiedzi ani jednym słowem, jedynie jego spojrzenie zrobiło się jeszcze ciemniejsze, niemal czarne.

- Ile masz tatuaży?

- Dziewięć - Teraz już nie było sensu zmyślać, sam wszystko widział.

A oglądał ją naprawdę dokładnie.

- Co oznaczają?

- Nic.

Jeżeli wyłączyć tatuaż anielskiego skrzydła, dziwnym trafem niemal identyczny jak ten Justina, tylko na prawej ręce... To nic.

Oby nie zauważył.

- To przeze mnie, Rose?


Macie, krótki, ale jest. Zauważcie, że dodaję ten rozdział o drugiej w nocy, a na siódmą rano mam do pracy i doceńcie moje poświęcenie.

Taaa...

I tak w ogóle ta historia zbliża się do końca. Zostały jeszcze dwa-trzy rozdziały, zobaczę jak to rozbiję. Bo w sumie to nie ma o czym za bardzo pisać. Fabuła w tym opowiadaniu po prostu nie istnieje, a najważniejsze problemy i przeszkody w relacji Justina i Rose zostaną rozwiązane w ten czy inny sposób.

A z innych wieści: zapisałam się na kolejny tatuaż, ptaka watercolor, ale w intensywnych barwach <3  

Good Girl ♠Justin Bieber♠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz