Wybaczcie, że od dawna nic nie dodawałam. No nie mam wytłumaczenia lel. Dobra miłego czytania.
----------------------------- Jakby to ująć - spojrzałam na niego, dyszał pewnie z tego powodu, że przed chwilą biegł bardzo szybko i był już zmęczony. - No nikt nie chciał mi odpowiedzieć no mój purewski grom pytań, więc sama sobie odpowiedziałam - odparłam i już chciałam go wyminąć, gdy on zwracał mnie za nadgarstek. Był bardzo wściekły, więc milczał, mając nadzieję, że da rade mnie nie zwyzywać. - Jeśli myślisz, że pozwolę ci hasać tak po prostu, po tym purewskim labiryncie, to sie mylisz - z jego oczu w moją stronę biła wrogość, ale jakoś miałam to gdzieś.
- Jeśli nie słuchanie cię to błąd, chcę wnim tkwić - wreszcie wyrwałam rękę z jego uścisku i miałam ochotę mu przyłożyć. Jednak zrezygnowałam, ponieważ nie wyszłoby mi to na dobre. Woah, najpierw pomyślałam przed wykonaniem czynności. Widzę postęp, Sofia. - Wracajmy zanim cie ktoś zobaczy - syknął Hank a ochota, żeby użyć mojej pieści w celu rozwalnia mu nosa, niebezpiecznie wzrastała. Mój wyraz twarzt był niezmiennie wściekły i gardzący mimo, że on tak naprawdę nic nie zrobił, jedynie mnie wkurzał.
Poddając się jego pomysłowi, biegnę w stronę wyjścia, jednak zatrzymałam się gdy nie usłyszałam za sobą jego cholernych kroków. - Idziesz czy będziesz budował swój pomnik? - krzyknęłam, nie miałam zamiaru iść ram z powrotem i go zapytać. Hank nic nie odpowiedział, jedynie wreszcie się ruszył i wyrównał ze mną tempo. Potem zaczął wygłaszać chyba dziesięcio stronnicowy poemat, jak lekkomyślnie się zachowałam i jeszcze pierdyliard innych nudnych zdań. - Może ruszałbyś nogami, szybciej niż szczęką - zagadnęłam, siląc się na jakiś lepszy ton niż zwykle. Jednak chłopak jedynie mruknął coś niezrozumiałego. Przez chwilę się nie odzywał a ja chciałam paść na klęczki przed Bogiem i całować jego stopy. To niby kobiety ględzą bez sensu i z nimi nie można wytrzymać. Jak on nie mógł zdzierżyć bez wypominania mi błędów. Wcale nie obchodziło go, że jakiś biegacz (tak, sporo mi również wyjaśnił) mógłby sobie beztrosko biegać po Labiryncie i nas nakryć a następnie we dwójkę słodko spędzilibyśmy resztę naszych purewskich dni w Ciapie, albo z Buldożercami na kolacji.
- Powiedz mi tylko jeszcze jedno - uchwyciłam to zdanie i z niechęcią spojrzałam na niego. - Jak się żyje bez mózgu? - uśmiechnął się a ja niemal parsknęłam.
- Już mam się śmiać? Chyba przegapiłam ten moment - Hank zaśmiał się a ja mu zawtórowałam.
- Dobra, ciszej. Już zaraz będziemy - rzekł z niemałą powagą.
- Aj, aj kapitanie! - chłopak skarcił mnie wzrokiem, nie po raz pierwszy z resztą. -No co? Nie mogę sobie pozwolić, na bycie nudziarą jak ty - w odpowiedzi jedynie przewrócił oczami. - I widzisz? - mój pretensojnalny ton miał na celu wyprowadzić go z równiwagi. - Ktoś fajny np. Minho, rzuciłby jakąś ripostą, co by mi poszło w pięty i nie dałby sobą pomiatać - powiedziałam beztrosko. Byliśmy już przy wrotach. Biegacze wracali dopiero za kilka godzin, więc ich nie musielśmy się obawiać. Wyjrzałam delikatnie, aby sprawdzić czy czyjeś oczy bacznie nie obserwują wrót. - Ktoś fajny np. Minho? - powtórzył po mnie, tylko w formie pytającej. Chciałabym się z nim kłócić, ale teraz na mojej głowie było przemknięcie się niezauważalnie przez otwór w Labiryncie.
- Nie pora na przygody z serii "Jealous Boy" - Hank był chyba zazdrosny o Minho, bo ten był Przywódcą Zwiadowców, a jemu ten przywilej nie przysługiwał.
- Że co? - niemal podniósł głos, jednak zdążyłam uderzyć go w ramie, by się ogarnął. Tak to głupie. Zamiast działać, stoimy i gapimy się na wyjście jak jacyś idioci. No, przynajmniej jedno z nas nim jest. -Zamknij się, albo osobiście pójdę nas wydać - syknęłam wściekła. - A teraz idź...
- Od kiedy ty tu rządzisz? - coraz bardziej mnie irytował, ale spokojnie. Wytrzymam jeszcze dziesięć minut, bez obicia mu tej zadufanej gęby. - Od kiedy, dowiedziałam się, że jesteś tępym narcyzem, który myśli, że umie śpiewać - patrzył na mnie poirytowany. Ha, dziesięć punktów dla Gryfindoru. - Uprzedzając pytania, tak od początku - wyszczerzyłam się złośliwie i nie patrząc na niego, wyszłam z Labiryntu. Nikt mnie nie zauważył a to znaczyło, że te podchody były nikomu nie potrzebne, świetnie. Pierwotny plan był taki, że wracamy razem do Strefy i stwarzamy pozory, że on mnie pilnuje itd. jednak pan "Zabójczy głos" strzelił focha i spikolił z powrotem do Labiryntu. Postanowiłam więc, że wrócę do siebie i się położę, udając chorą.

CZYTASZ
Strefa Zagłady
Fiksi PenggemarAmnezja - każdy słyszał, każdy wie na czym polega. Początkowo Sofia myślała, że właśnie to jej się przytrafiło. Nie pamiętała niczego, rodziny przyjaciół, własnego domu, miasta w którym się wychowała, jedynie swoje imię. Jednak ona może odzyskać wsp...