Rozdział 4

388 32 13
                                    

1. Nie mogę robić nic dziwnego.
2. Nikt ma się nie zorientować.
3. Nie wolno mi niczego popsuć.
***
Te słowa małego "planu", który sama ułożyłam towarzyszą mi przez całą noc. Budzę się chyba z milion razy i cały czas brzęczą mi w głowie. W końcu udaje mi się normalnie zasnąć.
Mam wrażenie, że dosłownie sekundę później słyszę nad uchem głos:
-Kiiiiirstie! Wstawaj! Czas oszołomić ludzkość po raz kolejny!
Mitch.
-Jeszcze nie... Daj mi pięć minut...-mamroczę.
Cisza.
Otwieram oczy i widzę, że reszta zespołu gapi się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
O nie. Powiedziałam to po polsku? Pierwszy punkt mojego planu chyba właśnie odleciał do New Delhì.
Natychmiast zakrywam usta dłonią. Siadam na łóżku uderzając czołem o "sufit" wnęki. ZNOWU.
I wtedy wszyscy zaczynają się śmiać.
Mitch i Scott dosłownie tarzają się po podłodze, a Kevina słychać chyba na drugim końcu autostrady.
Tylko Avi do mnie podchodzi.
- W porządku, Kirst?
-Taaak- odpowiadam rozmasowując czoło.
Dopiero wtedy zaczyna chichotać.
-Chyba się nie wyspałaś.
Unoszę brew udając zdziwienie.
-Przed chwilą powiedziałaś do Mitcha coś co brzmiało jak przesypywanie piasku przez silnik traktora - śmieje się dalej.
Czyli tak brzmi polski dla obcokrajowców? Dobrze wiedzieć.
Wzdycham z ulgą. Nikt nic nie zauważył.
-Kirstie, to brzmiało jakbyś chciała się dogadać z wężem!-Mitch nie przestaje się śmiać.
Dobra, dobra starczy tego!
Zsuwam się z łóżka, żeby go trzepnąć. I przy okazji Scotta. I może Kevina.
-Hej, hej, heeeej! Stop przemocy!- do pokoju wpada wysoka brunetka w okularach.
Natychmiast domyślam się kto to.
Esther. Siostra Aviego. Menadżerka zespołu.
-Idźcie się ubrać. Zaraz będziemy na miejscu, a musicie jeszcze zrobić próbę- zarządza.
Chłopcy jęczą głośno. Robię to samo, chociaż wolałabym raczej krzyknąć z przerażeniem.
Mam śpiewać przed tysiącami ludzi?! Serio, wystarczyłby mi po prostu bilet VIP...
- Ja idę pierwszy do łazienki!- wrzeszczy Scott.
-O nie, nie, nie. Nie ma takiej opcji! Mama musi być piękna!-oburza się Mitch.
-Ty zawsze siedzisz tam godzinę!
-Jestem kobietą!- odgryza się z całkiem poważna miną.
Blondyn nie wytrzymuje i praska głośnym śmiechem. Mitch wykorzystuje jego nieuwagę. Rzuca się w stronę łazienki, wbiega i natychmiast zatrzaskuje zamek.
-O ty, mały...!
Jego najlepszy przyjaciel dobiega do drzwi i zaczyna w nie walić pięściami.
Kevin wywraca oczami głośno wzdychając. Wstaje i wychodzi znikając w tylnej części autobusu.
Avi kręci głową z uśmiechem i idzie za nim.
To chyba nie jest pierwsza taka kłótnia.
Parskam pod nosem rozbawiona, ale zaraz poważnieję na myśl o koncercie. Sięgam do walizki, która sądząc po jaskraworóżowym kolorze jest moja. Po chwili utwierdzam się w tym przekonaniu, kiedy znajduję staniki. Wybieram jeansowe krótkie spodenki i czarną koszulkę. Po chwili zastanowienia biorę jeszcze czerwoną koszulę w kratę, żeby przewiązać ją w pasie. Z ubraniami w ręce kieruję się na korytarz. Mitch właśnie wychodzi fukając na Scotta:
-Nie musiałeś mnie tak dopingować! Dałbym sobie radę.
Blondyn szybko wejść do łazienki, ale ja mam już opracowaną strategię. Chrząkam znacząco i kiedy się odwraca robię proszącą minę.
-Scottie, ja tu jestem NAPRAWDĘ kobietą- mówię wskazując głową na wyszczerzonego w uśmiechu Mitcha. Scott przenosi wzrok ze mnie na bruneta i z powrotem.
-Dobra...-daje w końcu za wygraną.
-Dzięki!
Szybko zamykam za sobą drzwi na wypadek gdyby zmienił zdanie.
-Łuhu! Nieźle siostro!- słyszę głos Mitcha.- Załatwiliśmy go!
-Nie denerwuj mnie!!!
Rozlegają się odgłosy szamotaniny. Uśmiecham się pod nosem i staję przed małą umywalką. Kiedy patrzę w lustro mimowolnie podskakuję. W końcu rzadko widzę tam kogoś innego...
Ubieram się i spinam włosy w kucyk. Daję sobie spokój z makijażem, bo mam przeczucie, że później i tak ktoś mi go zrobi. Przeglądam się ostatni raz i krecę głową z niedowierzaniem.
Kiedy wychodzę na korytarz słyszę głosy z tylnego pomieszczenia:
-Avi, nie zjadaj wszystkich płatków!
-Bo co?
-Smoki nie istnieją!
-Chcesz się bić?
-Wojna na kciuki?!
Widzę Aviego i Kevina siłujących się nad pudełkiem płatków śniadaniowych. Na kanapie razem z nimi siedzą Scott i Mitch wpatrzeni w telewizor.
-Spongebob Kanciastoporty!- drą się na całe gardło nie siląc się nawet na harmonię.
Uderzam się otwartą dłonią w czoło.
Czy ktoś mi może przypomnieć ile oni mają lat?
- O, Kirstie- zauważa mnie Avi.- Chcesz chrupki?
-Nieeee... Dzięki- odpowiadam bo już zauważyłam małą lodówkę.
Wyciągam jogurt i siadam obok Aviego.
-Co tam Kirst? - zagaduje Scott - Jesteś podekscytowana swoim solo?
Prawie wypluwam jogurt na Kevina.
JAKIM SOLO??!!!

**********
Heeeeeej
Na wstępie przepraszam za to straszne opóźnienie, ale szkoła jak miłość- nie wybiera XD
A poza tym to MEGA dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze. <3
Tym razem 750 słów! Mam nadzieję, że się Wam podobało. Jeśli tak to wiecie co robić ;)
No...
...to ja...
...idę :*

Pentatonix- Tour LifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz