Ból, zagubione wróżki i nieoczekiwana wizyta.

24 2 2
                                    

Dźwięki dochodziły do mnie jak zza grubej tafli szkła.

- Zrób coś!

- To nie jest moja branża! Ostatnią operacją jaką przeprowadziłem, była penetracja czaszki. Na żywym osobniku. Bez znieczulenia. 70 lat temu. Jak się pewnie domyślasz, pacjent nie przeżył.

- Wiedziałem. Byłeś niemieckim...

- Czy możecie skupić się na Catrin? Chyba się budzi.

Zalała mnie fala bólu. Jęknęłam żałośnie, próbując uspokoić bijące na alarm nerwy.

- To ni chuja nie jest moja branża.

Z moich ust wydobył się niepowstrzymany jęk. Otworzyłam oczy. Jedynym, co ujrzałam było kilka niewyraźnych plan w różnych barwach. Zamrugałam kilka razy, próbując pozbyć się mgły blokującej mój widok. Nie mogłam skupić się na poszczególnych głosach. Nagle wyczułam znajomy zapach mięty. Nie. To zapach miętowych lodów, które przynosiła mama, kiedy chciała przekazać mi złe wieści. Przynosiła je stanowczo zbyt często.

Zapach zniknął. Kilka zbłokanych łez spłynęło mi po policzku za nim powróciła ostrość widzenia. Pierwszą osobą jaką rozpoznałam był Faust. Jego twarz była bledsza niż zwykle. Fioletowe sińce pod oczami i błyszczące kropelki potu na zmarszczonym czole nie dodawały mu uroku. Arianna klęczała po mojej drugiej stronie równie zmartwiona. Oktawian przyglądał mi się zza ich pleców. Czułam chłód, ale nie chodziło tu o temperaturę. Przez chwilę czułam na sobie zimne szpony śmierci. Spojrzałam na moją ranę. Świeże bandaże nasiąknięte krwią słabo powstrzymały krwawienie, ale nie uśmierzyły bólu. Szczupłe palce Fausta powoli zakradły się na opatrunek. Chwilę później delikatny blask rozświetlił powietrze wokół rany. Chłopak między sekwencjami łacińskich zdań wypluwał z siebie salwę przekleństw. Najwyraniej nie miał wprawy jako medyk. Odczucie rozrywajace moje ciało zmieniło się w pulsujący ból.

Arianna zadawała mi jakieś pytania, ale nie byłam w stanie zrozumieć ani słowa. Przed oczami zatańczyły mi czarne plamki i znów nastała ciemność.

Gdy obudziłam się, ujrzałam piękne zielone poszycie lasu i idealną ściółkę. Ta część lasu była dużo ładniejsza od poprzedniej trasy, przez którą musiałam się przedrzeć. O ile to możliwe. Kolejnymi elementami, które rzuciły mi się w oczy była Arianna i Faust. Dziewczyna nerwowo sięgnęła ręką, by ująć jego ramię, kiedy jego krok wydał jej się niepewny. Nekromanta spojrzał na nią z irytacją i mruknął, odpychając jej dłoń. Everdeen szła przed nimi wolniej niż poprzednim razem. Przyglądałam się im w ciszy. Czułam się otępiała i obolała. Moje kończyny były wiotkie i ciężkie. Moja klatka piersiowa, obojczyk i brzuch opanował pulsujący ból. Bolącą głowę opartą miałam o ramię Oktawiana. Mój mózg zaczął nareszcie poprawnie pracować. Otworzyłam usta, by zadać nurtujace mnie pytania, ale z mojego suchego gardła wydobyło się tylko kilka niezidentyfikowanych dźwięków. Demon spojrzał na mnie kątem oka.

- Wycieczka stop! Śpiąca królewna znów jest wśród żywych. - krzyknął w kierunku reszty grupy.

Arianna i Everdeen odwróciły się gwałtownie i ruszyły w moim kierunku. Faust wlekł się za nimi. Wyglądał na wykończonego. Oktawian usadowił mnie na jedny ze złamanych konarów. Poruszałam się jak szmaciana lalka, choć "poruszałam" to zbyt mocno powiedziane. Arianna napoiła mnie wodą z butelki jak niemowlę. Jeszcze chwilę oddychałam głeboko, by zachować jasność umysłu.

- Co... Się stało? - wychrypiałam.

- Zaatakowały Cię zbłąkane wróżki. - powiedziała Everdeen.

- W sumie to sama do nich pobiegłaś. - mruknął Faust.

- To nie jej wina! Była we władaniu ich mocy. - broniła mnie Arianna.

Koniec Początków : ObdarowanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz