Rozdział 9

1.4K 131 11
                                    

***************
Na wstępie mówię, że zmieniam narrację. Będzie nie trzecio, tylko pierwszoosobowa 😆
Tak jest mi bardziej na rękę ^-^
***************

Poszłam do domu.
Wyjęłam kartę Biedronki z pudełka na pamiętnik. Wsadziłam ją do telefonu i napisałam SMS-a do Czarnego Kota:

Od: Ja
Do: Czrny Kot

Moglibyśmy się spotkać dziś o północy, na Wieży Eiffla? Musimy porozmawiać.
Proszę, odpisz.

Na odpowiedź czekałam około godzinę. Gdy jednak sygnał przychodzącej wiadomości dał o sobie znać, dopadłam telefonu w ciągu sekundy. Przeczytałam wiadomość:

Od: Czarny Kot
Do: Ja

Ok. Też muszę ci o czymś powiedzieć. To ważne. Dozobaczenia.

Wow! Albo go tak uraziłam, albo nasz Kotek zmądrzał - żadnego "Biedroneczko", "Kropeczko","My Lady", nic!

***

Czas do północy minął strasznie szybko. Zdążyłam tylko przypomnieć sobie tekst na przesłuchanie do Romea i Julii i uszyć nową sukienkę, której pewnie i tak nigdy nie założę.

Nie wiele przed północą, wyszłam na balkon i przemieniłam się w Biedronkę.

Na miejsce dotarłam równo o północy, jednak Kota jeszcze nie było. Czekałam dobre piętnaście minut, zanim wreszcie raczył się pojawić.
- Cześć. - wyszeptał.
- Cześć.
- Dlaczego chciałaś się spotkać? - unikał kontaktu wzrokowego.
- Bo... chcę cię przeprosić za wczoraj. Miałeś rację. Nie mogłeś wiedzieć, że Al... moja przyjaciółka przeczyta wiadomość. Przepraszam...

Cisza...
Cisza...
Cisza...
Chciałam już pójść, ale Kot złapał mnie za nadgarstek.

- Przeprosiny przyjęte. Rozumiem cię, twoja tożsamość mogła zostać ujawniona.
- Dziękuję. Też chciałeś mi coś powiedzieć, o co chodzi?
- Chciałem ci to powiedzieć wczoraj , ale wyszło, jak wyszło, więc... Chodź za mną. - wziął mnie za rękę.

Pędziliśmy po dachach paryskich budynków przez jakieś pół godziny. W pewnym momencie zatrzymał mnie i kazał zamknąć oczy. Zrobiłam to, a on prowadził mnie powoli do przodu.
Zatrzymaliśmy się.
- Otwórz oczy, księżniczko. - wyszeptał mi wprost do ucha, na co przeszły mnie dreszcze.
Otworzyłam.
Zobaczyłam zastawiony stół i dwa krzesła oświetlone jedynie blaskiem księżyca i świecami. Nie byliśmy już w Paryżu. Byliśmy w lesie za miastem.
- Co to jest? - zapytałam zdziwiona.
- Powód mojego spóźnienia. Pewnie nie wiesz, ale dokładnie wczoraj odbyliśmy setną udaną misję. Taka mała rocznica.
- To urocze!
Poszedł do jednego z krzeseł i odsunął je.
- Zechce Pani usiąść?
- Oczywiście. - nie mogłam pohamować uśmiechu.

Oboje zasiedliśmy do stołu i zabraliśmy się za spożywanie posiłku. Po około trzydziestu minutach śmiania się, obrzucania jedzeniem i wygłupów Kota, nastała dziwna cisza. Przerwał ją Kocurek :
- Kiedy poznamy nasze tożsamości? - zapytał.
- Kiedyś napewno. - spojrzałam na księżyc.
- Ale kiedy będzie to kiedyś?
- Kocie, wiesz, że ja też chciałabym wiedzieć, kto kryje się pod twoją maską, ale wiesz też, że to...
- Że to niebezpieczne. Tak, wiem, ale chcę wiedzieć, kim jest ta wspaniała Biedroneczka, a poza tym nie chcę już zawsze zwracać się do ciebie, jak do owada.
- Czemu ci to przeszkadza?
- Bo cię ko... bardzo lubię.

Westchnęłam.

- Mam pomysł. - oznajmił.
- Jaki?
- Powiedzmy po pięć informacji o sobie, a za tydzień spróbujemy zgadnąć, kto kryje się pod maską.
- No nie wiem...
- Oj no weź. Księżniczko, proszę. - zrobił słodkie oczka i objął mnie ramieniem.

Obróciłam głowę, aby spojrzeć mu prosto w oczy. Pierwszy raz zauważyłam, że są takie hipnotyzujące.

- Proszę. - wyszeptał.
- No dobra, zgoda.

"Dlaczego ja to robię?"

- Super! Więc, zaczynaj.
- Ok, no więc, mam szesnaście lat, całkiem nieźle wychodzą mi cruasanty (nie wiem, jak się to pisze ~aut.), mam coś wspólnego z modą, uwielbiam Jaggeda Sotwna i mam bardzo słabe oceny. Teraz ty.
- Hehe, My Lady, chyba jesteśmy sobie przeznaczeni. - wyszczerzył się i przysunął niebezpiecznie blisko.
- Bo? - troszeczkę się osunęłam.
- Bo: również mam szesnaście lat, ubóstwiam cruasanty, też mam coś wspólnego z modą, także uwielbiam Jaggeda Sotwna, bo sory, kto go nie lubi? Co do ocen... Hmmm, jestem geniuszem. Jadę na szóstkach i piątkach.
- Ty? - nie kryłam zdziwienia.
- Tak. To aż takie dziwne? - zapytał udając, że się obraził.
- Sory, ale tak.

Odwrócił się plecami i skrzyżował ręce na piersi.

- Mam focha. - oznajmił.
- Kocie, przepraszam, nie spodziewałam się i tyle. - zawisłam mu na karku. Pachniał miętą.

To był mój błąd.

Kot obrócił głowę, uśmiechając się chytrze. Już po chwili - nawet nie wiem, w jaki sposób - leżałam na miękkiej trawie, a on trzymając moje nadgarstki wisiał nade mną okrakiem (co? ~aut.) .
- Kocie, złaź!
- Jak poprosisz i przeprosisz. - uśmiechnął się łobuzersko.
- Już przeprosiłam.
- To poproś.
- Proszę?
- Inaczej. - jego uśmiech się poszerzył.
- Jak?
- Daj mi buziaka.
- Kocie...
- A, a, a! Ja mogę być w takiej pozycji nawet całą noc.
- Ty tak, ale nie wiem, czy twoje kwami wytrzyma.
- Mniejsza. To jak? Dajesz mi całusa, czy będziemy tak leżeć przez całą noc?
- Ugh! Zgoda, ale w policzek.
- Przeżyję. - nadstawił polika.

"Dlaczego ja to robię?... Znowu!"

Chcąc, nie chcąc, zrobiłam to.
Cmoknęłam go, ale po chwili zorientowałam się, że ten cwaniak obrócił szybko głowę. W rezultacie pocałowałam go w... ugh... jak głupio mi o tym mówić... w usta! Menda jedna wykorzystała sytuację i również mnie pocałowała. Co dziwne, nie broniłam się. A powinnam! Ja kocham Adriena! Nie chcę, żeby jakiś Dachowiec mnie całował.
Wtedy jednak... to było mega dziwne... Najdziwniejsze jednak było to, że tego chciałam.
Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam powietrza.
- Wow... - wyszeptał i zgodnie z umową wyswobodził mnie.
- Co to było? - zapytałam bardziej sama siebie.
- Zakochujesz się we mnie, My Lady.

Spojrzałam na niego zdziwiona, przerażona, ale z drugiej strony dziwnie szczęśliwa. Nie!

- Śnij dalej! - wykrzyknęłam i uciekłam, zaczepiając jojo o drzewa.

Miraculum Biedronka i Czarny Kot - Co było dalej?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz