ROZDZIAŁ 2 ✔

1.2K 75 22
                                    

N:

Nie mogłem uwierzyć w to co usłyszałem. Dlaczego daje się tak traktować? Czy jej ojciec nie widzi jaką ma wspaniałą córkę? I kim jest Ash? To dla niego tak się poświęca?

Kiedy dziewczyna się rozpłakała, nie mogłem jej tak zostawić. Nie powinna być teraz sama.

-Roxi... - wyszedłem z ukrycia i wolnym krokiem ruszyłem w jej kierunku.

-Wszystko słyszałeś, prawda? - pyta dążącym głosem nawet na mnie nie patrząc.

-Czy to dlatego unikałaś rozmowy o swojej przeszłości?

-Tak... - łka cicho - Nie chciałam, aby ktoś się dowiedział... Przyjechałam tu aby zapomnieć... Zacząć od nowa... A teraz... - znów zaczęła płakać, a ja przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.

Roxi:

To jakiś koszmar. A najgorsze jest to, że N wszystko słyszał. Czuje się upokorzona. Ale kiedy mnie przytulił... Boże! Dlaczego to musiało się stać akurat teraz!

-Porozmawiajmy. Poczujesz się lepiej - odezwał się cicho N. Spojrzałam na Lucario, który był zdenerwowany. Kiwnął pojedynczo głową, a ja westchnęłam.

-Dobrze... Ale nie tutaj.

***

-Nie wiem od czego zacząć... - mówię cicho, siedząc po turecku na swoim łóżku. Lucario siedział koło mnie, natomiast N na przeciwko mnie.

-Najlepiej od początku - mówi spokojnie. Westchnęłam.

-Cofnijmy się do momentu, w którym poznałam Lucario...

Miałam wtedy 9 lat, a mój brat Ash 7.

Pewnego dnia, kiedy szłam do centrum pokemonów, zobaczyłam rannego Riolu. Był osłabiony. Widać było, że dużo przeszedł. Nie mogłam go tak zostawić, więc postanowiłam go zabrać do siebie i zaopiekować się nim.

Minęło kilka miesięcy. Riolu był już w dobrej formie, zaprzyjaźniliśmy się. W dniu moich dziesiątych urodzin, musiałam podjąć decyzję:

-Roxi. Ponieważ skończyłaś już 10 lat, możesz wybrać sobie swojego pierwszego pokemona - decyzja nie była trudna do podjęcia.

Ja i Riolu byliśmy nie rozłączni. I wtedy się zaczęło.

Nasz ojciec... Enzo... Coraz bardziej zaczął na mnie naciskać. Chciał abym była najlepszą i najsilniejszą liderką sali. Zaczęły się męczące treningi i naciski na perfekcje.

Miałam chwilową przerwę, kiedy Ash postanowił wyruszyć w swoją pierwszą podróż. Ruszyłam razem z nim. Po drodze poznaliśmy przyjaciół, Ash zdobywał odznaki... W końcu przyszedł czas na ligę Kanto... Nasz ojciec... Jako mistrz regionu Kanto, musiał uczestniczyć w turnieju. Ale wtedy stało się coś, co z każdym dniem przytłaczało mnie coraz bardziej, a mianowicie bitwa. Moja bitwa... Ojciec rzucił mi wyzwanie, a ja jako trenerka nie mogłam odmówić.

Oczywiście ojciec wygrał bez problemu... Jednak - co zaskoczyło wszystkich - swój tytuł mistrza oddał mi. I tak skończyłam jako najmłodsza mistrzyni regionu. Trenowałam coraz więcej, a jedyną odskocznią były podróże z Ash'em. Jednak i one nie sprawiały mi już przyjemności. Kiedy tylko usłyszeli moje imię, od razu wiedzieli kim jestem. Zapytasz się pewnie dlaczego na to wszystko pozwoliłam? Odpowiedź jest prosta.

Ash.

Był taki szczęśliwy kiedy wyruszył w swoją pierwszą podróż. Wiedziałam, że jeżeli ja nie spełniałabym ambicji ojca, to to wszystko spadło by na Ash'a. A na to pozwolić nie mogłam. Chciałam, żeby chociaż on cieszył się życiem. Był beztroski, pełen energii i marzeń.

Spojrzałam na N'a, Który mi się przyglądał.

-A twoje pokemony? Dlaczego ojciec każe ci je porzucić?

-Uważa, że powinnam mieć pokemony godne mistrzyni, jednak ja nie mogę tego zrobić. Mnie i Lucario łączy niezwykła więź, jest moim przyjacielem - spojrzałam na mojego pokemona ze smutnym uśmiechem - Moje pokemony w pełni mi ufają i nie zamierzam ich porzucać bo ojciec tego chce.

-Co zamierzasz zrobić teraz? Chcesz wrócić do Kanto? - pyta z lekkim zdenerwowaniem.

-Nie... A przynajmniej jeszcze nie teraz... Wyruszam do Laverre.

-Ucieczka nie jest rozwiązaniem - powiedz mi coś czego nie wiem.

-Wiem... Ale... Nie widzę innej opcji - mój głos zaczął się łamać, a z oczu zaczęły płynąć łzy. N widząc to bez wahania mnie przytulił.

-Nie płacz. Na pewno coś wymyślimy - Wtuliłam się w niego i dałam upust emocjom. Wysłuchana w bicie jego serca, zasnęłam.

***
N:

Obudziłem się czując dziwny chłód. Otworzyłem oczy. Bylem w pokoju Roxi, ale nigdzie jej nie było. Mało tego. Jej rzeczy zniknęły! Szybko wyszedłem z jej pokoju i pobiegłem do siostry Joy.

-Siostro Joy! Widziałaś Roxi?

-Tak. Dzisiaj rano. Prosiła abym ci to dała - z szuflady wyjęła białą kopertę i mi ją dała. Wziąłem ją i z mocno bijącym sercem otworzyłem.

"Nie umiem pisać listów, tak samo jak nie potrafię się żegnać. Wiem, że chciałeś dla mnie jak najlepiej i wiem, że masz rację, ucieczka nie jest najlepszym rozwiązaniem, ale nie mam wyboru. Wyruszam w podróż. Nie wiem kiedy ojciec mnie znajdzie... Ale chcę jeszcze chwilę nacieszyć się tym pięknym regionem. Przepraszam N... Może jeszcze kiedyś się zobaczymy

~ Roxi''

Czyli jednak... Nie mam do niej pretensji. W pewnym stopniu ją rozumiem, ale nie pozwolę aby dalej cierpiała. Muszę ją znaleźć.

-Siostro Joy. Roxi mówiła dokąd idzie? - pytam z nadzieją, że odpowie mi na to pytanie.

-Wspomniała coś o Laverre - mówi po dłuższym zastanowieniu.

W takim razie ja też ruszam do Laverre.
___________________________________
No i jest 3 rozdział xd

Aż przypomniały mi się momenty, kiedy to pisałam xD

Mam dobry humor, bo One Shot jest prawie skończony i pojawi się w walentynki :3 Taki Special Walentynkowy ;)

Zostawcie jakiś ślad po sobie i do zobaczenia 🐻

Pokemon: Moja Historia ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz