#3

423 49 2
                                    

wydarzenia z teraz:

Po udanym koncercie wszyscy byliśmy bardzo zmęczeni. Zwłaszcza ja. W sumie, ja zawsze jestem zmęczony. Moją porą do życia jest noc, pod warunkiem, że dzień był lajtowy.

Wracając do tematu. Wszyscy byliśmy w jednym pokoju. Brakowało tylko naszego Jimina. Podpytywałem chłopaków czy go gdzieś przypadkiem nie widzieli, ale odpowiadali przecząco. Tylko Tae rozmawiał z nim jakąś godzinę temu od tej pory go nie widział. Zaczynałem się poważnie martwić, bo on nigdy nie znika. A już na pewno nie na tak długo.

Postanowiłem wybrać się na małe poszukiwanie marcheweczki. Pierwszą moją myślą było, że usnął gdzieś po prostu. Z każdym pustym pokojem robiłem się coraz bardziej nerwowy. Gdzie on mógł się podziać?

Szwędałem się po korytarzach pełnych statystów za każdym razem kłaniając się i dziękując za ciężką pracę. W końcu to od nich zależało większość rzeczy. Nie byłem niewdzięcznym dzieciakiem.

Szedłem ze spuszczoną głową gdy w uderzyłem w coś twardego. Menager. Przeprosiłem natychmiast, kłaniając się kilka razy. Odpowiedział mi szczerym uśmiechem. Zauważył od razu w moich oczach niepokój i smutek.

- Co Cię trapi Min?

Oczywiście nasz niezawodny menager zauważy wszystko. Przed nim nie ukryje nawet najmniejszej sprawy. Chyba za dużo czasu z nim przebywam.

- Jest coś. Nie mogę znaleźć Jimina. Nie widział go pan przypadkiem?

- Nie wiem gdzie jest teraz, ale jakąś godzinę temu widziałem jak wchodził do łazienki.

W moich oczach pojawiły się iskierki. No jasne, tylko tam jeszcze nie szukałem. Jestem idiotą. Jak mogłem o tym zapomnieć. Podziękowałem mu i pożegnałem się po czym poleciałem do łazienki.

Jak się mogłem spodziewać drzwi były zamknięte. Wołałem jego imię, ale nikt mi nie odpowiadał. Nie dałem jednak za wygraną i nadal pukałem.

Po kilku długich minutach usłyszałem ciche mruknięcie. Byłem w stanie to zauważyć tylko dlatego, że na korytarzu panowała idealna cisza. Prawdopodobnie większość pracowników juz dawno była w domu. Na moje szczęście.

- Jimin? Otwórz mi!

Nic się nie działo. Byłem cierpliwy i czekałem. W końcu oparłem się o drzwi plecami i opadłem powoli na ziemie. Moje zmęczenie dało się we znaki. Usłyszałem zza drzwi jakieś ruchy.

- Yoongi hyung...

Jego głos był słaby. Przeraziłem się i niekontrolowanie krzyknąłem by mi otworzył. Akurat przechodziły jakieś dwie młode dziewczyny, pewnie stażystki. Spojrzały na mnie z przerażeniem i szybko pobiegły w swoją stronę. Nie przejmowałem się tym i nadal waliłem w drzwi. W końcu nie wytrzymałem i wyważyłem je. Kto by pomyślał, że taki drobny cukiereczek poradzi sobie z ciężkimi drzwiami. Nie ważne.

Obraz jaki ujrzałem przeraził mnie do szpiku kości. Jimin siedział oparty o ścianę z bezwłanie opadniętymi rekoma. Wszędzie było pełno krwi. Co ten dzieciak wyrabia? Chce się zabić?

Podbiegłem do niego szybko zamykając wcześniej drzwi. Był pół przytomny. Spojrzał na mnie szklistymi oczami. Wyczytałem z nich smutek i wstyd.

- P-przepraszam...

Jego oczy powoli się zamykały a głowa opadała na moje ramię. Nie mogłem dopuścić by coś mu się stało. Ułożyłem jego ciało w takiej pozycji by nie osunął się na ziemię i nie zrobił sobie większej krzywdy a sam podszedłem do lusterka. Wcześniej tego nie zauważyłem, ale było stłuczone. Jiminnie, coś ty narobił...

Don't let me go [YOONMIN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz