Obudziłem się dosyć wcześnie. Na dworze nadal było ciemno czyli mógł być dopiero środek nocy. Usiadłem na fotelu, na którym leżałem czując okropny ból w kręgosłupie. Cóż, nie sprzyjają mi takie warunki, ale było warto. Zapaliłem lampkę nocną, która stała na stoliku obok. Zauważyłem, że jestem przykryty niezidentyfikowanym kocem. Spojrzałem na łóżko młodszego, ale nie zastałem go tam. To był jak zimny prysznic. Gwałtownie wstałem przez co zakręciło mi się w głowie przez co ponownie musiałem usiąść. Zrobiło mi się ciemno przed oczami, a nagły ból głowy prawie rozwalił mi czaszkę. Za dużo wrażeń jak na ostatnie dni. Muszę odpocząć. Wszyscy musimy. Takie zmęczenie na dłuższą metę może być dla nas niebezpieczne.
Gdy sytuacja się ustabilizowała wyszedłem z pokoju. Krążyłem po korytarzu szukając chłopaka. Znalazłem go wychodzącego z łazienki. Był ubrany w piżamę szpitalną, a jego skóra była blada. Nie wspominając o tych cieniach pod oczami. Wyglądał jak wrak człowieka.
- Jiminnie, przestraszyłem się, gdy nie było cie w łóżku jak wstałem.
- Nie chciałem cie budzić tylko po to by powiedzieć, że chcę iść do toalety. Trochę prywatności.
Zaśmiał się słabo. Jego organizm będzie potrzebował czasu by się zregenerować. Nie spuszczę go nawet na krok, dopilnuję by mu się polepszyło.
Wróciliśmy razem do pokoju. Całą drogę trzymałem go za ramię i pomagałem iść. Prawdopodobnie słabo mi to wyszło, ale chociaż się starałem. Posadziłem go na łóżku, a sam chciałem usiąść w fotelu. Nie chciałem przekraczać granicy jego prywatności, ale on sam wyszedł z inicjatywą. To on złapał mnie za rękę i poprosił gestem bym usiadł obok niego. Jak można się było domyślić zrobiłem to bez wahania. Brakowało mi jego dotyku, przytulenia. Myślami wróciłem do tej nocy gdy zasnął w moich ramionach. Jednak musiałem wrócić do rzeczywistości. Była jedna sprawa, która mnie męczyła.
- Jimin, proszę zmień terapeutę.
- Po co? I tak mi nic nie pomoże. Sam muszę sobie z tym poradzić. Druga osoba nie ma na mnie wpływu... Oprócz ciebie.
- Więc zrób to dla mnie. Proszę.
- Dlaczego się tak o mnie martwisz?
- Bo jesteś dla mnie naprawdę ważny, Jimin.
- Ty dla mnie też Yoongi, dlatego nie chcę być dla ciebie ciężarem.
Spojrzał na mnie zrezygnowany i ciężko westchnął.
- Dobrze. Zrobię to wyłącznie dla ciebie.
Byłem z niego dumny. W sumie nie pierwszy raz. Uszczęśliwiał mnie gdy próbował się leczyć, poprawić. Nie wymagałem wiele od życia, tylko to by Jimin był zdrowy i szczęśliwy. Nie ważne z kim, ważne by był. To się właśnie nazywa prawdziwa miłość. Dbanie o tą osobę i robienie wszystkiego by uśmiech nie schodził jej z ust, nawet kosztem siebie. To byłem właśnie ja. Gotowy do poświęceń dla niego. Kto by pomyślał, że zbuntowany Min Yoongi, który nawet własnego szefa się nie słucha będzie potulny jak baranek wobec chłopaka, który uważa go tylko za przyjaciela.
- Przytul mnie hyung.
Tak też zrobiłem. Schowałem go w swoich wątłych ramionach dając mu poczucie bezpieczeństwa. Chłopak wtulił się w moją klatkę piersiową nasłuchując serca, które biło w tym momencie jak szalone.
- Denerwujesz się czymś Yoongi?
- Dlaczego?
- Bo bardzo szybko bije ci serce. Czy to bezpieczne?
Nie Jiminnie, miłość nie jest bezpieczna. W każdej chwili jedno słowo ukochanej osoby może Ci je złamać.
- To nic. Jestem zmęczony i niewyspany. Często tak mam.
CZYTASZ
Don't let me go [YOONMIN]
FanfictionJimin jest wiecznie uśmiechniętym chłopakiem. Wszyscy myślą, że ma idealne życie bez jakichkolwiek zmartwień. Jednak jest jedna osoba, która zauważa w nim jakieś zmiany. Ta osoba była gotowa skoczyć za nim w ogień... - Yoongi hyung, dłużej nie wytr...