Prawda w słowach trubadura

472 74 6
                                    

— Nie mogę wprost uwierzyć, że tak wygląda z bliska historia, o której trubadurowie w moim kraju śpiewają pieśni — powiedziała Jezarella.

Popołudniowe słońce oświetlało komnatę. Rugat dawno już poszedł, ale Emrilda wciąż nie wychodziła z alkowy. Młoda Nondorka tymczasem zdjęła ze ściany lutnię i zagrała melodię, zgoła obcą dla uszu plevańskiego barbarzyńcy, ale bardzo słodką i rzewną, aż mu się coś w duszy kołysało, jakby te tęskne tony już gdzieś słyszał.

— Ledwie kilka lat temu powstała Piesń o Rugacie i cudnej Emrildzie, ale grają ją teraz na większości dworów Nondoru i Asmaghorii, a może też i w Gorhonie. Tylko że nie zaśpiewam ci jej po tutejszemu, bo to trudne rymy i rytm. Potem opowiem, najpierw posłuchaj.

Durgas przechylił głowę i aż się uśmiechnął. Podobało mu się, jak Jezarella nuci sobie przy rozmaitych zajęciach, ale nigdy nie zdarzyło mu się słyszeć damy uczonej śpiewu i do tego umiejętnie sobie akompaniującej. Dziewczyna zaczęła cicho, ale w miarę postępu melodii zapomniała się, głos jej się wznosił, piękniał i wypływał na zamkowe korytarze niby jakiś czar, mogący ruinę na powrót odmienić w wytworną siedzibę arystokracji.

Nagle śpiewaczka zamilkła. Durgas obejrzał się — we drzwiach stała Emrilda. Włos miała skołtuniony, usta trochę napuchnięte, podobnie jak policzek. Ślady zadrapań i ugryzień znaczyły jej ramiona i szyję.

— Kontynuuj, kontynuuj — rzekła. — Bardzom ciekawa, co takiego o mnie wyśpiewują na wielkich dworach, kiedy tymczasem siedzę tutaj na krańcu świata w zrujnowanej budzie jak córka dzikiego pastucha.

Jezarella poczęła znowu śpiewać, choć nieco speszona, mniej pewnym głosem, zaś jej pani beznamiętnie tłumaczyła pieśń na Vrarański, na użytek Durgasa.

— Pani Emrilda była córką jednego z możniejszych baronów z Gorhonu. Nie wiadomo dokładnie, jak było, ale pokochali się z dzielnym panem Rugatem na zabój. Jeno nieszczęśliwie — ojciec chciał wydać śliczną córkę za księcia czy innego wielmożę, a nie za Rugata, syna ubogiego rycerza, którego ledwie dziad-przybłęda ostrogi rycerskie od króla dostał za zasługi wojenne. Ta ru ri, ta ru raj — to Milczku taka przyśpiewka, żeby trubadur więcej czasu mógł zająć, kiedy się nie ma do zaśpiewania nic mądrego. Czekajmy więc do kolejnej zwrotki.

— Zdarzyło się na przykład kiedyś, że baron zastał ich razem w czasie polowania, i kazał sługom z psami cały dzień gonić młodzieńca po lesie. Po wykrotach, po jarach, a panna płakała rzewnymi łzami, prosząc ojca o łaskę. Ta ru ri, ta ru raj, gonili go po lesie. Nie dogonili niestety, więc będzie dalszy ciąg pieśni.

— Kilka razy jeszcze dochodziło do różnych starć, bo i panna była rezolutna, i młodzian uparty. Tymczasem baron wybrał dziewczynie męża — jednego z gorhońskich książąt. Młodego i przystojnego, bo nie zamierzał „pięknego kwiatu staremu dziadowi oddawać". Ta ru ri, ta ru raj, pięknego kwiatu staremu dziadowi. Gdybyż choć jeden ojciec tak myślał, życie stałoby się lepsze, życie stałoby się weselsze. Wiesz coś o tym, Jezarello, prawda?

Durgas spojrzał żywiej na Emrildę, rozpoznając w jej słowach podobieństwo do jednej z dewiz Sarhana. Czarny bóg parszywe życie pod swym jarzmem bezczelnie nazywał lepszym i weselszym. Czy Emrilda po prostu znała powiedzenie? A może słowa same zalęgły się w jej umyśle? Od dziecka uczono barbarzyńcę zauważać takie drobiazgi, bo jako pierwsze świadczyły o opętaniu Mrokiem. Pelvanie jak mało która nacja wyczuleni byli na przejawy działania Mrocznego Władcy.

Grafini, nieświadoma jego rozważań, kontynuowała tymczasem:

— Emrilda spotkała się z Rugatem, żeby go przekonać do wspólnej ucieczki. Pech chciał, że w drodze spotkali ich ukochany brat Emrildy i wspomniany książę, który właśnie do zamku barona nadjeżdżał. Wywiązała się walka. Rugat zabił brata panny, a księcia ciężko ranił. Musiał uciekać przed książęcymi rycerzami. Emrilda została przy zwłokach brata. Ta ru ri, ta ru raj... ciekawe czy mojemu braciszkowi też tą pieśń wyśpiewują dziś w jego zamku.

— Wtedy też odmieniły się uczucia pięknej panny do Rugata — miast kochać, poczęła go nienawidzić całym sercem. Tak powiadają. Została żoną księcia, kiedy ten wydobrzał z ran. Powiła mu dzieci i żyli razem szczęśliwie — do czasu. Ta ru ri, ta ru raj... bardzo, psia mać, szczęśliwie. Stary pierdziel myślał tylko o zadkach swoich paziów, o przedłużenie rodu musiałam zadbać sama...

— Rugat tymczasem, ścigany i wyzuty z majątku, uciekł z kraju. Wyjeżdżając, poprzysiągł, że swą krzywdę pomści a pannę weźmie za żonę lub — jeśli ta nie zechce, uczyni ją nałożnicą. Przybył na północ, do Vraranu, skąd pochodzili jego przodkowie. Ta ru ri, ta ru raj... tak jest, Rugat taki do miejscowych podobny, z wzrostu i cery, że jak nic z tych stron pochodzi.

— Kilka lat potem swej przysięgi dopełnił: powiódł wilki Volkera na południe, zdobył kasztel księcia, sługi jego i rycerzy wyrżnął, jego wraz z synkiem kazał wyrzucić z wieży na ostre piki, a panią Emrildę — wraz z córką, o której życie błagała — przywiódł tutaj. Ta ru ri, ta ru raj, jaką znowu córkę? Nie skomentuję, i chyba dobrze, że to już koniec pieśni.

— Powiedz pani, było choć trochę prawdy w słowach trubadura? — spytała z nadzieją Jezarella, odejmując dłoń od lutni.

— Płeć — odrzekła Emrilda po zastanowieniu. — Płci naszej nie pomylił.

Piękność, kamień i pazuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz