„Sunął rękami po jej udach..."

621 80 10
                                    

Nowa służąca rzeczywiście przydała się Emrildzie znacznie bardziej niż tatuowany wielkolud zdatny raczej do łamania podków i miażdżenia kości. Mogła wreszcie stroić się w cudne gorhońskie suknie ze sznurowanymi z tyłu gorsetami (Durgasowi nie pozwalała ich wiązać, bo jak powiedziała, on nawet próbując działać ostrożnie, wnętrzności by jej uszami wycisnął). Miała pomocnicę, która zaplatała jej włosy wedle trudnej sztuki, praktykowanej pośród najznamienitszych szlacheckich rodów. Przyjemnie też było grafini się dowiedzieć, że osoba z dalekiego Nondoru zna ją z imienia, i że usłyszała o Emrildzie w pieśni śpiewanej przez tamtejszych trubadurów.

Wkrótce też poczęła się nosić tak wytwornie i okazale, że mężowie wodzili za nią oczami nie mogąc się powstrzymać, ku utrapieniu innych kobiet. Wszystkie niemal niewiasty na zamku zjednoczyły się z córką jarla w nienawiści do urodziwej branki. Ona jednak zgoła się tym nie przejmowała, mało też z kim przestając, jakby zupełnie jej wystarczało towarzystwo milczącego pelvańskiego giganta i nowej służki — którą ubierała równie pięknie jak siebie, co także zauważyły niechętne oczy i co stało się kolejnym powodem zawiści.

Dziewczyna miała na imię Jezarella: niebieskie oczy, dołeczki w policzkach i uśmiech pełen białych ząbków. I miły głos, choć zdecydowanie za dużo mówiła. Ale zamilknąć zdarzało jej się dopiero w obecności Emrildy.

Też była szlachcianką. Porwano ją ze statku, którym płynęła by wziąć ślub z gorhońskim baronem. Nondorowie — jej naród — święcie wierzyli, że kobieta na statku przynosi pecha. I proszę, sprawdziło się. Opowiadała o tym pewnego razu, kiedy Emrilda zostawiła ich samych.

— Nie wiadomo co gorsze — rozprawiała — więzienie pośród dzikiego ludu, na zimnych pustkowiach północy, czy w murach zamku starego szlachcica... A ja chciałam iść na królewski uniwersytet! A ty, Milczku, jak się tu znalazłeś? Och, przepraszam, zapomniałam że nie mówisz. Ale...

Sięgnęła na półkę po jedną z książek Emrildy, mały tomik bez opisów, oprawny w dobrze już wygładzoną skórę.

— Wiesz co to jest? Książka. Zawiera słowa, których nie musisz wymawiać — otworzyła na chybił trafił i zaczęła głośno:

— Sunął rękami po jej udach, by znaleźć kwitnący wilgocią... — zamilkła, czytając przez chwilę po cichu. Zaczerwieniona, zamknęła tom.

— Nie, tego nie będziemy czytać. Ale weźmy ten, o, to „Mądre Świata Opisanie" pióra Aaredassa z Nimelgen. Tu są noty na temat najrozmaitszych ludów i bestii. Zobaczysz, będzie na pewno coś o twoich pobratymcach. O, jest — wskazała palcem akapit. — Pelvanie, barbarzyńcy ze śnieżnej północy. Żyją w głębi północnego lądu, gdzie Vraranowie zajęli tylko wybrzeża. O ile wiadomo (a mało na ich temat zachowało się zapisków) muszą pochodzić od jakichś sług Sarhana, najmorczniejszego z bogów, którzy wywędrowali w te rejony, gdy upadło jego imperium. Być może byli buntownikami, bo nienawidzą Sarhana jeszcze bardziej niż inne narody. Dziś jednak niewiele można powiedzieć o ich dziejach, bo oni sami kronik nie znają, a i nie przechowują wiedzy o przodkach. Wiele zaś dawniej groźnych rytuałów przerodziło się u nich w bezmyślne tradycje. Na przykład pokrywanie ciał bliznami i tatuażami. Wojownicy Sarhana na starych rycinach tak właśnie są przedstawieni.

Durgas popatrzył na tom z zainteresowaniem. Wyczytany opis zgadzał się z niektórymi spośród pelvańskich przekazów. Poza tym był ciekaw, czy szacowny Aaredass umieścił Pelvan pośród ludów, czy może raczej bestii. Ale zapytać nie mógł.

Widząc reakcję, dziewczyna uśmiechnęła się zadowolona.

— A teraz chodź, pokażę ci jak się pisze.

Zaczęła od pojedynczych liter i imion wyrysowywanych palcem na piasku. Oczywiście, nauka trwała wiele dni. Oczywiście, było przy tym dużo śmiechu.

Oczywiście na uśmiechach się nie skończyło.


Piękność, kamień i pazuryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz