— Bestia Volkera pokonana! Niebywałe! Jako nowy władca tej fortecy będę miał nowego, lepszego mistrza areny! — zawołał stwór. — Bo widzisz, skoro już mamy twierdzę, a morskie wilki jakiś demon opętał, szkoda, żeby niszczała bezpańsko. To będzie coś! Nieprawdaż? Pomyśl tylko, dołączam do naprawdę wybitnego grona. Znasz historię tej twierdzy? Nie? — pokręcił głową — ech, wy barbarzyńcy...
Niemowa, słuchając tej tyrady, cofnął się ku szczątkom skrzyni, gdzie wciąż spoczywały jego rodowe pazury.
— Ach, tak, największy ze skarbów Volkera, choć sam o tym nie wiedział — mówił wężooki, powoli zbliżając się ku Pelvaninowi, który chwycił lśniące czernią ostrza. — Dla was to też tylko skarb klanowy, ale ja...
Niemowa obrócił się ku niemu i uniósł dłonie w pierwszym z gestów bojowego wyzwania. Jeśli miał zginąć tu w walce z demonem, niech będzie to śmierć honorowego członka klanu.
Stwór zamilkł, widząc jak mrok wokół barbarzyńcy ciemnieje. Każdy gest nasilał ten efekt.
— Nie wie czym są, a jednak umie ich użyć — wyszeptał, i nie tracąc czasu uderzył w Durgasa potężnym taranem świetlistej energii, aż sam musiał zmrużyć oczy. Ale Pelvanin stał i kończył rytualne gesty. Tylko po jego skórze przelatywały iskry i promyki światła.
Szramy i tatuaże naładowane mocą iskrzyły i strzelały.
— Bliznozbroja — wyszeptał potwór. — Niech mnie Mrok ogarnie, po tylu latach on ma poprawnie naniesioną bliznozbroję!
I teraz z głębin pamięci przywołał obraz wojowników, którzy nosili podobne pancerze, uzbrojonych w pazury czarne jak samo serce Mroku. Przypomniał sobie do czego przed wiekami szkolił ich Sarhan. Byli narzędziem do mordowania bytów znacznie potężniejszych niż on sam — Izril Tazez Ailer, ascendant piątego wtajemniczenia. Zrozumiał, że tym razem jego rzekomo wieczne istnienie wisi na włosku. Barbarzyńca może nie wiedział, czym jest jego broń, ale przechowane w formie obyczaju zaklęcie właśnie wyzwalało moc ostrzy zdolnych zabijać bóstwa. Ile jeszcze takich śmiercionośnych narzędzi mogło znajdować się w rękach okolicznych pelvańskich klanów? Świat wydał się Izrilowi znacznie mniej wygodnym i zapewniającym bezkarność miejscem, niż mu się jeszcze niedawno zdawało.
Duszożery z piskiem rozbiegły się po kątach. Wężooki rzucił się do ucieczki w nadziei, że aktywacja Ostrza Bogobójców zajmie Pelvaninowi dłuższą chwilę. Przeliczył się.
* * *
Ascendant kulił się w kącie pomiędzy posągami. Czuł że słabnie, że więź z magią, która kiedyś odmieniła jego śmiertelne jestestwo i dała wieczne życie, teraz rozwiewa się zastraszająco szybko. Rany od czarnych pazurów zdawały się emanować zimnem i drętwotą na całe ciało.
— Dogadajmy się — skamlał — musi być coś, czego pragniesz...
Niemowa zaśmiał się pogardliwie, postępując ku nadprzyrodzonej istocie.
— Prawda — zreflektował się stwór. — Nie powiesz. Nie masz języka. Ale mogę to naprawić... — jego ręka wykonała nerwowy gest, kiedy koncentrował moc. Czar znowu rozpełzł się bez efektów po bliznach i tatuażach Pelvanina. Ascendant zaklął bezsilnie w swej ojczystej, pradawnej mowie, w rozpaczy czekając na ostatni cios. Ten jednak nie padł. Barbarzyńca zatrzymał się i na tarczy trzymanej przez posąg nakreślił kilka słów palcem uwalanym w posoce emanującej szkarłatną poświatą.
CZYTASZ
Piękność, kamień i pazury
Fantasy"Wygnańcy w tym są podobni do kurew, że jak one, każdy ma swoją łzawą historię." • Emrilda, najpiękniejsza kobieta północy, w rękach dawnego kochanka, dziś wygnańca, który porwał ją wprost z zamku męża. Kiedyś była to miłość, ale dziś... • Bar...