Po zdarzeniu z ,, miłą sprzedawczynią " musiałam się mieć się na baczności. Teraz nie wiem kto jest człowiekiem, a kto nie..
Szłam przez ten ogromny las już nawet nie wiem jak dlugo. Nagle usłyszałam szelest. Przestraszyłam się, nie miałam pojęcia co to może być.
- Halo! Czy ktoś tu jest?- Nagle zza krzaków wyłonił się młody chłopak. Miał bląd włosy, a na ciele miał wiele ran. Wolałabym nie pytać.
- Ja - odpowiedział chlopak.
-Kim jesteś? - Zapytałam.
-Max, syn Nemezis bogini zemsty. A ty?
- Dominika.
- Wyglądasz na głodną, a zresztą ja też z chęcią bym coś zjadł. Chodź niedaleko mam rozbity namiot-Blądyn poszedł w głąb lasu. Miał rację wolałam odpuścić sobie zakupy, a z resztą zaczęło mi brakować pieniędzy. Poszłam za nim. Wiem, wiem. To był mój błąd. Nie powinnam za nim iść, ale zrozumcie byłam głodną, nie jadłam juz bardzo długo.
Po chwili moim oczom ukazała się mała polanka, na której był rozbity trzyosobowy namiot. Było też tam ognisko i nie wielki szałas.
- Zaraz wracam, zostań tu.- Wbiegł w las.
Było zimno. Stwierdziłam, że rozpala ognisko. Nie daleko mnie leżały zapałki. Postanowiłam ich użyć. Ognisko nie chciało się rozpalić, wiec stwierdziłam, że przydałaby się kora brzozowa. Poszłam w las szukać brzóz. Wiedziałam, że nie mogę się oddalać za daleko od polany.
- Dobrze, mogę to zrobić, ale na pewną ja?- Nagle usłyszałam fragment jakiejś rozmowy.
- Zaraz wyruszam, nie zdążę znaleźć kogoś lepszego.
- Dobrze. Przyprowadził ja do mnie.
- Tak Pani. - Oba głosy uciechy.
Wróciłam do zbierania kory. Gdy miałam już cała garść kory brzozowej wróciłam na polanę.
- Gdzie byłaś? Szukałem cię.- To był Max. Wychodził właśnie z namiotu.
- Poszłam po korę żeby rozpalić ognisko.- Nic nie wspomniałam o rozmowie, którą usłyszałam w lesie.
- Dobra-Podał mi termos. -Do dna.
- Co to jest?
- Witaminy. Spokojnie nie or otrujesz się tym. - Wzielam termos i wypiłam jego zawartość.
- Dobre-Powiedziałam, po czym sracilam przytomność.Nie wiem ile byłam nie przypomna, ale jak się obudziłam byłam w miejscu 1000 razy straszniejszym niż wszystkie potwory jakie spotkałam. Max kleczał przed tronem, na którym siedziała kobieta. Miała czarne jak noc włosy,białe, przerażające oczy i fioletową suknie rozplywajaca się przy końcach.
- Wstała.
- Już czas pani?- Zapytał Max
-Tak -Powiedziała Kobieta siedząca na tronie i zaczela coś szeptac pod nosem. Po chwili mimowolnie wstałam. Max spojrzał na mnie po czym zwrócił się do kobiety.
- Dziękuję Pani, jak mogę się odwdzięczyć?
- Przy najbliższej okazji złóż mi ofiarę.
- Dobrze.
- A teraz zabij dzieci Posejdona. Co do tej dziewczyny teraz Ty masz nad nią kontrolę. - Powiedziała kobieta. - Mam nadzieje, że dasz sobie rade.
- Spróbuję bogini.
- Działaj.-Max poszedł do mnie.
- Zamknij oczy. - Nie wiem czemu, ale go po słuchałam. Po chwili Max się znowu odezwał. - Już możesz otworzyć oczy. - Otworzyłam oczy i byliśmy znowu przy ognisku. Nie wiedziałam czemu, ale nie mogłam ani uciec, ani usiąść. Nie mogłam nawet nic powiedzieć.Zostawcie po sobie ślad gwiazdkujcie i komentujcie.
Dzięki.《Donia060 》