Obudziłam się. Była noc. Wokół mnie spali ci herosi. Oby to był tylko sen. Mam nadzieję, że do tej walki nie doszło.
- I co cwaniaku. Chciałeś zabić kilku z nas. Coś ci nie wyszło. - Gdzieś niedaleko mnie ktoś z kimś rozmawiał. To był któryś z herosów.
- Nic ci nie powiem. Nie powiedziałem wcześniej, nie powiem teraz i w ogóle. - To na pewno był Max. Znaleźli go. Teraz pewnie coś nam zrobią. Może zabiją. Nie wiem i wolę nie wiedzieć. Nie czułam się najgorzej. Mogłabym biec. Dałabym radę. Może nie tak daleko, ale wystarczająco. Dobra. Powoli i cicho wstałam. Musiałam uważać, aby nikt się nie obudził. Na początku skradałam się w kierunku lasu. Gdy minęłam najbliższe drzewo zaczęłam biec jak najszybciej. Nie uważałam na to czy mnie usłyszą. Po prostu biegłam w głąb lasu. Usłyszałam za sobą szelest. Gonią mnie. Nie mam szans. Potknęłam się. To koniec co mogę zrobić żeby mnie nie znalazł ? Na myśl przyszedł mi tylko jeden pomysł. Zaczęłam wspinać się na drzewo. Nie było tak trudno. Drzewo miało wiele rozgałęzień. Gdy byłam dość wysoko usiadłam wygodnie na gałęzi. Po chwili pod drzewem, na którym siedziałam przebiegł chłopak. To był Peter jeden z herosów. Na szczęście pobiegł dalej. Gdy stwierdziłam, że siedzę na drzewie już dość długo rozejrzałam się, czy nikogo nie ma w pobliżu. Gdy upewniłam się, że na pewno uniknę pościgu zeszłam ostrożnie z drzewa. Nadal szłam w przeciwną stronę. Bez picia, jedzenia, pieniędzy, po prostu bez niczego. Nie mialam też zegarka, żeby sprawdzić, która godzina. Nie liczyłam też ile idę. Co jakiś czas robiłam sobie krótkie postoje. Ten las był naprawdę ogromny. Szłam już cały dzień. Robiło się ciemno gdy zobaczyłam jakiekolwiek zabudowania. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Stwierdziłam, że jestem zmęczona tak długą wędrówką. Potrzebowałam snu. Musiałam się ukryć, żeby nikt mnie nie zobaczył. Weszłam trochę głębiej w las i znalazłam dość rozłożyste krzaki, że jak weszłam między gałęzie nie widziałam zabardzo co się dzieje poza nimi. Liście zasłaniały również słońce. Położyłam się na ziemi i szybko zasnęłam.
Śniła mi się kobieta w białej szacie. Stała na tle książek. Książek, które pozwalały mi odpocząç od tego świata. Kiedyś czytałam cały czas. Pamiętam jak siadałam razem z tatą i czytałam książki na głos, tak żeby on słyszał każde wypowiedziane przezemnie słowo. Czasami gdy się pomyliłam i pozmieniałam słowa on mnoe poprawiał, jakby miał tę książkę przed sobą. Kobieta odezwała się do mnie miłym i ciepłym głosem.
- Witaj córko. - Zdziwiłam się córko. Właśnie przedemną stała moja mama. Tak mama. Nie wiedziałam co powiedzieć. Czyli to tak wygląda.
- Dzień dobry. - Tylko tyle zdołałam z siebie wykrztusić.
- Tylko tak się przywitasz z mamą? Tak czy inaczej mam dla ciebie kilka ważnych rad. Ja ci pomogę. Gdy się obudzisz obok ciebie będzie leżał mały plecak. W nim będzie sakiewka drachm. Będziesz musiała wrzucić drachmę w ziemię i przywołać taksówkę. Na wszelki wypadek w plecaku znajdziesz też kartkę z miejscem, w które masz pojechać. Odrazu jak taksówka cię dowiezie na mkejsce biegni do obozu. Zaopatrzę cie też w rzeczy takie jak jedzenie, picie, broń i pieniądze śmiertelników. - Mam dostać broń. Po co mi broń jak nie umiem walczyć?
- Ja nie umiem walczyć.
- Umiesz walczyć. Nawet nie zdajesz sobje sprawy jak dobrze. - Sen zaczął powoli znikać.
- Żegnaj córko.
Obudziłam się dość późno. Ta kobieta, przepraszam mama miała rację. Obok mnie leżał mały plecak. Podniosłam go. Postanowiłam zrobić to co radziła mi ta kobieta. Wychyliłam się lekko z krzaków, aby upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu. Gdy wiedziałam już, że nikt mnie nie zobaczy wyszłam z krzaków i otrzepałam się z piachu. Wyciągnęłam z plecaczka niewielką sakiewkę wypełnioną złotymi monetami i kartkę na której widniał napis Long Island Camp Half-Blood. Z sakiewki wyjęłam jedną monetę, po czym sakiewkę schowałam z powrotem do plecaka.
Rzuciłam drachmę w ziemię i wezwałam taksówkę. Ku mojemu zdziwieniu zza drzew wyłoniła się zwykła taksówka. Nie taka zwykła, ponieważ gdy do niej weszłam ujrzałam trzy starsze panie. No pewnie powiecie; co jest takiego dziwnego w trzech staruszkach? Otóż już wam tłumaczę. Tylko jedna miała oko! Trochę się przestraszyłam, ale nagle jedna z nich Zapytała.
-Dokąd skarbeńku? - Odczytałam napis z karteczki, którą następnie schowałam do kieszeni.
- Long Island, Camp Half-Blood.
- To w drogę.- Powiedziała staruszka za kierownicą (na szczęście to ta kobieta posiadała oko).
Według mnie podróż powinna trwać co najmniej kilka dni, a taksówka była na miejscu już po godzinie.
- No już kkchaniutka jesteś prawke na miejscu. Teraz cały czas prosto aż do sosny. Leć. - Powiedziała kobieta.
- Dziękuję. - Zaczęłam iść we wskazanym kierunku. Po drodzę usłyszałam jakieś krzyki. Poszukałam w plecaku broni, lecz takowej nie znalazłam. Zamiast tego była tam czarna bransoletka z różnymi zawieszkami; w kształcie łuku, miecza, włóczni, sztyletu ,oraz zawieszka w kształcie tarczy. Założyłam bransoletkę, bo cóż innego miałam z nią zrobić? Pobiegłam w stronę krzyków. Zobaczyłam chłopaka, który próbował się bronić przed psem? Nie to było zbyt duże jak na psa. Powiem tylko, że to zwierzę było ogromne.
- Chciałabym żeby ta bransoletka się przydała. - Mówiąc to dotknęłam zawieszkę w kształcie miecza. Nagle na branzoletce było o jedną zawieszkę mniej, a ja miałam w ręku miecz. Czyli to jest ta broń. Dotknęłam łuku i w mojej ręce pojawił się łuk. Zabrałam się za próbę uratowania chłopaka. Zaczęłam biec do tego chłopaka. Gdy byłam około dziesięć metrów od niego zauważył mnie.
- Ey trzymaj!- Pobiegłam do niego i dałam mu miecz.
-Dzięki. - Wziął broń i zaszarżował na zwierzę. Ja też chcąc pomóc zaczęłam strzelać w bestię. Okazało się, że mój cel nie jest najgorszy. Próbowałam celować w paszczę stwora, ale czasami nie pozwało na to położenie, albo chłopak, który zawzkęcie walczył z tym stworem. Stwierdziłam, że z góry będzie się wygodniej strzelało. Najbliższe drzewo, na które dałabym radę się wspiąć było za potworem.
- Odwrócić jego uwagę! - Krzyknęłam do chłopaka.
- Ok! - Szybko pobiegłam na około do drzewa, na które się wspiełam. Zaczęłam strzelać do bestii z góry. Teraz zaczął się interesować pociskami, które go raniły. Bestia przestała walczyć odpychając od siebie chłopaka, który wstał i zaczął się składać do potwora. Nie przestałam strzelać, żeby chłopak mógł zaatakować bestię znienacka.
Chłopak był blisko. Już nke strzelałam tak szybko jak wcześniej, aby nie trafić w chłopaka. Jeszcze tylko sekundy dzielą tego potwora od śmierci. Już! Bestia rkzsypała się w pył. Zeszłam z drzewa.
- Dzięki za miecz. I jestem Jeremy. - Chłopak oddał mi miecz.
-Ja Dominika. Nie ma sprawy.
- A jeśli mogę wiedzieć, to po co tu jesteś?- Zapytał. Zastanawiałam się czy powiedzić mu prawdę. W końcu stwierdziłam, że on pewnie jest tu z tego samego powodu.
- Szukam Camp Half-Blood. A ty?
-Ja też. Chodź miałem iść prosto więc w sumie powinniśmy iść tam.- Wskazał ręką kierunek. Podniosłam plecak.
- To chodźmy. To nie powinno być daleko.- Resztę drogi przeszliśmy w ciszy.
- Wow! - Powiedział Jeremy. -To chyba tu. - Naszym oczom ukazał się przepiękny widok. Dwadzieścia domków letniskowych ustawione w podkowę. Pola truskawek i piękne jezioro.
- Pięknie.-Nagle zobaczyłam biegnącego ku nam wysokiego chłopaka o jasnych bląd włosach.
- Nic wam nie jest? - Zapytał jasnowłosy. - Chodźcie za mną. Jejciu jacy wy bladzi. Pewnie się e czujecie. - Miał rację. Czułam się jakbym mjała zaraz zemdleć. Kręciło mi się też w głowie. Jeremi też nie czuł się dobrze. Utykał na prawą nogę i miał liczne zadrapania. - Ty połóż się tu. - Zwrócił się do mnie blondyn, a ja wykonałamjego polecenie. - A chłopak tam. - Wskazał łóżko leżące trochę dalej. - Niech ktoś mi pomoże. Mamy dwoje! - Podeszła dziewczyna niewiele odemnie starsza.
- Ja mogę.
- Dobra zajmij się dzjewczyną a ja chłopakiem.- Nagle wszystko zawirowało, a ja straciłam przytomność.~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Dziękuję za czytanie moich wypocin. Zostawcie po sobie ślad, gwiazdkujcie i komentujcie.P.S. To mój rekord słów :-D
Dobiłam do aż 1263 słów.P.P.S. Nje bijcie za błędy.
Staram się jak mogę
♥♥♥♥♥♥♡♥♥♥♥♥♥♡♥♥♥♥♥♥♡♥♥♥♥♥♥♥