1. I don't care who you are (Larry)

8.8K 297 52
                                    

Znacie to uczucie? Jestem pewny, że tak. Każdy przecież ma tego sławnego kumpla, który jest super przystojny, mądry i ma większego penisa. Na pewno. Otóż ja mam tak samo. Mój najlepszy przyjaciel jest gwiazdką naszej szkoły. Kapitan drużyny koszykarskiej, guru połowy facetów w szkole i młody Apollo dla wszystkich dziewczyn. No dobra, dołączcie mnie do tego grona wielbicieli loczków, dołeczków i tuszu na jego skórze. Jestem nienormalny, ale kto w tym świecie jest normalny? Chyba nikt. W każdym razie - nie jestem ani sławny ani pożądany. Znaczy się byłem obiektem westchnień jakoś tak w pierwszej klasie, dopóki nie przyznałem się do bycia gejem. Nie było tak źle. O dziwo kumple loczka jako pierwsi mnie zaakceptowali. Więc reszta szkoły zrobiła to samo. Teraz jestem szczęśliwie, niefortunnie, zakochanym gejem z małym braniem. Czy ja jestem brzydki?! Chyba nie. Codziennie o siebie dbam, myję twarz, zęby i nawet się golę! Bo ja mam co golić! Ha! Jeden zero Harry! Jednak pomińmy temat brody mojego loczka. Choć to nie jestem mój loczek, ale to pomińmy również, ok? Wracając, właśnie skończyłem lekcje i czekam na pana wszystkie-laski-moje. Czemu czekam? Bo sobie ubzdurał, że zawsze będzie ze mną wracał do domu. ZAWSZE, nawet jeśli ja kończę później, to on na mnie czeka. Rozmawiamy, chyba lubi ze mną gadać. Zawsze wtedy się uśmiecha, tym samym ukazując mi swoje cudne dołeczki, w których mam ochotę wyssać malinki, żeby zaznaczyć, że to cudo jest moje. Jednak to tylko nocne fantazje i niech tym pozostaną. Opieram się o murek przy szkole, patrząc w ziemię, kiedy nagle ktoś rzuca się na mnie.
-Loueh!-wesoły głos Harryego rozbrzmiewa w całym moim ciele. Czuję się jak na haju, kiedy jest tak blisko. Czuję zapach jego perfum. Trochę za ostrych nie mniej jednak idealnych dla niego.
-Hej Harreh-uśmiecham się w jego kark, głaszcząc jego plecy. Czekoladowe loki smyrają mój policzek. Mam gdzieś to, że chłopak jest ode mnie wyższy o ponad głowę. Pff i tak to ja mam większą i seksowniejszą dupę. Dwa zero Styles!
-Idziemy dzisiaj do mnie czy do ciebie?-pyta, puszczając mnie-Moja mama upiekła ciasto, a tak poza tym pytała, kiedy znowu wpadniesz, bo nie ma z kim obgadywać pani Hellin-zaśmiał się cicho, poprawiając swoje włosy. Czemu on tak cudnie wygląda? Zawsze jest taki...nie ważne.
-Możemy-kiwam głowa na zgodę, posyłając mu mały uśmiech, zanim staje blisko niego tak, że mogę zobaczyć szycia na jego koszuli. Pochylam się i wkładam wypadające z torby zeszyty znowu na ich miejsce-Pilnuj swoich rzeczy, Styles, bo cię znowu okradną- śmieję się, delikatnie uderzając jego tors, zanim się odsuwam. Harry porusza się niespokojnie. No tak, jestem za blisko. Jeszcze posądzą go o bycie gejem. Nie mogę mu tego zrobić. Wymieniając się długimi spojrzeniami i uśmiechami, zmierzamy w kierunku wyjścia z szkoły. Wesoło rozmawiamy o dzisiejszym dniu. Oczywiście loczek ma więcej do powiedzenia, jednak nie narzekam. Kocham barwę jego głosu. Mógłbym go już zawsze słuchać.
-....Lucy organizuje imprezę w sobotę. Mam zaproszenie. Chcesz iść?-zadaje mi retoryczne pytanie. Obydwoje wiemy, że nie chodzę na imprezy. On myśli, że to dlatego, iż nie lubię alkoholu. Gówno prawda. Nienawidzę patrzeć, jak się obściskuje z przypadkowymi laskami. Nienawidzę tego bólu w piersi, że to nigdy nie będę ja. Nigdy nie będzie mi dane zakosztować tych pełnych warg. Wzdycham cicho- Poza tym umówiłem się na jutro z Natalie..-auć-...wydaje się spoko...-małe pęknięcie-...do tego te jej kształty...-mała wyrwa. Idioto, gadasz z gejem, który leci na ciebie, czego oczekujesz?
-Hej!-nagle dalszą część wypowiedzi Hazzy przerwał męski krzyk. W tym momencie chciałem mu dziękować, kimkolwiek był. Odwracamy się na komendę, a w naszym kierunku biegnie jeden z kumpli loczka. Chyba ma na imię Dean, czy jakoś tak. W każdym razie jest to wysoki, troszkę niższy od Harryego blondyn z ładnym uśmiechem. Zatrzymuje się przy nas, głośno dysząc. Musiał nas szukać. A to niespodzianka.
-Co jest Dan?-zapytuje loczek ze sztucznym uśmiechem. Wspominałem, że nie lubi, kiedy ktoś mu przerywa rozmowę ze mną? Nie? Mój błąd. Nienawidzi, kiedy przerywa się mu wymianę zdań na linii ja on, raz ktoś to zrobił. Wtedy myślałem, że zajebie tego biednego chłopaka.
-Hey Haz...właściwie ja nie do ciebie-wymamrotał, rumieniąc się delikatnie. Wtedy spojrzał na mnie. Zrobiłem wielkie oczy i wskazałem siebie palcem.
-Że do mnie?- okej, czy to ukryta kamera? Kątem oka spojrzałem na chłopaka o butelkowych oczach, jego oblicze stało się twarde jak skała. Rysy wyostrzyły się, a spojrzenie zamrażało każdego w promieniu pięciu kilometrów. Jednak Dan tego nie dostrzegał, patrząc na mnie cały czerwony.
-Tak, Louis. Do ciebie-posłał mi mały uśmiech, zanim zaczął szperać w plecaku. Po chwili wyciągnął z jednego z zeszytów białą kopertę-Ummm...-stał się jeszcze bardziej czerwony, po czym wręczył mi to co trzymał w dłoniach.
-Huh?-wytrzeszczyłem oczy na widok swojego imienia i nazwiska.
-Czy...mógłbyś to przeczytać w domu? Proszę?-zapytał, cały czas wpatrując się w swoje buty.
-Okej?-posyłam mu niepewny uśmiech.
-Dziękuję!-wręcz krzyczy. Po tym robi coś, czego bym się po nim nie spodziewał. Przytula mnie. Zupełnie jakby zapomniał o Harrym. Ściska mnie mocno. Nagle zostaję wręcz wyrwany z jego objęć, tylko po to, żeby wpaść w inne, znajome ramiona.
-Coś jeszcze Dan?-Harry wręcz pluje jadem.
-Nie to wszystko. Louis?-podnoszę na niego wzrok-Daj mi znać, dobrze?-mamrocze, po czym szybko odchodzi. Co? O co mu chodziło? Próbuję się ruszać, lecz ktoś mi przeszkadza. Wielki garb na plecach.
-Harry-mówię, chcąc się uwolnić, jednak on tylko mocniej mnie ściska. Wzdycham. Wiem, że nie wygram z nim. Dalego stoję wręcz wchłonięty w Harry'ego. Nie za bardzo wiem, co go ugryzło. Przecież to tylko znajomy. Kiedy w końcu mnie puszcza, nic nie mówi. Poprawia swoją idealną fryzurę i rusza w kierunku swojego domu. Zostaję sam na placu. Co się właśnie stało? W dłoni ściskam list. Droga do domu już nie jest taka sama.

one shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz