17. Don't trust strangers... (Larry, prompt)

1.8K 117 64
                                    



pomysł od cudownej Kayka_U


Trochę się stresuje publikując to ;-;
Mam nadzieję, że ci się spodoba Kayka i, że o to chodziło!

UWAGA: czytasz na własną odpowiedzialność!
__________________________________________________


Mamy zawsze mówią nam tony zakazów czy też przykazów. Mama Louis'a nie różniła się za bardzo od takich kobiet. Pilnowała, żeby jej dzieci nie jadły za dużo słodyczy, nie ubierały się za lekko podczas wielkich mrozów, czy też mówiła im o zasadach dobrego zachowania. Jednak najważniejszą rzeczą jaką wpajała swoim dzieciom, nie ważne czy było to niemowlę czy dziesięcioletani syn, zawsze powtarzała „Nigdy nie wsiadaj do obcego samochodu".

Louis był grzecznym i dobrym dzieckiem, nie pił, nie palił i nie chodził na imprezy. Do czasu. Kiedy skończył dwadzieścia lat, wyjechał na wycieczkę po Australii. Później po Azji, gdzie poznał super ludzi i niesamowitą kuchnię. Ostatnim przystankiem w jego podróży była Ameryka. Kochał Stany Zjednoczone. Zawsze był pod wrażeniem ich jedzenia, tego jak je przygotowują czy nawet spożywają. Przecież to właśnie w USA był przygotowywany największy burger na świecie. Louis był początkującym kucharzem, jeździł do tych wszystkich miejsc,szukając inspiracji do restauracji swojej matki. Chciał, żeby ludzie też mogli skosztować tych samych potraw, co on. Może nie takich samych, ale podobnych, o prawie tak samo doskonałym smaku. Jego marzenia zawsze były tym, co prowadziło go przez życie. Zawsze miał szczęście i szczęście zawsze trzymało się tego niskiego szatyna.

Jednak nie tym razem.

- Kurwa! - Krzyknął Louis, kiedy jego samochód zatrzymał się w połowie drogi przez mocno nasłonecznioną autostradę. Właśnie jechał do Dallas i jak na złość, coś się popsuło w jego pojeździe.

Pieprzone samochody z wypożyczalni!

Chłopak chciał krzyczeć i pluć przysłowiowym jadem. Był wściekły! Miał umówione spotkanie z swoim przyjacielem, a do miasta jest dobre pięćdziesiąt kilometrów w pełnym słońcu. Uderzył w kierownice kilka razy, zanim wyszedł z kabiny. Trzasnął drzwiami po czym kopnął oponę w furii. Podszedł do maski. Podciągnął rękawy swoje koszuli. Uniósł blachę, żeby spojrzeć na silnik. Jednak na co mu to było? Na nic. Nie znał się na silnikach, może na samochodach i owszem, ale nie na tym jak nazywa się pojedynczą część serca maszyny. Słońce przygrzewało dość mocno, a Louis po półgodzinnym chodzeniu dookoła pojazdu miał dość. Jakby tego było mało, telefon mu padł i był w dupie! W obcym kraju, w obcym miejscu, w pełnym słońcu. Jego ramiona okrywał biały t-shirt, bo koszula osłaniała jego cudowną głowę pełną przepisów. Z nudów zaczął się zastanawiać czy chmury można upiec? Albo usmażyć. Jeśli tak to jakby smakowały?

Oprał się o rozgrzaną blachę, pragnąc wody i zimna jak nigdy. Sam nie wiedział, co ma robić. Na autostradzie nie było żywej duszy, żałował, że wybrał mniej uczęszczaną trasę, zamiast tej z knajpkami ze śmieciowym jedzeniem, rozmieszczonymi przy drodze co 300 m od siebie, na które nie mógł się patrzeć i tonami otyłych ludzi, jedzący McDonalda.

Syknął, uderzając głową o drzwi za sobą. Czuł, jak jego pośladki się topią, jego uda rozpływają, a stopy wołają do stopowego boga o pomoc. Nagle przyjemny cień zalał ciało Louisa. Chłopak otworzył oczy, myśląc, że to jakaś wielka chmura. Jakie było jego zdumienie, kiedy zatrzymał się przed nim czarny Ford Mustang. Jego lakier lśnił w słońcu, niczym sierść wypielęgnowanego wierzchowca. Na drżących nogach uniósł się, używając boku samochodu jako podpórki. Z miejsca kierowcy pochylał się do niego śliczny chłopak. Miał burzę loków, w którą wplątany był biały wianek, jego twarz zdobiły dwa głębokie dołeczki, kiedy uśmiechał się przyjaźnie do Louisa, który lekko się zarumienił, kiedy spostrzegł, że chłopak też się mu przypatruje. Lokowaty mężczyzna odsunął się od okna od strony pasażera.

one shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz