7. 1808 (Larry prompt)

2.4K 162 10
                                    


Ostatni shot z mini maratonu, który wam urządziłam! Jest to zamówienie od yasma1616

Mam nadzieję, że się spodoba! Nadal namawiam do komentowania, bo bardzo lubię widzieć, że komuś się podoba nie tylko po gwiazdkach! Zapraszam też na moje nowe ff, które startują w wrześniu. Skromnie dodam, że jestem z nich bardzo dumna i...no cóż uważam je za dość udane ;3

Coś jeszcze... hmm sama nie wiem, ale chce podziękować tym blisko 15 osobom, które czytają każdą rzecz jaką wstawię. Niestety nie podam nicków, bo ich nie pamiętam ale zauważam takie rzeczy! Ok, koniec gadania czas na ff! ^^ (Dobra, zauważam każdego kto gwiazdkuje i komentuje. *posyła hektolitry miłości*)


O! I dziękuję, fine-by-me za tak szybkie sprawdzenie <3

i ten no...zamawiajcie? czy coś xx

____________________________________________


Rok 1808, gdzieś w okolicach Londynu, Anglia.

Konie rozbiegły się we wszystkie strony niczym psy myśliwskie podczas nagonki. Zimne krople deszczu uderzały o drżące, młode ciało, które leżało na zimnej ziemi, tuż obok zniszczonego wozu. Syk bólu uciekł z ust kędzierzawego mężczyzny. Ściana deszczu utrudniała widoczność, a las sprawiał wrażenie nad wyraz żywego. Kolejne dreszcze przechodziły przez ciało Harry'ego. Chłopak o zielonych oczach leżał na drzwiach wozu, a dookoła niego było pełno martwych ciał należących do jego służby. Arystokrata przeklinał w myślach samego siebie. Gdyby mu się tak nie spieszyło, gdyby nie gnał jak szalony, to nadal by spokojnie żył. Mógłby nawet leżeć teraz w ciepłym łożu swojej ostatniej kochanki i o nic się nie martwić.

Z wściekłością uderzył o mokrą powierzchnię. Jego rana pulsowała, oddając coraz więcej świeżej i ciepłej krwi. Harry nie miał nawet sił, żeby się podnieść. Nagle usłyszał czyjeś kroki, choć powiedzenie, że usłyszał, było nieprawdą. Po jego lewej stronie coś się poruszyło, a po chwili po ciele jednego z stangretów nie było śladu. Zielone oczy powiększyły się trzykrotnie. Szybko odwrócił głowę w drugą stronę. Nie chciał patrzeć na to, jak zwierzę pożera jego dawnego sługę. Na marne. To samo wydarzyło się z drugim woźnicą i dwoma dziwkami, które zabrał ze sobą. Ze zgrozą patrzył na to, jak ich ciała znikają w mroku. Nagle poczuł się obserwowany. Uniósł wzrok na postać przed nim. Kiedy na niego spojrzał, wielka błyskawica przecięła niebo. Zimny pot oblał młodego arystokratę, jednak nie okazał strachu. Przybysz ruszył wolnym krokiem w jego stronę.

Harry wiedział, że był skończony. Kimkolwiek był ten mężczyzna, nie miał szans na przeżycie. Już było mu słabo i co chwilę ciemne plamki przebiegały mu przed oczami. Czarne sztyblety zatrzymały się dwa metry od jego twarzy. Harry uniósł wzrok na twarz mężczyzny, który nie mógł mieć więcej niż czterdzieści lat. Na twarzy przybysza gościł mały uśmiech. Młodemu mężczyźnie wydawało się, że mignęły mu przed oczami ostre kły, lecz nie był tego pewien. To pewnie było zwyczajnie przewidzenia, wywołane dużym ubytkiem krwi. Już otwierał usta, żeby zadać nurtujące go pytanie, kiedy uprzedził go spokojny głos.


- Chcesz żyć?


Harry spojrzał na niego jak na przygłupa. Czy to nie oczywiste?! Każdy chciałby żyć, tylko że Harry zdawał sobie sprawę z tego, iż nie posiadał szans na ratunek. Zaśmiał się cicho, czym wywołał zdumienie na spokojnym obliczu twarzy jego towarzysza. Z każdą sekunda śmiech kędzierzawego stawał się coraz głośniejszy. W końcu śmiał się w głos z tego dziwnego człowieka. Nie przeszkadzała mu nawet krew kapiąca spomiędzy jego warg.

one shots Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz