Prolog

521 28 4
                                    


Harry zawsze szanował innych. Doskonale wiedział, że nie wszyscy zgadzają się w każdej sprawie. Wiedział, że niektórzy mogą mieć inne zdanie i poglądy niż on. Nie był bardzo upartą osobą. Potrafił szybko znaleźć dobre rozwiązanie. Stać go było na kompromisy, umiał znaleźć wyjście odpowiednie i sprawiedliwe dla każdego. Z reguły korzystał z tych umiejętności i dzięki temu był bardzo spokojną osobą, która praktycznie nigdy z nikim się nie kłóci.

Wyjątkiem jest mama Harry'ego. Z nią brunet kłóci się często. Chłopak myślał nawet, że ta kobieta nie ma pojęcia czym jest kompromis, zanim wyrecytowała jego definicję z pamięci i zamknęła mu buzię. Choć Harry bardzo kocha Anne, jej stanowczość doprowadza go do szału.

Tym razem nie było inaczej. Tego sobotniego ranka Harry nie spał długo. Był pierwszy dzień prawdziwych wakacji. Wczoraj wreszcie zakończył się rok szkolny, który dłużył mu się jak nigdy. Harry nie był złym uczniem. Właściwie lubił naukę, miał dobre oceny, ale nauczyciele dali mu porządny wycisk tego roku i potrzebował przerwy.

Tak więc postanowił, że tym razem się wyśpi i nieważne, że zmarnuje połowę dnia, nie wstanie przed dwunastą. Oczywiście jego plany pokrzyżował nie kto inny, a jego mama. Wpadła do jego pokoju już o dziewiątej, ściągając go z łóżka. Harry przez chwilę zastanawiał się, czy czasem gdzieś się nie pali lub czy ktoś się nie włamał, ale kątem oka zauważył uśmiech na twarzy Anne, kiedy odsłaniała zasłony, co rozwiało wszelkie zmartwienia. Zaskomlał, kiedy promienie słońca padły wprost na jego oczy i przewrócił się na brzuch, chowając twarz w poduszce.

-Mamo, są wakacje. Sobota w dodatku – mruczy niewyraźnie. Słyszy westchnięcie i już wie, że to koniec jeżeli chodzi o spanie.

-Jest taki piękny dzień! – mówi. – Harry, wstawaj, zobacz jakie słońce!

Brunet nie może się powstrzymać, przed myślą, że jego matka znów za bardzo się wszystkim ekscytuje, a to nie wróży zbyt dobrze.

Poddaje się więc i podnosi się do pozycji siedzącej, odgarniając na bok grzywkę.

-Mamo, pi prostu to z siebie wyduś – jęczy. Zna swoją mamę. Zachowuje się tak tylko wtedy, kiedy ma do ukrycia coś, według niej, bardzo ekscytującego. Kobieta spogląda na niego, po czym podchodzi i siada na miejscu obok.

-Musze ci coś powiedzieć - mówi w końcu, a ja Harry wzdycha. Męczy go napięta atmosfera i oczekiwanie. On tylko chciał się dłużej przespać.

-Tak?

Anne bierze więcej powietrza do płuc, przygryza wargę po czym znów wypuszcza drżący oddech.

-No więc... Rozmawiałam ostatnio z twoim tatą i...

-Mamo...

-Daj mi skończyć! –zdenerwowała się, a Harry natychmiast zamilkł. -Rozmawiałam z Desmondem i oboje doszliśmy do wniosku, że dobrze ci to zrobi, jeśli wyjedziesz do niego na wakacje.

Harry jest w szoku. Z początku nie docierają do niego słowa Anne. On miałby pojechać do Manchesteru na całe dwa miesiące? I to jeszcze do ojca, z którym od dawna nie rozmawiał? Nigdy w życiu!

-Nie –mówi stanowczo, kręcąc głową. –Nie.

-Harry, wszystko już załatwiliśmy. Kupiłam ci bilet na autobus. Pojedziesz jutro rano.

-Mamo. Słyszałaś mnie? Nie zgadzam się! Nigdzie nie jadę – mówi, starając się wykrzesać z siebie resztki spokoju. Nie chce się kłócić. Może uda mu się ją przekonać...

-Pojedziesz i dobrze ci to zrobi. Schudłeś, zbladłeś, martwię się o ciebie Harry. A poza tym, nie dogadujecie się z ojcem najlepiej. To idealna okazja na poprawienie waszych relacji – upiera się, a chłopak wzdycha, chowając twarz w dłoniach.

Dobrze zna tę stanowczość. Anne nie odpuści, a on wyląduje jutro w śmierdzącym autobusie na kilka godzin, aby później spędzić ponad sześćdziesiąt dni w domu człowieka, na którego nie chce patrzeć.

-Nie chcę, wolę zostać tutaj, z tobą. Z przyjaciółmi. Co tam będę robił? – pyta, próbując wzbudzić w matce litość. Jest nieugięta.

-Odpoczniesz. Dogadasz się z Desem. Jest moim byłym mężem, a twoim ojcem. Pojedziesz do niego czy tego chcesz, czy nie.

Harry nie chciał, ale jakie to miało znaczenie? Choć długo próbował przekonać Anne, że to wcale nie jest dobry pomysł, skończył pakując wieczorem najpotrzebniejsze rzeczy. Złożył ostatni t-shirt i włożył go do walizki, po czym zasunął ją i ruszył na dół, aby zjeść kolację. Wiedział, że rano nie będzie w stanie niczego przełknąć, więc miał zamiar napchać się teraz.

Kobieta najwyraźniej przewidziała to, robiąc dla niego omlety z warzywami, które Harry bardzo lubił.

-Naprawdę muszę tam jechać? – pyta jeszcze raz.

-Znasz odpowiedź na to pytanie – odpowiada jego matka, czytając jakąś gazetę i popijając herbatę miętową. Westchnął.

-Wiem. Po prostu wciąż do mnie nie dociera, że wrobiłaś mnie w coś takiego – mówi, sprawiając, że na niego spojrzała.

-Harry, chcę dla ciebie jak najlepiej...

-Wiem o tym – przerywa jej, po czym znów wzdycha. –Przynajmniej spotkam się z Gemmą.

-Właściwie... -zaczyna Anne drapiąc się po głowie. –Gemma jest w Miami.

Harry prawie wypluwa jedzenie, słysząc to. Cała jego nadzieja mieściła się w jego siostrze, a teraz okazuje się, że wyjechała? Wiedziała, że Harry przyjedzie? Specjalnie go zostawiła?

-Chcieliśmy, żebyście mieli trochę czasu dla siebie, ty i Des – wytłumaczyła, a brunet przygryzł mocno wargę.

-Pójdę się już położyć – powiedział tylko i wyszedł.

Inaczej wyobrażał sobie ten dzień. Miał spać do późna, zjeść coś i oglądać filmy również do późna. Nawet nie wyobrażał sobie czegoś takiego. Harry właściwie nie chciał mieć dobrych kontaktów z ojcem. Nie obchodził go. Dlaczego Anne wpakowała go w coś takiego? Nie potrafił sobie wyobrazić samotnych wakacji w domu człowieka, do którego zapewne nie zechce się odezwać. Gdyby tylko Gemma nie wyjechała, czułby się pewniej.

Chłopak położył się wcześnie, jednak długo nie zasypiał myśląc o tym, co wydarzy się następnego dnia. Tak naprawdę bał się. Nie wiedział czego się spodziewać. Nie chciał zostawiać mamy. Nie chciał opuszczać przyjaznego Londynu, który znał, jak własną kieszeń.

Wiedział, że to będą najgorsze wakacje w jego życiu.


Walking in the Wind (larry stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz