Rozdział 1

508 28 2
                                    

Jak zwykle wstałam i umyłam się. W łazience ułożyłam włosy i poszłam na śniadanie. Znów jadłam je sama, gdyż moja matka nie żyje. Ojciec natomiast po jej śmierci mocno się zmienił. Teraz liczy się tylko praca dla niego.
-Luna! Znów się spóźniłaś na śniadanie! A co ja ci od kilku lat powtarzam?!- krzyknął ojciec, gdy weszłam do jadalni.

-Przepraszam ojcze, ale się szykowałam...- odparłam zasiadając przy stole. Służki od razu podały mi śniadanie. Ojciec miał własne miasto i mieszkaliśmy w zamku. Ciągle liczył, że zostanie wybrany na króla. Chciał się pozbyć smoków. Mnie one zbytnio nie przeszkadzały, chyba że atakowały nasze wioski. Na szczęście niedaleko nas mieszkał przyjaźnie nastawiony smok Igneel. Z moich rozmyśleń o przyszłości oczywiście wyrwał mnie ojciec.

-Luna! Na miłość boską! Odpowiedź mi kiedy do ciebie mówię!- odparł ojciec uderzając pięścią o stół. Lekko podskoczyłam. Spojrzałam na niego z pytającym i przepraszającym wyrazem twarzy.

-Jestem dziś zajęty, ale nie zapomnij o swoich obowiązkach. Masz dziś lekcję jazdy konnej oraz nie zapomnij odwiedzić miasto. Pojedziesz tam po moją przesyłkę zrozumiano?- spytał ojciec ostrym głosem.

-Tak ojcze...-odparłam i spuściłam głowę. Kochałam go z całego serca, ale co roku to staje się gorsze. Zapomina o wszystkim innym, tylko nie o pracy.

-To ja już pójdę na lekcję-odparłam i poszłam na dwór. 

*Po lekcji jazdy*

Wyjechałam po kryjomu z zamku. Miałam narzucony płaszcz. Nie lubiłam, gdy wszyscy klękają przede mną. Wolałam być równa z nimi. Po kilku minutach byłam koło poczty. Zeskoczyłam z konia i weszłam do środka. Upewniłam się, czy nikogo nie ma i zdjęłam kaptur.

-Dzień dobry. Ja po przesyłkę ojca- odparłam z uśmiechem. Lubiłam tutaj przychodzić. Pan Tomek miał już swój wiek, ale i tak wykonywał swój zawód błyskawicznie.

-O witaj Luna... Ahh tak przesyłka, proszę o to ona- odparł i podał mi list.

-Dziękuję, proszę niech pan to przyjmie w ramach   wymiany- odparłam i poddałam mu klejnoty. Szybkim ruchem narzuciłam kaptur na głowę i wyszłam.  List schowałam do torby na koniu. Wskoczyłam szybko na niego i już miałam wracać na zamek, gdy coś przykuło moją uwagę. Był nim mężczyzna w moim wieku i miał różowe włosy. Miał plecak z którego coś świeciło. Odwrócił się i przyśpieszył. Ruszyłam za nim konno. Po woli , udając że jadę również w tamtą stronę. Nagle strażnicy zaczęli go gonić. Nie wiem dlaczego podjechałam szybko do niego i wyciągnęłam do niego dłoń, patrząc wciąż przed siebie. Złapał się jej i podskoczył na konia. Uciekłam z nim za miasto.

*Na polanie*

Dopiero tutaj zwolniłam do truchtu. Zeskoczyłam z konia i poprowadziłam go do rzeczki. Nieznajomy również zeskoczył i podszedł do mnie.

-Dziękuję za ratunek. Jestem Natsu- odparł i wyciągnął rękę.

-Nie ma za co... Jestem Luna- odparłam po chwili namysłu. Postanowiłam go nie okłamywać. 

-Jeśli wolno spytać to co masz w plecaku?

-W plecaku??? A to tylko obrazy...-uśmiechnął się i coś sobie właśnie uświadomił. Wyciągnął jedno zdjęcie przyglądając mi się. Potem je schował.

-Przypominam tę osobę na obrazie? 

-T-tak.. Jeszcze raz dziękuję... teraz muszę już iść..- odparł i pobiegł w las. Dopiero teraz zrozumiałam co się stało. Zobaczył moją twarz. Chciałam za nim pobiec, ale nie mogłam.  Korciło mnie by wiedzieć kim on jest. Wiedziałam, że ojciec i tak się już denerwuje. Wskoczyłam na konia i ruszyłam w stronę zamku. 

*W Zamku*

-Luna! Znów to zrobiłaś?! Czemu jedziesz do miasta bez strażników?! Wiesz, że jak umrę to ktoś musi przejąć zamek?!- krzyknął ojciec i uderzył mnie w twarz. Do oczu naleciały mi łzy. Miałam tego dość jego i tej jego pracy.

-Ah tak?! Czemu zależy ci tylko na pracy?! Nigdy nie masz dla mnie pracy! Chce z kimś pobyć i na mnie krzyczysz!... Czego nie zrobię tylko krzyczysz!- krzyknęłam i łzy zaczęły lecieć po moim policzku.

-Marsz do pokoju. Nie będę tolerować takiego zachowania

-Czy ty cokolwiek tolerujesz oprócz pracy?! Nawet się odezwać nie mogę?!- krzyknęłam i wskoczyłam na konia, którego już rozsiodłali. Uciekłam z zamku na oklep, trzymałam się jedynie grzywy konia on sam prowadził ja nic nie widziałam przez łzy. 

*Po Pewnym Czasie*

Koń zmęczył się i poszedł napoić. Zeskoczyłam z konia i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam, że ktoś lub coś mnie obserwuje.


----------------------------------- 

Hej! Mam nadzieje, że ten rozdział się wam spodobał. Historia dopiero będzie się rozwijała.

P.S Dziękuję koleżance za zrobienie mi okładki jest piękna ^^

Fairy Tail - Dwa SmokiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz