Kusiło mnie by tam pójść. Rozważałam za i przeciw. W końcu zacisnęłam pięści i odwróciłam się na pięcie. Ruszyłam w stronę zamku.
-Nie! Nie zrobię mu tego!.... Przecież wszystko ma mi wyjaśnić jutro wieczorem... Prawda?- spytałam sama siebie.
*W Zamku*
Gdy wróciłam wszyscy się na mnie patrzyli. Pewnie myśleli, że umarłam.
-Patrzcie to Luna...
-Nie przecież ona umarła..
-Ale przecież tu jest...- słyszałam jak ludzie szepczą i wpatrują się w stronę gdzie szłam. Nie wytrzymałam i stanęłam przed jednym ze strażników.
-Prowadź mnie do burmistrza! -zażądałam, ten jedynie się odwrócił i na mnie spojrzał.
-Służę jedynie burmistrzowi -odparł i wrócił do swojej pracy. Dokładniej rzecz mówiąc spał.
-Czy ty nie wiesz, że mówisz do córki burmistrza?! -zezłościł mnie ton tego strażnika. Co tu się stało? Przecież nie było mnie zaledwie jeden dzień.
-Powiedziałem coś!- krzyknął i uderzył mnie w policzek. Zaskoczona upadłam z bólem i łzami w oczach. Wiedziałam, że jest taki nerwowy przez to, że się upił. Czuć było u niego wódkę.
-Dobrze więc. Sama go znajdę- odparłam i wstałam. Ruszyłam w stronę drzwi do zamku. Zatrzymałam się kilka metrów od nich. Ujrzałam znajomą mi twarz przed bramom do zamczyska. To była Levi. Podbiegłam do niej.
-Levi!...L-le..- levi była cała posiniaczona i krwawiła z kilku miejsc.
-L-luna...- zemdlała, w ostatniej chwili ją przytrzymałam.
-Lekarza!!- krzyknęłam z łzami w oczach. Levi była moją najlepszą przyjaciółką od dzieciństwa. Nie wybaczę temu kto jej to zrobił!
* W sali szpitalnej*
Siedziałam koło niej do rana. Oczy mi się już zamykały. Nie mogłam zasnąć, musiałam jej pilnować. Przecież w dzieciństwie też tak siedziała, kiedy ja byłam ciężko chora. Już miałam zasnąć gdy nagle usłyszałam słaby głos.
-Luna idź spać- nie wiem o się stało, ale zasnęłam.
Śniło mi się moje dzieciństwo. Dziwne było to, że nie byłam w swoim ciele. Wszystko widziałam innymi oczami. Widziałam jak mnie obserwuje wraz z Levi. Nagle do tej osoby podbiegł czarnowłosy chłopiec. Chyba rozmawiali i się śmiali. Zaraz...zaraz on miał w rękach obraz mnie! Położył je na ziemi i obserwował dalej mnie i Levi.
-Już pamiętam! Przecież to ten sam strumień!- rozpoznałam strumień płynący. Pamiętałam zbyt dobrze ten dzień. W tym dniu mocno zachorowałam i omal nie umarłam. Przyglądałam się dalej oczami tej osoby. Oho .. zaraz Levi wejdzie do strumienia za daleko od brzegu i zabierze ją prąd. Przypominałam sobie wszystko. Czułam jakbym miała zaraz płakać.
-Levi!... Levi!!- usłyszałam swój głos.
Widziałam jak młoda ja wskakuje do wody za Levi. Wyrzuciłam ją na płytszy brzeg. Potem złapała mnie płynąca kłoda i ciągnęła za sobą do wodospady. Usłyszałam nie wyraźne krzyki czarnowłosego. Potem osoba którą obserwuje wskoczyła nie postrzeżenie do wody. Zanurkowała i oderwała mój kawałek bluzki od kłody i wyrzuciła na brzeg. Sam nie zdążył dopłynąć i dopływał do wodospadu.
W tym momencie się obudziłam i spojrzałam na łóżko. Było puste, rozejrzałam się i ujrzałam Levi przy oknie. Wyglądała jakby kogoś szukała.
-Levi?.. Kogoś szukasz?- spytałam przecierając oczy i podchodząc do niej.
-Nie... Tylko.. tylko się rozglądam- usłyszałam w jej głosie coś innego... Czyli kłamała. Nie chciałam na nią teraz naciskać.
-Dobrze... Wiesz, która jest godzina?- spytałam rozciągając się
-Zaraz będzie wieczór i kolacja, a co?- odwróciła się w moją stronę.
-Wieczór..... O MATKO ! ZAPOMNIAŁABYM! Powiedz, że się spóźnię na kolację!- wybiegłam z sali jak opętana. Szybko wskoczyłam na konia. Ruszyłam w stronę polanki.
*Na polanie*
Zeskoczyłam z konia. Nigdzie nie widziałam Natsu. Poszłam w miejsce gdzie mnie obserwowano we śnie.
-Ktoś bawił się w małego pedofila... ale uratował mi życie... tracąc swoje- spojrzałam na wodospad. Przeanalizowałam cały przebieg.
-Ciało..- usłyszałam jakiś szept. Obróciłaś się dookoła, ale nikogo nie było.
-Ciało?... Zaraz, przecież nie znaleziono ciała pod wodospadem.... Nic już nie rozumiem- usiadłaś po turecku i czekałaś na Natsu. W tym czasie znów zasnęłaś. Widziałaś płomienie, wszystko się paliło. Ludzie umierali i uciekali w panice. Nagle ktoś zarzucił na ciebie cień. Spojrzałaś do góry, były tam dwa walczące smoki. Te co ostatnio. Każdy był już wykończony. W końcu czerwony smok rykną na niego ogniem. Drugi dał za wygraną, widocznie dla kogoś, bo spojrzał w szpital. Chciałaś to sprawdzić więc wskoczyłaś w płomienie. Przeszukałaś wszystkie pokoje i nikogo nie znalazłaś.
-P-pomocy! - usłyszałaś pokój gdzie w prawdziwym życiu leżała Levi. Pobiegłaś tam oparzając się o płomienie. Gdy tylko stanęłaś w drzwiach ujrzałaś płaczącą Levi. Coś zaskrzypiało. Spojrzałaś w górę, sufit się zawalał!
-Levi ucie..- nie skończyłaś, bo właśnie sufit przygniótł twoją najlepszą przyjaciółkę. Poczułaś dotyk na swoim ramieniu. Odwróciłaś się był tam Natsu.
-Luna obudź się!- w tym momencie wstałaś szybko ze łzami w oczach.
-Luna?.. Co się sta..- usłyszeliście obydwoje ryk. Nad miasto leciał smok. Był to ten z twojego snu.
- O nie...- wstałaś i szybko wskoczyłaś na konia. Jadąc widziałaś ogień. Wszystko powoli robiło się jak we śnie.... Czyli Levi ma umrzeć?
CZYTASZ
Fairy Tail - Dwa Smoki
FanfictionŻyjemy w czasach, gdy są smoki. Luna ma już dość ojca, gdyż ciągle interesuje się pracą. Ratuje nieznajomego i chce się dowiedzieć o nim więcej. Podczas poszukiwań dziewczyna poznaje słowo niebezpieczeństwo na własnej skórze.