6. Nie wrócisz już do swojego starego życia

1.1K 81 12
                                    

*CLARY*

Clary chwyciła Jonathana za ramię i pociągnęła go z daleka od restauracji. Puściła go dopiero gdy przeszli pół przecznicy i dotarli do jakiejś ławki. Czuła jak drżą jej dłonie, ale to zignorowała. Miała teraz ważniejsze sprawy na głowie

– Słucham – to było wszystko co powiedziała.

Choćby chciała zapytać, nie wiedziałaby od czego zacząć. To co zobaczyła sprawiło, że miała kompletny mętlik w głowie. Tak więc postanowiła, że będzie słuchać. Niech on jej to tłumaczy. Jeśli to wyjaśnienie jej się nie spodoba, wtedy będzie myślała nad ucieczką.

Przygotowała się na usłyszenie prawdy, a przynajmniej taką miała nadzieję.

– Mówiłem ci. Nie mogę wyjaśnić ci wszystkiego. A już na pewno nie tutaj – Powiedział do niej cierpliwie, niczym do małego dziecka.

Cała ta sytuacja zaczęła ją wkurzać. Nienawidziła kiedy czegoś nie rozumiała.

– Nie. Nie! Nigdzie nie pójdę, dopóki nie powiesz mi co zrobiłeś! Jakie był te ee... co? Zdajesz sobie sprawę z tego jakie to dziwne uczucie? Ja nawet nie znam... Ja... – Urwała i wzięła głęboki wdech starając się przy tym uspokoić.

Nie chciała wyglądać jak jakieś znerwicowane dziecko, które nie rozumie co się do niego mówi. To co widziała... to nie były prawdziwe... cokolwiek to było, nie było prawdziwe. Nic z tego nie jest prawdziwe. To ten chłopak. Zaraził ją tym swoim idiotycznym szaleństwem, tą durną gadaniną o tych „nadludziach". To nie mogło być... Ona po prostu czuła się...

– Sfrustrowana – powiedział jak gdyby czytając jej w myślach. – Jesteś sfrustrowana, bo nie wiesz co się dzieje i nie znosisz być pod kontrolą. Chcesz mieć kontrolę. Ale żeby ją mieć potrzebujesz wszystkich informacji, prawda?

Clary tylko na niego patrzyła, nie chcąc przyznać, że ma rację. Faktycznie znał ją lepiej niż się spodziewała. Albo po prostu umiał dobrze odczytywać ludzkie emocje. Dlaczego ona? Dlaczego to akurat jej musiał trafić się jakiś pieprzony stalker?! Uśmiechnął się. To jeszcze bardziej ją nabuzowało. A trach gdzieś zniknął. Zamiast się bać była wściekła. I to tak konkretnie.

– Zobaczysz Clary. Wszystko ci wyjaśnię. Tylko musisz pójść ze mną. Wiem, że się mnie nie boisz. Normalna przyziemna dziewczyna uciekałaby teraz z krzykiem przez aleje, wrzeszcząc o psychopatycznym mordercy. Ale nie ty. Wiem jak to działa. Myślę, że nie czujesz strachu i może teraz o tym nie myślisz, ale twoja podświadomość wie jak silna i szybka jesteś.

Powoli do niej docierało, że ten chłopak ma rację. Powoli również zaczynała się uspokajać. W jego głosie było coś hipnotyzującego.

– Gdzieś w tej twojej pięknej głowie wiesz, że nie masz powodu, aby się obawiać. Wiem to lepiej niż ktokolwiek inny. A wiesz dlaczego? Ty i ja. Jesteśmy tacy sami. I dlatego możesz mi zaufać. Jesteśmy połączeni. Nawet teraz widzę to w twoich oczach, widzę, że mi wierzysz.

Clary westchnęła czując się pokonana tak dużym potokiem słów. Może miał rację. Cholera. Przecież wiedziała co widziała. Na pewno miał rację. A ona... Już teraz przekonała się, że nie było mowy, aby kiedykolwiek nauczyła się powiedzieć "nie" temu chłopakowi. Połowa jej głowy wciąż myślała o tym jak nazwał ją piękną. Druga połowa była w zupełnej zgodzie ze wszystkim co powiedział. Zrobił to. Udowodnił, że to, co powiedział wcześniej było prawdą. Jedynym co jej pozostało było dowiedzieć się czego od niej chce.

-– Dobra – powiedziała po chwili wahania. – Uznajmy, że ci wierzę, choć to wszystko to kompletne wariactwo. Czego ode mnie oczekujesz?

Jonathan uśmiechnął się szeroko. Ten uśmiech wywołał w niej dziwne emocje. Nie wiedziała dlaczego, ale nie mogła powstrzymać się przed delikatnym odwzajemnieniem tego gestu.

– Musisz iść ze mną – odpowiedział.

Przewróciła oczami.

– Taaak, mówiłeś to już kilka razy. A poza tym, że zanim... to znaczy... Co to znaczy? Gdzie chcesz mnie zabrać i na jak długo? I chyba mogę wcześniej uprzedzić Simona... O cholera Simon! – całkiem o nim zapomniała. Wyciągnęła swój telefon i włączyła go. 12 nieodebranych połączeń i 5 wiadomości. W tym 3 od jej matki. Reszta od Simona. – Muszę do niego zadzwonić, daj mi minutę – Powiedziała nawet nie patrząc na chłopaka i wybrała numer przyjaciela. Odebrał po pierwszym sygnale

– Co jest do cholery? Gdzie ty się podziewasz? – Słyszała muzykę klubową w tle. Pewnie czekał na nią przez cały ten czas. Westchnęła.

– Przykro mi Simon ale nie mogę przyjść — powiedziała. Zerknęła ukradkiem na Jonathana a ten skinął głową

– Co się stało? Możesz wytłumaczyć?

– Nie... No właśnie. Spójrz, wytłumaczę ci później dobrze? Obiecuję. Do zobaczenia. Pa. Kocham cię. – Potem się rozłączyła.


*JONATHAN*

Jonathan rozumiał dlaczego Clary kochała Simona. Był dla niej bratem na wszystkie z możliwych sposobów. Zazdrość przepłynęła przez jego ciało choć nie powinien nic czuć. Nie powinien być zazdrosny. Nie chciał być jej bratem, nie naprawdę. On po prostu chciał być blisko niej. I usłyszeć, że kocha jakiegoś innego chłopaka, w jakikolwiek sposób było... po prostu niewygodne. Odsunął na bok wszystkie myśli i uczucia kiedy odłożyła telefon i popatrzyła na niego.

– Przepraszam za to – powiedziała

– Przestań przepraszać. To pierwsza lekcja. Nigdy nie przepraszaj za nic. Zawsze jest jakiś powód tego co robisz. Pamiętaj o tym – odparł.


*CLARY*

Była trochę zdziwiona. Jej matka zawsze karciła ja za wszystko co zrobiła źle. Myśl, że miała nie przepraszać? To może być najlepsza rzecz jaką Jonathan do niej powiedział, przynajmniej do tej pory.

– W porządku – powiedziała uśmiechając się leniwie.

Do jej głowy właśnie wpadł niesamowicie szalony pomysł. Nie mniej jednak nie zamierzała z niego rezygnować. Być może właśnie zamierzała się zdecydować wziąć udział w największej przygodzie życia. Nawet z wariatem u boku. Kącik ust chłopaka drgnął w lekkim uśmiechu. Przez kilka sekund zastanawiała się nad wszystkim.

– Mogę wiedzieć czego w końcu ode mnie chcesz? I gdzie niby mamy iść? Na jak długo?

Patrzył na nią przez kilka sekund, widocznie nie był pewien, co ma odpowiedzieć...

– Już tu nie wrócisz – Teraz jej uśmiech zmienił się w zmieszanie.

– Co masz na myśli?

– Nie wrócisz już do swojego starego życia. Jeśli pójdziesz ze mną to wszystko się skończy. Nie będzie przyziemnej szkoły. Nie będzie Jocelyn. Ta część twojego życia będzie skończona. Jesteś na to gotowa?

Jej emocje rosły z każdym jego słowem. Okej, miała dość tego nudnego życia, ale pozostawało jedno "ale". I bynajmniej nie był nim fakt, że jakimś cudem chłopak znał imię jej matki.

– Simon – powiedziała – Co z Simonem?

Zmarszczył brwi jakby to było ciężko wytłumaczyć. Po chwili odpowiedział ostrożnie dobierając słowa.

– Nadal będziesz mogła się z nim czasem widywać, jeśli będziesz chciała, ale to też nie do końca zależy od ciebie. Mamy rzeczy do zrobienia w Nowym Jorku, ale nie teraz. Możesz zobaczyć matkę ponownie, jednak na tym koniec. Ale nie sądzę, żebyś mogła chodzić do nich w odwiedziny, chociaż z drugiej strony...

– Dopóki mogę widywać się z Simonem jest ok – przerwała mu. Uśmiechnął się tym swoim uśmiechem dziecięcego podpalacza i powiedział:

– Dobrze – potem wziął ją za rękę a ona splotła palce z jego palcami znowu czując wyładowanie elektryczne.

Była idiotką. Nie było co do tego najmniejszych wątpliwości. Zaufała psychopacie. Być może kiedyś pożałuje tej decyzji. Być może już powinna zacząć to robić. Jednak jakaś mroczna część niej cieszyła się z tego. Zamrugała i wszystko nagle się zmieniło. 

Demona krew - Dary Anioła ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz