☆Pokonana

290 30 7
                                    

Nasze spotkania zawsze były regularne.
Ale tej nocy tak się nie stało...

Przemierzałam zamarznięty las podziwiając jego piękno w świetlistą noc pełną gwiazd.
Każda gwiazda była odbijana w tysiącach kryształków dookoła mnie.
Tak było każdej nocy - każda noc była magiczna i piękna.
Ale tej... usłyszałam dźwięki polowania. Była to duża grupa w ogóle nie znanych mi wilków. Poruszała się niemal bezszelestnie w moją stronę. Byli coraz bliżej.
Musiałam uciekać.
Znowu.
Biegłam w odwrotnym kierunku niż do miejsca spotkania ze Zczerniałym. Nie chciałam, by coś mu się stało, a było to nieuniknione...
Biegłam coraz szybciej. Traciłam siły. Moje łapy prawie nie dotykały podłoża. Kryształy psuły widoczność i zagłuszały dźwięki, ale nie zapach. Zapach krwi.
To musiała być wataha Czerwonej Krwi...
Polowali na mnie.
Nie zwalniałam.
Byli coraz bliżej.
Nagle jegen z nich na mnie skoczył przegryzając mi skórę na karku.
Był silny.
Nie poddałam się.
Walczyłam.
Zrzuciłam go z siebie i oderwałam kłami kawałek jego ucha.
Cała wataha ciemnych i czerwonych jak krew wilków mnie otoczyła.
Po kolei skakali na mnie, sypali mi śnieg w oczy i gryźli mnie.
Usłyszałam głos Zczerniałego.
Już tu był.
Rzucił się do walki, ale było ich zbyt wielu.
Nie przejmowali się nim zbytnio.
Nie chcieli problemów z jego watahą.
Był prawie bezpieczny, ale zaczął walkę.
Moje łapy były połamane.
Prawie cała skóra była zerwana.
Byłam umazana krwią.
Ale nie czułam tego bólu.
Nie czułam tych ran.
Bolały mnie rany zadane Zczerniałemu.
Każda jego kropla krwi...
Każde jego skomlenie, by przestali i zamiast mnie zabili jego...
Tylko to mnie bolało.

Prawie nic ze mnie nie zostało.
Cała krew ze mnie wypłynęła.
Ale wciąż żyłam.
Największy z wilków złapał mnie za kark i podrzucił wysoko do góry, bym zmarła łamiąc sobie kręgosłup, upadając na lód.
Ale zmarłam wcześniej...
Nie zniosłabym więcej widoku cierpienia Zczerniałego...

Beze mnie będzie mu lepiej...

WypłowiałaWhere stories live. Discover now