Białe zwierze. Duże. Czerwonookie.
Nie bałem się, byłem na polowaniu. Bez wachania skoczyłem na śnieżną ofiarę. Chybiłem. Uciekała. Zacząłem ją gonić. Zaprowadziła mnie do tunelu fioletowych luster z kryształów. Widziałem w odbiciach jej silne tylne kopyta. Ruszyłem biegiem przez tunel, który znałem jak własne legowisko. Stałem przed istotą. Nie miała drogi ucieczki. Polowanie przysłoniło mi zmysły. Skoczyłem w stronę gardła. Poczułem silny ból na grzbiecie, ale go zignowowałem. Zwierze się szarpnęło i naparło czołem na moje ciało które wylądowało na śliskim lodzie. Róg. Jednorożec. Pomyślałem, że dam mu radę. I się nie myliłem. Odsoczyłem w bok. Broń albinosa trafiła w łapę. Kulawy zacząłem podszczypywać nogi zwierzęcia. Osłabło. Nie mogło już rzucać się na boki, ale zdążyło mnie już zranić swoimi ostrymi, czerwonymi kopytami. Róg i grzywa również zmieniły kolor. Czerwony jak jego krew. Jednym zwinnym ruchem przegryzłem gardło magicznego zwierzęcia, nie pozwalając mu dokończyć zbierania magii. Z głuchym łoskotem opadło na ziemię.
Nie da się zabić jednorożca. Niedługo wstanie. Zacząłem uciekać. Moja wataha zapewne już wyczuła moją krew. Nie mogła tu przyjść. Musiałem szybko do nich dotrzeć. Biegłem. Widziałem tylko złotawe, iskrzące się oczy mojej wilczycy. Najpierw musiałem dotrzeć do niej. Ona była ważniejsza. Skierowałem się do miejsca naszego spotkania. Wiedziałem, że miłość do niej zaślepiła moje odruchy. Jako przyszły alfa powinienem stawiać na pierwszym miejscu watahę, ale tak nie było.
Myśl, że mogła wyczuć w jakiś sposób moją krew i wyruszyć na pewną śmierć, by mi pomóc była nie do zniesienia. Że przez moją głupotę mógłbym już nigdy nie zobaczyć jej świetlistych oczu, jej radości po udanym polowaniu, satysfakcji, że na nią czekam, myśl że już nigdy nie usłyszałbym jej przemyśleń, jej głosu, nie poczułbym jej szorstkiego i ciepłego niczym promień światła futra...
Dotarłem na polanę. Czekała. Niepokój mnie opuścił. Zobaczyłem jej strach. Uspokajająco wtuliłem się w jej futro i powiedziałem, że muszę wracać zaraz do watahy. Gdy się od niej odsuwałem z jej oczu popłynęła świetlista woda. Kapła na moje rany dając mi ukojenie w bólu. Zanim wróciłem do watahy obiecałem jej, że jutro wrócę. Opóściłem polanę, a chmury zasłaniające światło księżyca znikły. Jasny blask otulił moje rany, po których po chwili nie było śladu.
Od zawsze wiedziałem, że moja wilczyca jest wyjątkowa.Od zawsze byłem zakochany.
YOU ARE READING
Wypłowiała
FantastikHistoria wilczycy, którą porzuciła wataha niedługo po jej narodzinach. Była zbyt słaba, by przeżyć. Zbyt słaba... Historia ma miejsce w świecie magii i natury, gdzie ludzie i istoty im podobne nie istnieją, a najsilniejszą grupą zwierząt są wilki, k...