Cierpliwy★

171 26 2
                                    

Tydzień później udało mi się ją znaleźć. Była jeszcze słabsza jeśli to wogóle było możliwe. Nie zdradziłem swojej obecności, bo tylko znowu bym ją wystraszył. Obserwowałem ją z ukrycia. Wyglądała pięknie wśród mieniących się w świetle nocy kolorowych kryształów. Jej futro nabierało barw, ale mimo to nadal była inna od wszystkich znanych mi wilków. Niezauważyłem nawet, że minęła cała noc i słońce zaczęło oświetlać na czerwono i pomarańczowo jej delikatne futro. Była niezwykła. Spojrzałem na nią po raz ostatni i niechętnie wróciłem do watahy. Nie zdążyłem nawet wejść na naszą polanę, a juź słuchałem tych nudnych rozmów dorosłych wilków na temat kolejnego polowania, w którym oczywiście miałem brać udział. Ale wtedy nie mógłbym znowu zobaczyć tajemniczej wilczycy. Ta myśl przeważyła szalę posłuszeństwa łowcom. Szybko się wykręciłem od polowania pod pretekstem samotnych ćwiczeń. Spodobała im się moja ambicja - nigdy nie chciałem trenować, ani uczyć się, bo nie widziałem w tym sensu, a oni to wiedzieli. Moja propozycja tak bardzo ich zdiwiła i ucieszyła, że byłem zwolniony z kolejnych polowań.
Każdego popołudnia wyruszałem na poszukiwania mojej białej wilczycy. Coraz łatwiej było mi ją znaleźć. Po pewnym czasie zauważyłem, że sama nie ma sił na polowanie, albo nie wychodzi jej to zbyt dobrze. Nie mogła polować dla siebie. A ja nie potrafiłem znieść polowania dla innych. Była inna. I przez to mogła w każdej chwili zginąć. Wcześniej obiecałem sobie ją chronić przed innymi łowcami, ale teraz... Postanowiłem jej pomóc. Każdego dnia polowałem dla niej i zostawiałem pożywienie, samemu się oddalając i ostrożnie ją obserwując. Podczas łowów nie widziałem już tych czerwonych oczu. Zamiast tego ukazywały mi sie jej piękne białe i mieniące się, niczym płatki śniegu w słoneczny dzień ślepia. Na początku wilczyca była nie ufna nawet do gotowego pożywienia. Ale z czasem się chyba do tego przyzwyczaiła. Odzyskiwała siły i sama zaczynała polować, a gdy ja dla niej to robiłem zbliżałem się stopniowo coraz bliżej. Z każdym dniem jej futro i oczy coraz bardziej błyszczały.
I z każdym dniem nadchodziło nieuniknione...
Jeden z członków watahy ją zauważył i zwerbował kilka wilków na polowanie. Myśl o jej śmierci nie tyle mnie przeraziła, co zabolała. Mogłem ją stracić, ale nigdy bym do tego nie dopuścił. Sam się zgłosiłem do udziału w łowach. W ten sposób mogłem ją ochronić. Przed wataha, łowcami. Przed moją rodziną.
Dyskretnie starałem się ich od niej odciągnąć, ale to nic nie dawało. Wyczuli jej delikatny zapach. Rozpoczęła się gonitwa. Dogonili ją, ale ta przyspieszyła. Musiałem jej pomóc. Powiedziałem, że wyczuwam, iż pobiegnie na prawo, a jakby co ja ją do nich zagonię. Posłuchali mnie i zmienili kierunek biegu, a ja biegłem do mojej wilczycy.
Chcialem ją zatrzymać, uspokoić.
Szybko ją dogoniłem. By się zatrzymała skoczyłem na nią, przygwożdżając ją do podłoża.
Była spokojna.
Już wiedziałem, czemu jej futro się mieniło. Miało teraz nieliczne złote końcówki, a w jej oczach można było zobaczyć złotą nić subtelnie przeszywającą biel.
Powoli ją uwolniłem i wycofałem się kilka kroków.
Była spokojna ale jej instynkt wziął górę.
Uciekła...
Znowu...
Miałem wrażenie, że wszystko zepsułem. Że wszystkie wysiłki i cierpliwość w jednej chwili straciły sens. Poczułem niemiłosierny ból w klatce piersiowej. Jakby coś pękło. Bo pękło.
Ale wtedy jeszcze nie wiedziałem co i z jakiego powodu...

WypłowiałaWhere stories live. Discover now