(stars that cut through the sky and fade quickly into nothingness)

340 49 17
                                    

jechaliśmy już dobrą godzinę, czasem rozmawiając, a czasem milcząc. zmieniłem płytę na all time low, a carmen zachwycona prędkością samochodu i głośną muzyką otworzyła okno i wystawiła głowę. co mnie zdziwiło, znała piosenkę i wykrzykiwała ją, jakby czuła się niesamowicie wolna. jej długie włosy rozwiewane przez wiatr przywodziły na myśl rozwiane wichurą źdźbła trawy. miałem ochotę zatrzymać to wspomnienie jak najdłuszej, namalować ją, albo chociaż zrobić zdjęcie, ale zamiast tego uważałem na drogę. spowodowanie wypadku przy naszym drugim spotkaniu nie brzmiało zbyt dobrze.

przez cały czas naszej jazdy wiedziałem jak wrócić. teraz jednak sceneria zupełnie nie przypominała znajomej, a znaki drogowe mijałem za szybko i w ciemności.

- gdzie jesteśmy? - zapytała carmen praktycznie krzycząc, żeby zagłuszyć muzykę.

zastanowiłem się przez moment.

- nie mam bladego pojęcia! - odkrzyknąłem.

zrobiła zdziwioną minę, ale zaraz potem uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami jak mała dziewczynka, ktróra stukła nowy wazon kupiony przez mamę. widziałem jak jej usta niemo mówią "ups".

skończyła się płyta. carmen zamknęła okno i powiedziała:

- zatrzymajmy się.

więc to właśnie to zrobiliśmy. zjechałem z drogi, a dziewczyna już wybiegła z samochodu. mieliśmy szczęście, że nie było praktycznie żadnych zabudowań w okolicy, a nawet latarnii.

podeszła do mnie z udawaną gracją.

- witam pana, co pan robi samotnie o tak późnej porze?

zaśmiałem się.

- zgubiłem się, ale myślę, że nigdy nie byłem szczęśliwszy z takiego powodu.

- gwiazdy są wyjątkowo piękne tej nocy - zmieniła temat.

- zupełnie jak pani.

zarumieniła się, chociaż pewnie uznała to za żart. zobaczyłem gęsią skórkę na jej ramionach, a chwilę później całe jej ciało zatrzęsło się z chłodu, chociaż na twarzy nadal udawała, że wszystko w porządku. od razu pobiegłem do bagażnika i wyciągnąłem z niego trzy koce, które leżały tam już nieokreślony czas. jeden dałem dziewczynie do ogrzania się, a drugi położyłem na masce samochodu, na którą się chwilę później wdrapaliśmy. nie bałem się wgnieceń, bo testowałem to już ze starymi znajomymi - wszystko było okej.

ponieważ planowałem mały piknik od początku, miałem ze sobą butelkę czerwonego wina i bagietki. może chciałem wyjść na poważnego mężczyznę? prawdziwego, eleganckiego francuza? a może po prostu kochałem wino i bagietki? myślę, że wszystko naraz.

samochód był ustawiony idealnie. widzieliśmy gwiazdy i wspólnymi siłami znaleźliśmy mały i wielki wóz. wtedy dziewczyna zapytała:

- wierzysz w spadające gwiazdy? i w to, że spełniają życzenia? myślisz, że kiedy naprawdę mocno zamkniesz oczy i skupisz się na tej spadającej części kosmosu, twoje marzenia zrealizują się od tak?

- staram się wierzyć w jak najwięcej rzeczy, to pomaga utrzymać się przy życiu z nadzieją.

- dlatego wierzysz w to, że jestem dla ciebie dobrą osobą.

- nie rozumiem - powiedziałem, bo naprawdę zaczynałem się gubić.

ale carmen miała inne plany. zaproponowała ciszę, którą przyjąłem. kilka lub kilkanaście minut później, znów się odezwała. ale nie swoim normalnym głosem, to przypominało bardziej trans, jakby lunatykowała we śnie. wolno i dość wyraźnie. nie wiem, czy to wino tak na nią zadziałało.

- sto gwiazd dziś świeci. dla wszystkich jest ziemia
okrąą muszą. one jej ozdobą.
czy to dla ziemi gwiazd nieśmiałe drżenia?
czy ziemia ziemią, a gwiazdy są sobą?

i pod gwiazdami żyję. je w oddali
co noc oglądam. gwiazdę dłonią czuję.
ci, którzy w gwiazdy weszli, nie skonali.
i ja nie umrę, bo gwiazdę miłuję. *

nagle odzyskała swój dawny wygląd i nieśmiało założyła włosy za ucho. miałem wielką ochotę ją pocałować, ale się powstrzymałem.

* Jacek Łukasiewicz "Gwiazda"

<><><>
jest 4am (w sumie już 5), nie wiem czy to dobry czas na pisanie. ale staram się!!!!
jak pewnie zauważyliście - są wakacje, więc będę miała dużo więcej czasu na to beznadziejne opowiadanie!
trzymajcie się cieplutko

carmen ☾ a.i.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz