Obudziłam się czując Saharę w mojej buzi. Sięgnęłam po szklankę wody, leżącą na stoliku. Opróżniłam ją do dna. W nocy słyszałam ojca, który wracał chyba po libacji. Znając ten pieprzony świat ma kaca więc później wszystko z nim wyjaśnię. Mam nadzieję, że był to tylko jednorazowy wybryk... Jest 7:23 no to młody wyszedł już do szkoły, pomyślałam. Wstając aby udać się do pieprzonej łazienki poczułam okropny uścisk w brzuchu. No tak. Okres. Pieprzony "wylew morza czerwonego". Nie dość, że rana "od" ojca boli w chuj, łeb mi pęka bo ryczałam całą noc to jeszcze to. Boże, dlaczego się tak nade mną znęcasz, hmm? Nie wspomnę już o tym, że moje "magiczne" dni w miesiącu są nad wyraz bolesne...
Ogarnięta i w bluzce z baaardzo małym dekoltem szłam do szkoły. Już na wstępie przywitał mnie "braciszek".
-Hej Niki! Co tam?!-spytał tuląc mnie na przywitanie, a myślałam, że się z bólu zesram za przeproszeniem.
-Cześć! Wszystko ok. Przepraszam ale spieszę się na lekcje, boju.-posłałam mu olśniewający uśmiech, który na całe szczęście kupił.
Pozostałe lekcje minęły mi tak jak zawsze. Na modleniu się o dzwonek. Swoją drogą...jeśli ten dzwonek jest dla nauczyciela, a nie dla ucznia to...mógłby sobie go wziąć do domu... Moje rozkminy życiowe przerwało wciągnięcie do auta... Spokojnie nikt mnie nie porywa to tylko Luk.
-Coś się stało?
-Tak musimy pogadać o wczorajszej sytuacji...-oznajmił odpalając silnik.
-Gdzie ty jedziesz wariacie?-spytałam śmiejąc się, nie mogę wiecznie tylko strzelać fochów.
-Jedziemy do mnie. To mi się podoba.
-Co?
-Twój uśmiech skarbie.-dobrze, że siedzę bo jego słowa i odwzajemniony uśmiech właśnie mnie sparaliżowały...
No to kolejny rozdział dzisiaj... Za parę godzin lecimy z następnym misie :* Przeczytałaś? Zostaw po sobie ślad! ;)

CZYTASZ
Przelotna znajomość
FanfictionDostał jej numer od kolegi, który zagadał ją w barze, ale olał. Nudziło mu się. To miały być tylko głupie żarty, które przerodziły się od tragedii aż po miłość.