31

1.3K 82 13
                                    


Wpadłam do szpitala potrącając w wejściu ratowników, którzy opuszczali budynek. Wybąkałam szybkie przeprosiny i ruszyłam przed siebie. Szpitalny pokój przyjęć wydawał się ogromny. Przez moment wpadłam w panikę, nie wiedząc, gdzie szukać rodziców.

- Shay! - usłyszałam krzyk mojej matki i obróciłam się wokół własnej osi, aby zlokalizować jej osobę. Zobaczyłam ją stojącą w korytarzu po prawej stronie od recepcji. Nie wyglądała najlepiej. Z daleka widziałam zaczerwienione oczy i nos, jakby wycierała go od dłuższego czasu.

Podbiegłam szybko w jej stronę.

- Mamo, co się stało? - zapytałam zdyszana, łapiąc ją w ramiona. Momentalnie zaczęła trząść się z niekontrolowanego płaczu i musiałam chwilę zaczekać, aby się uspokoiła. Przez głowę przewijały mi się najgorsze możliwe myśli, ale musiałam być cierpliwa, pomimo strachu trzymającego mnie za gardło.

- Ktoś napadł twojego ojca, chcieli zabrać mu samochód... Podobno grozili mu bronią, a wiesz jakie ma słabe serce... Dostał zawału, a ten ktoś go tam zostawił i odjechał, rozumiesz?! Nie wiem jak można się tak zachować, gdyby nie jakiś chłopak, który tam przechodził, twój tata mógłby już nie żyć... - mama ponownie zaczęła płakać a w moich oczach również pojawiły się łzy. Nie rozumiałam zachowania tych ludzi i chyba nigdy nie zrozumiem.

- Teraz jego stan jest stabilny. Lekarz powiedział, że wyzdrowieje, ale teraz musi odpoczywać i oszczędzać się jeszcze bardziej. Nie będzie mógł już wykonywać ciężkich prac i zbytnio się denerwować - dokończyła odsuwając się ode mnie. - Możemy iść do niego teraz, jeśli chcesz.

Kiwnęłam głową wciąż nie mogąc wydusić z siebie słowa. Kobieta poprowadziła mnie korytarzem do drzwi z numerem 203. Gdy tylko weszłyśmy do pomieszczenia łzy wypłynęły powoli z moich oczu.

Ojciec leżał na szpitalnym łóżku do połowy przykryty błękitnym prześcieradłem. Do jego piersi przyczepionych było kilka kolorowych kabelków, które minitorowały jego stan zdrowia, widoczny na urządzeniach ustawionych przy łóżku.

Spędziłam chwilę, jedynie przyglądając się mężczyźnie i trzymając jego dłoń. Ojciec spał, lekarz wyjaśnił matce, że zawał bardzo nadwyrężył jego siły i teraz musi odpocząć. Patrząc na osobę leżącą przede mną, nie potrafiłam rozpoznać w niej mojego zawsze uśmiechniętego i pełnego życia ojca. On zawsze był dla mnie przykładem tego, aby nigdy się nie poddawać i zawsze mogłam liczyć na jego pomoc. Najwyraźniej teraz ja musiałam pomóc jemu.

Po kilku minutach spędzonych w sali postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Czułam się dziwnie, nigdy nie lubiłam szpitali, zresztą czułam jakbym miała zaraz zemdleć. To wszystko mnie przerastało.

Wyszłam z budynku i przysiadłam na krawężniku na prawo od wejścia, oddychając głęboko. Wciąż nie mieściło mi się w głowie, jak normalny człowiek mógł zostawić mojego ojca na ulicy i odjechać. Pomasowałam skronie próbując pozbyć się bólu głowy, który powoli nadchodził.

Nagle usłyszałam jakieś zamieszanie przy wyjściu ze szpitala. Dwóch chłopaków, z których jeden wyraźnie podskakiwał na jednej nodze opuszczali szpital. Za nimi biegł jeden z lekarzy i pielęgniarka, którzy chyba chcieli ich powstrzymać. Kilka sekund później na twarze chłopaków, którzy kierowali się do samochodu padło światło z ulicznej latarni. W jednym z nich rozpoznałam Caluma, który podtrzymywał wysokiego blondyna z kolczykiem w wardze. Twarz mulata była ściągnięta w zniecierpliwieniu, gdy pakował swojego znajomego do samochodu. Gdy wreszcie udało mu się zamknąć drzwi, szybko wrzucił dużą sportową torbę do bagażnika i nie oglądając się na personel, który wciąż wymachiwał rękami, wsiadł do samochodu.

Po kilku minutach Cal wyjechał z parkingu w wielkim pośpiechu, a ja wstałam z mojego miejsca. Nie wiedziałam czego właśnie byłam świadkiem i bardzo chciałam zaspokoić swoją ciekawość, ale postanowiłam teraz o tym nie myśleć. Aktualnie ważny był mój ojciec.

Moje plany zostały jednak zdruzgotane przez pracowników szpitala, którzy wciąż patrzeli za samochodem, który już dawno zniknął im z pola widzenia.

- ... ten chłopak był naprawdę porządnie poturbowany i wciąż nie wierzę w to co próbowali wcisnąć mi jego koledzy. Wszystkie ślady na jego ciele wskazywały na pobicie, ale nikt nie chciał się do niczego przyznać. Nawet jeśli był to naprawdę wypadek powinien zostać w szpitalu. Nie rozumiem takiej nieodpowiedzialności - lekarz pokręcił głową i zniknął we wnętrzu szpitala.

Pielęgniarka po chwili również ruszyła za nim, ale tego już nie zauważyłam. Prawda uderzyła we mnie jak rozpędzony pociąg, z taką siła, że aż musiałam złapać się najbliższej barierki. Nagle wszystko zrozumiałam i od tych wiadomości aż zakręciło mi się w głowie. Nie chciałam w to wierzyć, ale wszystko wskazywało, że miałam rację. Łzy ponownie zalśniły pod moimi powiekami, gdy za wszelką cenę nie chciałam ich stamtąd wypuścić. Pokręciłam głową i weszłam z powrotem do szpitala. Muszę to wszystko wyjaśnić.


Wreszcie wakacje! Kto się cieszy?
Opowiadajcie, gdzie się wybieracie, jestem bardzo ciekawa :)

Jak myślicie, co zrozumiała Shay?

Mam nadzieję, że wasze świadectwa są dokładnie takie, jakie sobie wymarzyliście!

Dobrej nocy! <3


Just DanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz