Powieki Severusa rozchyliły się. Nie obudził się w łóżku, koło Hermiony, gdzie zasnął. Może w ogóle się nie obudził...
Popatrzył na sufit nad nim. Skądś go znał, ale nie miał pojęcia czemu się tam znajduje. Na dodatek, z tego co czuł, leżał na schodach.
Tylko czemu w Malfoy Manor? Ruszył nogą. Chwila, co?! Jak to, ruszył nogą? Zmarszczył czoło. Dotknął nóg dłońmi.
Podniósł się do pozycji siedzącej i poruszał nogami bez trudu.
Zaraz wstał czując lekki ból dolnych kończyn. Już miał świadomość, że to po prostu sen. Tylko czemu wydawał się taki realny? Może to była rzeczywistość, a snem był wózek, Hermiona i cała wcześniejsza bitwa. Z lekkim niepokojem zaczął zastanawiać się, czy to przypadkiem nie tak, że schodził po jednym ze spotkań z Czarnym Panem i zasłabł po drodze. Szybko podwinął rękaw. Znak był biały, jak blizna. Czyli jednak to sen. Wszedł schodek wyżej tyłem. Zszedł dwa niżej. Potem zeskoczył na podłogę. Szczerze mógł przyznać, ze cieszył się jak dziecko z cukierka. Wbiegł kilka schodków na górę, po czym zbiegł. Skierował się ku wyjściu, ciekawy czy mógłby stąd wyjść. Jednak, gdy już do niego dotarł, znów znalazł się na schodach. Zmarszczył brwi i westchnął. Tym razem skierował się na piętro wyżej. Pamiętał, że prowadziło do jednej z większych sal budynku. Jego oczom ukazała się Bellatriks Lestrange. Zacisnął zęby zdenerwowany, po czym kiedy podszedł bliżej szybkim krokiem, zobaczył, że pochyla się nad Hermioną.
Jego Hermioną Granger.
Chciał ją odepchnąć, ale jego ręka przeszła przez jej ciało jak przez ducha. Poczuł nawet ten nieprzyjemny chłód. Hermiona łkała cicho, kiedy szalona kobieta pochylała się nad jej uchem szeptając obelgi i opis tego co ma zamiar z nią zrobić. Snape nie mógł nic poradzić, pomóc, a nie chciał tego słuchać. Chciał się obudzić, ale czuł, że musi skierować się dalej. Zostawił niematerialne kobiety i przeszedł do następnej sali. Zamarł. Jego oczom ukazała się pewna rudowłosa kobieta o zielonych, pięknych oczach. Serce ścisnęło mu się w piersi. Łzy podeszły do oczu, ale nie pozwolił im się uwolnić.-Lily - szepnął. Ta uśmiechnęła się do niego serdecznie.
Obrócił się za siebie myśląc, że to nie do niego.
-Sev - odezwała się
-Co? Ja? Ale one... - obrócił się wskazując dłońmi drzwi do poprzedniej sali.Czuł się naprawdę zakłopotany.
-To było wspomnienie. - wyjaśniła
-Ja... czy ja nie żyję? - zmarszczył czoło
-Nie Sev - zaśmiała się delikatnie - żyjesz. Ale to nie przeszkadza się czasem spotkać, prawda?
-Przestań mówić do mnie Sev - mruknął - I co masz na myśli mówiąc "czasem spotkać"? Jestem teraz gdzieś pomiedzy życiem i śmiercią? Co się do cholery dzieje? - zdenerwował się
-Nie wyjaśnię ci tego - wzruszyła ramionami - Jesteś jednym z najbystrzejszych ludzi jakich miałam szansę poznać, ale człowiek, który ciągle ma przed sobą życie, nie pojmie tego.
-Czyli to nie jest zwykły sen? - bardziej stwierdził niż zapytał.Kiedy przytaknęła, podszedł do niej szybko i przytulił do siebie mocno. Odwzajemniła to. Czuł ją. Nie była żadną zjawą. Czuł, że osoba, którą właśnie trzyma w ramionach to Lily.
-Dziękuję Severusie - przerwała ciszę - Dziękuję za to, że opiekowałeś się Harry'm
-Wiesz, że to tylko przez ciebie - powiedział zamykajac oczy
-Jesteś dobrym człowiekiem. Pomógłbyś mu tak czy inaczej.Oddalił się od niej nieco otwierając powieki.
-Lily, mówię poważnie i szczerze nie obchodzi mnie już co będziesz o tym sądzić, ale gdyby Harry Potter był synem Jamesa i kogokolwiek innego, to rozwaliłby sobie czaszkę na pierwszym roku...
Kobieta zmróżyła oczy.
-Jesteś niemożliwy
-Zdaje się, że w o wiele przyjemniejszy sposób słyszałem to wczoraj - zaśmiał się
-Hermiona? - szepnęła
-Hermiona - potwierdził spokojnie, ale stanowczo. - Lily, widzisz co się dzieje. I chociaż nigdy o tobie nie zapomnę, to ona teraz... no wiesz