Rozdział jedenasty

4.2K 305 5
                                    

Colton

„Moje dziewictwo", te dwa słowa huczą w mojej głowie tak boleśnie, że nim się orientuję, ciskam wszystkim co stoi na komodzie za mną. Opieram się o nią i biorę kilka uspokajających wdechów, w przeciwnym razie, jestem gotów wsiąść do auta, jechać do Oliviera i roztrzaskać mu łeb czymś tępym, żeby poczuł wszystko to, przez co musiała przejść Ava.

Jestem cholernie świadomy, że Donatello ma wiele na sumieniu, ale nawet w najgorszych koszmarach, nie podejrzewałbym go o takie okrucieństwo.

Skurwiel!

Tylko tak mogę opisać człowieka, który kupuje nastoletnie dziewczyny dla własnych perwersyjnych i chorych uciech. Jezu, przecież Avalon mogłaby być jego dzieckiem.

– Avalon! – Moje myśli, w jaki sposób zabić Donatello i Knife'a, przerywa głos Harper.

Odwracam się i widzę wszystkich, tylko nie Avalon. Harper wskazuje palcem korytarz, więc bez wahania ruszam, by ją powstrzymać przed największą głupotą, jaką może zrobić. Docieram do drzwi w ostatniej chwili i nim udaje jej się wyjść, zatrzaskuję je jej przed nosem. Avalon zaczyna się cofać, aż wpada na ścianę. Jestem świadomy tego, że jest przerażona, a jeszcze bardziej tego, że dzieje się tak przeze mnie. Zachowuję się jak ostatni idiota, ale nie mogę pozwolić jej wyjść z tego domu. Nie mogę pozwolić jej odejść. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie wyobrażam sobie, żeby mogło zabraknąć jej w moim życiu. Odkąd się pojawiła, czuję chęć bycia kimś lepszym. Pragnę, by zaufała mi i pozwoliła sobie pomóc, ale moje wszystkie działania, najwyraźniej sprawiają, że jest wręcz odwrotnie.

Zastanawiam się, co powiedzieć, gdy Avalon wbiega po schodach. Mam dziwne przeczucie, że nie zamierza jedynie wrócić do swojego pokoju. Kryje się w tym coś więcej, więc ruszam za nią, ale tym razem to ona zatrzaskuje mi drzwi przed nosem.

– Ava, otwieraj!

Moja prośba brzmi groźniej niż zamierzałem, ale jest już za późno i nie mogę tego zmienić.

Mija potwornie długa chwila nim odpowiada.

– Przepraszam, Colton, ale nie oddacie mnie mu żywej.

Jej słowa docierają do mnie ze sporym opóźnieniem, ale gdy już to robią, włosy jeżą mi się na całym ciele.

– Avalon! – Walę w drzwi, ale na próżno. Nie dostaję od niej żadnej, cholernej, odpowiedzi. – Ava, błagam!

– Colton? Co się dzieje? – Głos Harper, która przybiega na górę drży, tak samo jak ja, na samą myśl, co dzieje się za drzwiami.

Nie odpowiadam jej, tylko cofam cię i z całą siłą uderzam bokiem ciała w drzwi.

– Colton, przerażasz mnie.

Ponawiam próbę i tym razem drzwi ustępują, a ja wpadam do pokoju.

Rozglądam się szybko i gdy zauważam skuloną pod łóżkiem Avalon moje serce gubi swój rytm. W dłoni trzyma nóż, i choć nigdzie nie widzę śladów krwi, zdaję sobie sprawę, że wcale nie musi to oznaczać, że nic sobie nie zrobiła. Prawdopodobnie powinienem zachować teraz szczególną ostrożność, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, ale działam jak na autopilocie i podbiegam do niej wyrywając z jej drobnej dłoni potencjalne narzędzie zbrodni.

Avalon nie krzyczy, czego się spodziewam. Patrzy na mnie szklistymi oczami, łzy spływają po jej policzkach i wygląda tak, jakby straciła kontakt z rzeczywistością.

– Nie oddasz mnie im żywej – szepcze, ale ten szept zawiera w sobie tyle obietnicy, że nie mam najmniejszych wątpliwości, że spełni swoją groźbę.

Raise the DeadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz