Prolog

7.1K 212 251
                                    

Ze snu wyrwało mnie skrzypienie materaca i lekkie ugięcie sprężyn po prawej stronie mojego łóżka, świadczące o tym, iż ktoś postanowił złożyć mi nocną wizytę. Otworzyłam oczy i zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, poczułam chłód metalu na swoich ustach. Taka dłoń była charakterystyczna tylko dla jednej osoby, co oznaczało iż obok mnie znajdował się właśnie Bucky Barnes, najlepszy przyjaciel Steve'a Rogersa. Zaczęłam kalkulować szybko w głowie, czego brunet może ode mnie chcieć. Chociaż w tym momencie to było chyba jasne. Przyszedł mnie zabić.

Tylko dlaczego akurat mnie? Nie byłam tutaj nikim znaczącym. Nie jestem jedną z Avengers. Nie jestem superbohaterką. Nie mam nadprzyrodzonych zdolności. Nie pracuję dla T.A.R.C.Z.Y.. Jestem zwykłą dziewczyną pracującą w Avengers Tower na stanowisku asystentki Pepper Poots. A mieszkam w tym budynku, razem z wszystkimi, tylko dlatego, iż nie miałam się gdzie podziać, jako że nie pochodzę z Nowego Jorku. A Bucky'ego widziałam może tylko kilka razy na oczy. Pierwszy raz, gdy go tutaj przywieźli. Swoją drogą wyglądał wtedy tak okropnie, że poczułam lekkie ukłucie w sercu. Na jego twarzy, a przede wszystkim w jego oczach widoczne było całe cierpienie, cały ból, który zmuszony był przetrwać. Później minęliśmy się kilka razy na korytarzu. I tyle. Nigdy nie zamieniliśmy nawet ze sobą słowa.

A teraz on leży obok mnie, w środku nocy, zakrywając mi usta dłonią, abym nie mogła wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Na plecach czuję jego umięśnioną klatkę piersiową, na szyi przyspieszony oddech drażniący moją skórę. Rozglądam się po pokoju wyszukując najszybszej drogi ucieczki lub chociaż jakiegokolwiek przedmiotu, który mógłby posłużyć mi za obronę. Oczywiście podczas pracy tutaj, Avengers nauczyli mnie walczyć, ale nie miałam żadnych złudzeń, że w starciu z Barnesem miałabym zerowe szanse. Nie znajduję nic, co mogłoby mi pomóc, więc jestem gotowa, żeby się poddać, gdy staje się coś zaskakującego. Czuję jak nos Bucky'ego przejeżdża po moich włosach, a on sam wdycha ich zapach. Marszczę brwi lekko skonsternowana, ale nie wykonuję żadnego ruchu. Nie zmieniam również pozycji, dalej pozostając plecami do bruneta.

Po chwili czuję jak prawdziwe palce Jamesa delikatnie wchodzą pod moją koszulkę, a następnie suną w dół, do moich majtek. Jestem zaskoczona i leżę nieruchomo pozwalając mu na wszystko. A jego dłoń postępuje sobie coraz śmielej. Wsuwa się pod koronkowy materiał, a następnie dwoma palcami odszukuje sobie drogę do mojego wnętrza i wchodzi tam nie czekając na pozwolenie. Mimowolnie rozchylam bardziej nogi, dając mu lepszy dostęp do siebie, co brunet momentalnie wykorzystuje. Mam ochotę jęknąć z rozkoszy, ale nie jestem w stanie, bo metalowa ręka nadal zaciska się na moich ustach. Odchylam więc jedynie głowę w tył, opierając ją na barku Bucky'ego, a on sam przyciąga mnie bliżej siebie, cały czas penetrując moje wnętrze swoimi sprawnymi palcami. W tym momencie mam już ochotę krzyczeć, ale jedyne co wydobywa się z moich ust to ciche sapnięcie. Słyszę, jak on również ciężko dyszy mi do ucha, co sprawia, że prawie odlatuję. Żeby utrzymać świadomość, dłonią odnajduję udo mężczyzny i wbijam w nie paznokcie. Wiem, że sprawiam mu tym ból, którego już nie powinien w swoim życiu odczuwać, ale chyba nie narzeka, bo jego palce przyspieszają, a ja po chwili czuję falę gorąca obejmującą moje ciało i charakterystyczny dreszcz zwiastujący osiągnięcie apogeum przyjemności.

Zabieram dłoń z uda Bucky'ego, a on wyjmuje ze mnie palce oraz poprawia moją koronkową bieliznę. Następnie ostrożnie odrywa metalową dłoń od moich ust. Najpierw delikatnie, jakby upewniał się, że nie zacznę nagle krzyczeć. Kiedy pozostaję cicho, odsuwa się całym ciałem i zanim zdążę się zorientować ponownie czuję ugięcie sprężyn materaca, tym razem świadczące o tym, iż mój nocny gość wstał z łóżka. Po chwili słyszę cichy dźwięk zamykanych drzwi, co oznacza iż zostałam sama. Odwracam się w stronę, po której jeszcze niedawno leżał brunet i zaciągam się zapachem, który pozostawił po sobie na pościeli. Zamykam oczy, próbując wrócić do krainy Morfeusza, ale przeszkadzają mi w tym tysiące myśli krążące po mojej głowie. Dwie z nich są najbardziej natarczywe.

Co to było? I dlaczego mu na to pozwoliłam?


Chciałyście to macie. Ale nawet jestem zadowolona, wyszło prawie tak jak to sobie wyobraziłam w głowie.
No i co o tym myślicie? Bo szczerze mówiąc, ja nadal nie jestem przekonana do publikowania tego opowiadania ...

Aha! Ten obrazek na górze oddaje cały sens opowiadania, tylko że mi go ucięło, więc Was informuję, iż jest tam napisane "do secret things together", jakby się komuś nie chciało zaglądać do mediów ;)

A najgorsze było to, że uzależniał... | Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz