Nie odzywałaś się do mnie przez najbliższe kilka dni. W zasadzie to nie wychodziłaś nawet z pokoju, a przynajmniej nie za dnia. Unikałaś mnie jak ognia, jakbyś bała się, że się poparzysz przy samym kontakcie wzrokowym ze mną.
Ja nadal byłem na Ciebie wściekły. Uważałem Twoje zachowanie za dziecinne, a przecież sam robiłem dokładnie to samo. Unikałem Cię tak samo jak Ty mnie. Nienawidziłem Cię za wszystko, bo byłaś tą, która sprawiała, że rodziły się we mnie sprzeczne emocje [Raczej: rodziły się we mnie dzieci ~ Misiaczeeeg, pozdrawiam]. Nienawidziłem Cię, bo byłaś tą, która urodziła się byśmy mogli ją obwiniać [jeśli ktoś wie do czego nawiązałam to jestem dumna, ale nie piszcie w komentarzach. Chcę to wyjaśnić dopiero w epilogu].
Któregoś dnia w końcu wyszłaś w środku nocy do kuchni i natknęłaś się tam na mnie. Widziałem, że chciałaś zawrócić, ale nie zrobiłaś tego. A może powinnaś była?
W milczeniu podeszłaś i nalałaś sobie wody do szklanki. Chciałaś już odejść, kiedy jakaś nieznana siła kazała mi Cię zatrzymać.
- Zostań.
- Co? - zapytałaś jakby nie rozumiejąc tego co powiedziałem. Nie spodziewałaś się wtedy, że to ja pierwszy zakopię topór wojenny [Jak ktoś mi przypomni w jakiej bajce/kreskówce był epizod gdzie Indianie odkopywali wojenne krzesło dam mu ciastko!].
- Zostań. Robię kanapki. - powiedziałem, choć w zasadzie nie miało to większego znaczenia. Moje słowa brzmiały głupi, ale ja tylko chciałem, żebyś była obok nie. Po prostu potrzebowałem na nowo poczuć się tak jak czułem się kiedyś.
Usiadłaś przy małym stoliku i obserwowałaś mnie. Kiedy skończyłem postawiłem posiłek przed Tobą i usiadłem naprzeciw. W teorii nie powinno się jeść w nocy, ale nam to chyba nie przeszkadzało. Zjedliśmy w ciszy i mimo, że nie zostało już nic na talerzu siedzieliśmy tam nadal.
- Czemu mnie tak nienawidzisz? - zapytałaś.
- A czemu ty tak nienawidzisz wszystkich? - odpowiedziałem Ci pytaniem na pytanie, gdyż nie wiedziałem co mam Ci powiedzieć. Że nienawidzę Cię, bo mnie zostawiłaś? Co Cię kochałem? Bo byłaś jedyną osobą, która mnie kiedykolwiek zraniła?
- Również o Izebel tak mówi Pan: Psy będą żarły Izebel pod murem Jizreel.* - po chwili przerwałaś ciszę. To co powiedziałaś nie miało sensu w kontekście naszej rozmowy. Przynajmniej ja do wtedy nie widziałem. Tak w zasadzie to nie rozumiałem wtedy nawet co mówiłaś, ale dziś wiem, że cytowałaś Biblię. Nie byłaś chrześcijanką, mało tego, ty nie wierzyłaś w kompletnie nic, ale Pismo znałaś dobrze. Szczególnie tę jedną księgę, gdzie Twoje imię pojawiało się aż nader często.
Ale wiesz co? Nie byłaś jak królowa Izebel**. Ty miałaś serce. Skułaś je lodem i ogrodziłaś drutem kolczastym, ale zrobiłaś to po to by nikt więcej nie mógł Cię zranić. Ale to wciąż było dobre serce Jezebel. Wciąż chciało kochać, choć tak bardzo próbowałaś zniszczyć w sobie wszelkie uczucia, po prostu potrzebowałaś kogoś kto Cię naprawi.
Po części Cie rozumiałem. Ja sam uznawałem się za pana własnych uczuć. Kontrolowałem swoje emocje, choć i tak byłem zbyt porywczy i agresywny. Ty wiesz coś o tym Jezebel, że lepiej dusić swoje emocje niż stać się łatwym celem, czyż nie?
Kiedy ja tak myślałem nad sensem Twoich słów, Ty niezauważalnie opuściłaś pomieszczenie.
Ta rozmowa wydawałaby się niczym, ale nastąpił tej nocy kolejny przełom, bo następnego dnia już nie ukrywałaś się przed światem Jezebel.
Czyżby lód Twojego serca zaczął topnieć? Wtedy tego nie wiedziałem, ale byłem tym, który znalazł odpowiednie nożyce do przecięcia drutu kolczastego, którym próbowałaś się chronić.
Byłem tym, którego miałaś pokochać, który miał Cię złamać. Nie rozumiałem tego jeszcze, ale ja nigdy nie przestałem Cię kochać. Nigdy o Tobie nie zapomniałem, bo bez Ciebie czułem się złamany jakbym był połową całości, bez Ciebie czułem się rozdarty niczym żagiel podczas sztormu, a ty ze mną miałaś upaść, zostawić przeszłość, stać się pięknym nieporządkiem.***
*******
*1Krl 21, 23 (jesli ktoś nie czai to jest to odwołanie do Starego Testamentu, do Pierwszej Księgi Królewskiej, rozdziału 21, wersu 23... Ale żeby tego nie czaić to trzeba było nigdy w życiu religii nie mieć, bo takie odwołania, tzw adresy, pojawiają się już w pierwszych klasach podstawówki).
**Izebel (Jezebel; zm. 853, 852 lub 850 p.n.e.) – postać biblijna ze Starego Testamentu, księżniczka fenicjańska, żona króla Izraela Achaba. Pojawia się w 1 Księdze Królewskiej 16,31; 18,4.13.19; 19,1-2; 21 oraz w 2 Księdze Królewskiej 9,30-37 (śmierć Izebel). W Nowym Testamencie występuje jako pseudoprorokini zwodząca chrześcijan, nawołująca do nienawiści Boga, połączonej z nierządem sakralnym i spożywaniem ofiar składanych bożkom (Ap 2, 20-23). Jest symbolem kobiety bez skrupułów, rozwiązłej, zdeprawowanej, niegodziwej, zuchwałej.
***Nawiązanie do utworu We The Kings - Sad Song, który macie w mediach.
*******
Jeśli rozdział się spodobał zostaw przyjacielu, kumplu złoty gwiazdkę i komentarz <333
Miłego dnia, wieczoru, nocy... cokolwiek
Love ya!
~ miła, sympatyczna i zawsze uśmiechnięta Cat :3
CZYTASZ
Goodbye /Nitro
Random- Hej. Jestem Jezebel. - powiedziałaś bez większych emocji. Uciekałaś swoimi zielonymi oczami od moich. - Hej. Sergiusz. - odpowiedziałem. Byłem pewien, że mnie pamiętałaś, ale mimo wszystko wdałem się w Twoją gierkę. Udawaliśmy, że przeszłości nie...