08.

481 53 10
                                    

- Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytałaś. Pokiwałem przecząco głową, a Ty uśmiechnęłaś się. Lubiłem ten uśmiech. - To stare magazyny. Należały kiedyś do mojej rodziny. Teraz stoją puste i nikt tu już nie zagląda. 

Zaczęłaś wspinać się po siatce.

- Co ty robisz?! - krzyknąłem kiedy byłaś już w połowie drogi.

- Nie bądź pizda Nitruś i chodź. - zaśmiałaś się. Lubiłaś mnie prowokować bym robił to czego oczekujesz. A ja lubiłem adrenalinę i Twoje pomysły. Ruszyłem za Tobą. 

- Wiesz, że to trochę takie włamanie?

- Pamiętaj, że magazyn należał kiedyś do mojej rodziny, więc w zasadzie się nie włamujemy. Po prostu... korzystamy z innego wejścia. - uśmiechnęłaś się cwanie. Ja również. 

Zeskoczyliśmy z płotu i pokierowaliśmy się w stronę budynku. nie był zamknięty. Weszliśmy do środka i skierowaliśmy się po schodach na górę. Dotarliśmy na dach, a tam usiedliśmy i podziwialiśmy nocny krajobraz paląc papierosy. W zasadzie nie wiem czy było co podziwiać. Wokół roztaczał się las. Jednak było pięknie.

To było tak bardzo w Twoim stylu. Włamałaś się gdzieś dla samego widoku, dla odrobiny adrenaliny i dla samego faktu dokonania czegoś głupiego. 

- Jesteś pojebana. - powiedziałem wypuszczając rakotwórczy dym z płuc.

- Zawsze byłam, a ty nie jesteś lepszy Nitruś. - powiedziałaś to poważnie. - Cholernie za tym tęskniłam. 

- Nie tylko ty... 

Byłaś moim sensem Jez. Sensem, dla którego to wszystko robiłem. Podświadomie zawsze chciałem byś wróciła. Zawsze. 

Dotarliśmy do szpitala niezauważeni około piątej rano. Nim w ludziach obudziło się życie rozmawialiśmy. Zasnąłem ściskając Twoją rękę podłączoną na nowo do kroplówki. 

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że dotykam Cię ostatni raz.

- Musi pan już wyjść.  - obudziła mnie pielęgniarka. - Musimy zabrać ją na badania. 

- Idź Sergio. Odpocznij w domu.

- Nie chcę Cię zostawiać.

- Nie zostawiasz. Badania potrwają pewnie cały dzień, a ty jesteś zmęczony. Ja pewnie będę chciała spać po tym wszystkim, więc nie ma sensu byś tu siedział. Wróć jutro rano.

- No dobrze. Pojadę do Wrocławia po kilka rzeczy z mieszkania i jak wrócę od razu przyjadę do Ciebie.

- Dobry plan. - uśmiechnęłaś się, a ja wyszedłem, gdy tylko zabrali się z sali. 

To był ostatni uśmiech jaki widziałem na Twoich ustach. Żałuję, że nie złożyłem na nich tego dnia pocałunku. Żałuję, że pozwoliłem im Cię zabrać bez pożegnania. Chociaż nie. Dobrze, że się nie pożegnaliśmy, bo nigdy nie potrafiliśmy tego robić.

Teraz rozumiem czemu kazałaś mi wrócić dopiero następnego ranka. Czułaś, że nie dożyjesz kolejnego świtu. Nie chciałaś bym patrzył na to jak umierasz - tak, jak mówiłaś mi kiedyś. Wiedziałaś, że nie przeżyłbym tego. Miałaś rację. Nie potrafiłbym patrzeć na to jak cierpisz, jak ode mnie odchodzisz. 

Tamtego dnia rzeczywiście pojechałem do Wrocławia. Zabrałem kilka rzeczy, jednak mimo, że planowałem wrócić tego samego dnia i odpocząć w hotelu niedaleko szpitala, zostałem zmuszony czekać do rana na pociąg z powodu opóźnień i problemów naszego wspaniałego PKP. 

Byłem wściekły, ze się do Ciebie spóźnię. Miałem być rano, a do szpitala dotarłem dopiero na godzinę jedenastą. 

******

Hej cześć siemano wam wszystkim ludzie (kto wie komu zajebałam przywitanie?)

No to ten... zrobiło się groźnie xD Teraz już prawie na pewno ją zabije hihihi... no właśnie PRAWIE, a prawie robi wielką różnicę xD

Ogólnie to przepraszam, że tak późno rozdział ze środy no, ale wiecie... taki mamy klimat xD

Dzisiejszy rozdział przesunę na środę, a jak ten i następny fajnie się przyjmie to ostatni dodam w piątek :D

Miłego dnia, wieczoru, nocy, whatever

~miła, sympatyczna i zawsze uśmiechnięta Cat ;3

Zostaw przyjacielu, kumplu złoty gwiazdkę oraz komentarz dla mnie - żałosnej autorki <3 

Goodbye /NitroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz