Lecimy od ponad godziny, a na dworze na dobre nastaje noc. Nie wyrywam się już. Jedyne, co robię, to rozglądam dookoła z nadzieją wypatrzenia nadlatującego w naszą stronę Fabiana. To się jednak nie wydarza, a ja zaczynam wpadać w coraz większą panikę. Nie dopuszczam do siebie myśli, że przydarzyło mu się coś złego.
Dostrzegam kolorowe światła lotniska i stwierdzam, że musimy być nad Kingman, a kilka minut później, powoli zaczynamy zbliżać się do ziemi.
– Rano zauważyłem dom na sprzedaż – wyjaśnia Gabe. – Jeśli będziemy mieli szczęście, może będzie stał pusty.
Zatrzymujemy się, a moje stopy twardo uderzają o podłoże. Mija dłuższa chwila, zanim jestem w stanie złapać równowagę. Moje ciało jest bezwładne i odnoszę wrażenie, jakbym czekała, aż ktoś poruszy nim za mnie. Nie mam siły wykonać nawet najmniejszego ruchu.
Ben obchodzi dom dookoła i machnięciem dłoni daje znać, że możemy wejść, po czym mocniejszym szarpnięciem wyrywa zamek z drzwi. Zakradamy się do środka, a ja szuram stopami po ziemi i wciąż czuję, jakby ktoś inny sprawował władzę nad moimi kończynami. Nie zapalamy światła. Wchodzimy po ciemku, by nie zwracać na siebie niczyjej uwagi. Nie chcemy, aby któryś z sąsiadów zauważył naszą obecność.
Siedzę w bezruchu na miękkiej kanapie.
Nie odzywam się.
Mój umysł wypełniony jest miliardem myśli na minutę i nie potrafię skupić swojej uwagi na dłużej niż kilka sekund.
Mija kolejna godzina.
Nic się nie dzieje.
Siggar kuca obok mnie, a następnie ujmuje moje dłonie. Potrząsa mną lekko i błaga, bym się ocknęła. Nie reaguję jednak. Każde zdanie dociera do moich uszu w formie niewyraźnego szumu. Wpatruję się tępo w jego twarz.
– Zamierzam go odnaleźć i przyprowadzić do ciebie w jednym kawałku. Zrobię, co tylko w mojej mocy, obiecuję.
Spoglądam na niego zamglonym wzrokiem i rozumiem, co do mnie mówi, jednak nie mam siły poruszyć głową ani wydusić z siebie żadnego słowa. Mrugam jedynie nieznacznie, a on prawdopodobnie odbiera to, jako znak mojej aprobaty, ponieważ znika, bezszelestnie zamykając za sobą drzwi.
***
Nie wiem, jak wiele czasu upływa od jego wyjścia, ale domyślam się, że co najmniej kilka godzin, ponieważ zauważam, że na zewnątrz zaczyna wschodzić słońce. Powoli odzyskuję władzę nad swoim ciałem.
Im dłużej go nie ma, tym ja z większą nadzieją wpatruję się w wejście frontowe i wyobrażam sobie, że za chwilę pojawią się oboje, otwierając je na całą szerokość.
Na dworze już na dobre rozpoczyna się dzień. Kątem oka dostrzegam, jak pozostali drepczą w kółko i wymieniają między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Jednak gdy odzywają się do mnie, zamiast słów odbieram niezrozumiałe dźwięki. Nie potrafię odciągnąć swojej uwagi od drzwi. Wpatruję się w nie jak zahipnotyzowana, a z minuty na minutę, ogarnia mnie coraz większa rozpacz.
Drobne łzy zaczynają spływać po moich policzkach. Ścieram je błyskawicznie, bo jeśli pozwolę sobie na płacz, wiem, że nie zdołam przestać.
– Nie zdążyłam mu powiedzieć, jak bardzo go kocham – szepczę prawie bezgłośnie i rozluźniam obolałe mięśnie, a następnie uświadamiam sobie, że nie mrugałam już chyba od dobrych kilku minut.
– On o tym wie, Zoe – zapewnia Bart i siada obok, by uścisnąć moją dłoń.
– Skąd może wiedzieć? Nigdy mu tego nie wyznałam...
CZYTASZ
Nigdy Bardziej Obcy - Tom 2
VampireKontynuacja "Nigdy Bardziej Gorzki". Nie wiem, co tutaj napisać, aby nie zepsuć lektury tym, którzy chcieliby najpierw przeczytać pierwszą część, więc nie napiszę nic. Jeśli masz ochotę zacząć dopiero teraz, to spokojnie. Zawsze mogę wyjaś...