Coś poczuła. Zauważyłem to. Widziałem jak patrzy się na mnie. Widziałem bezradność w jej oczach. Gniew i strach, którego nie da się z niczym pomylić. Chciało mi się jednocześnie śmiać i płakać. Śmiać, ponieważ to ja byłem tym, który podobno potrzebował pomocy, a teraz to ona jej potrzebuje. Płakać... Ponieważ jest inna. Szkoda mi jej. To nie powinno się stać. Za dużo zła na tym świecie, za dużo bólu i cierpienia. Ona musiała już przez to przejść za życia. Teraz jest znowu torturowana życiem. Wybrała spokój i ukojenie w śmierci, zamiast tego, dostała ponowne życie, którego nie chciała. Potrafiłem ją zrozumieć.
Nie zrobiłem tego wszystkiego dla zabawy. To nie była farsa. Ja naprawdę chciałem umrzeć. A właśnie... Chciałem... Ale czy teraz chcę...? Teraz jest wieczór,co oznacza, że spotkałem ją pierwszy raz 2 dni temu, wliczając cały przespany dzień. Jak to jest, że przez te 2 dni zdołałem się do niej przywiązać... Jak to jest, że jestem takim idiotą. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Jest to rzecz płytka i głupia. Wierzę w poznanie, w wspólne spędzanie czasu, dzielenie się interesowaniami, pomaganie i ufanie sobie, a potem wreszcie miłość. Więc czemu, no czemu, kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz pomyślałem: ,,Kocham ją". Jasne, upadłem i zamarłem ze strachu, a jednak, jakiś cichy głosik, ciągle mówił: ,,Kochasz ją", a ja mu ufałem. I nawet jeśli w nią nie wierzyłem, bałem się jej, lub nią pogardzałem, to wciąż coś mi mówiło, że ją znam i kocham. Bezsensu.
Dokończyłem owijanie swojej ręki. Podnosząc się chwyciłem za mop stojący w rogu i zacząłem zmywać podłogę. Ona nie pochwalałaby tego bałaganu... W międzyczasie zmywania, zacząłem zastanawiać się nad tym co skłoniło tę dziewczynę, żeby znowu zaczęła czuć... Może te dziwne przebłyski na jej twarzy, które wcześniej widziałem, to były emocje.. ? Zaczęły wracać do niej stopniowo... Uznałem, że będę musiał się jej spytać. Wciąż byłem w szoku. Troska z jaką owijała mi rękę. Wściekłość z jaką na mnie patrzyła. Bezradność, która z niej kipiała. I żal, który w sobie skrywała, był tak namacalny, że aż trudny do przeoczenia. To było niesamowite.Od dawna nie widziałem tylu emocji na raz.
Kiedy wreszcie skończyłem zmywać, odstawiłem mop, tam gdzie jego miejsce, odwróciłem się w stronę drzwi i ruszyłem tą samą drogą, którą przed chwilą podążyła i ona, tylko najpierw zmieniłem koszulkę na czystą. Minąłem łazienkę i jeden z zamkniętych pokoi, żeby trafić na schody. Schodząc po nich, nadal potrafiłem sobie przypomnieć moment, w którym kupiłem ten dom i wchodziłem po tych schodach po raz pierwszy. Był to czas piękny i beztroski, tak różny od tego, w którym znajduję się obecnie... Drzwi od ogródka były otwarte na oścież. Wyszedłem przez nie do ogrodu i ruszyłem cienką ścieżką w jedyne miejsce, gdzie mogła teraz być.
Siedziała skulona na jednym z krzeseł w altanie. Kolana miała pod brodą, a głowę spuszczoną, więc nie mogłem dostrzec jej twarzy, przez opadające włosy. Usiadłem na drugim z krzeseł i czekałem nie będąc pewnym co powinienem zrobić, lub powiedzieć. Nie zapytam czy wszystko dobrze, albo nie powiem, że wszystko będzie dobrze. W pierwszym przypadku odpowiedz byłaby oczywista, a w drugim bym skłamał. Zaletą życia w osamotnieniu, przez tak długi czas, było wyzbycie się sztuczności i grzecznościowej etykiety. Inni powiedzieliby, że to źle,że zatraciłem rzecz tak ważną. Jak dla mnie, nie było to nic innego jak kłamstwo. Ludzie pytają się nas jak się czujemy, bo tak każe, zwykła etykieta, tak naprawdę nie obchodzi ich nasza odpowiedz. Pytają dla świętego spokoju, żeby nie wyjść na gburów, lub co gorsza...niewychowanych... Ludzie zaczęli ograniczać samych siebie, rzeczami tak niepotrzebnymi i błahymi, że aż zatracili poczucie tego co ważne a co nie. Ja jako ktoś, kto nie miał głębszego kontaktu z człowiekiem przez ostatnie kilka miesięcy, wyzbyłem się wątpliwości, co do skali ważności rzeczy, które posiadam, lub nie. I jedno wiedziałem niezaprzeczalnie najlepiej, ta osóbka, która właśnie siedziała przede mną, skulona, była jedną z rzeczy najważniejszych i niesamowicie prawdziwych. Więc jeśli w jakikolwiek sposób będę chciał jej pomóc, będzie to pomoc szczera, a nie jakieś chore etykiety. I właśnie w ten sposób, przysunąłem swoje krzesło bliżej do niej,pochyliłem się i objąłem ramionami. Najpierw zamarła, jakby nie będąc pewną, jak powinna zareagować, lecz już za chwilę rozluźniła się nieznacznie, spuściła ręce po boki i wtuliła swoją twarz w moją pierś.
CZYTASZ
Bezsensu
ParanormalOna, zagubiona dusza. Widzi świat takim jakim był przed jej odejściem, lecz świat nie widzi jej. On, człowiek zagubiony w świecie, gdzie po prostu nie chcą go widzieć. Razem, on i ona, w jednej rzeczywistości, lecz przeciwko niej.