15. Koniec

136 19 22
                                    

Kapitan Jacob McCatrhy opadł bezwładnie na fotel w swoim gabinecie. Gdyby tylko mógł, zacząłby krzyczeć, ale nie chciał jeszcze bardziej niepokoić biednego Wilfrieda. Szczęśliwym trafem młody sierżant szedł właśnie do doktora Dussaulta z naręczem nowych wyników z obserwacji Olaia Rokstada. Dzięki jego szybkiej interwencji udało się posłać obie ofiary tragedii na stół operacyjny i zapobiec śmierci nie tylko jednego z najwybitniejszych lekarzy i protetyków tego stulecia, ale i pieprzonego klona. Kto by pomyślał, że zawsze spokojny i opanowany Kristofer nie rozstawał się z paralizatorem?

- Rockwell powinien być na treningu - zauważył drżącym głosem sierżant Linde. - Dlaczego zatem...?

- Problemy z protezą - Jacob wszedł mu w słowo.

- Ale czy w takim razie nie powinien poczekać na korytarzu aż doktor Dussault wróci?

- Najwyraźniej nie chciał.

- Nie rozumiem. To nie ma sensu. Dlaczego chciał go zabić? Albo raczej: dlaczego nie udało mu się go zabić, skoro ewidentnie tego właśnie chciał?

- Nie wydaje mi się, żeby tego właśnie chciał. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Dussault miał z nim romans, sierżancie.

Kątem oka obserwował jak blady z przerażenia Linde na przemian otwiera i zamyka usta. Najwyraźniej kompletnie nie potrafił poradzić sobie z tym stwierdzeniem. Po dłuższej chwili udało mu się w końcu wykrztusić:

- Czy zresetowanie mu pomoże?

- Biorąc pod uwagę, że nie będzie nic pamiętał, wydaje mi się, że tak.

- Miałem na myśli skłonności do...

- Romansów?

- Tej samej płci, kapitanie.

- Homoseksualizm to nie choroba, sierżancie Linde.

- Rozumiem, ale...

- Linde, jeden z naszych najlepszych ludzi został prawie zaszlachtowany i wciąż nie wybudził się z narkozy, a ty przejmujesz się upodobaniami seksualnymi klona, którego ledwo udało się zresetować?

- Przepraszam, kapitanie, po prostu...

McCarthy machnął na niego ręką, dając tym samym do zrozumienia, że powinien sobie odpuścić. Tak naprawdę obaj powinni sobie odpuścić. Najlepiej gdyby cały świat zrobił sobie wolne chociaż na kilka godzin. Pięć minut świętego spokoju - czy to naprawdę tak wiele? Jacoba ogarnęło odrętwienie, które, co zabawne, pomogło mu zrozumieć, dlaczego Dean Rockwell tak często odwiedzał doktora Dussaulta. Najchętniej sam odwiedziłby teraz kogoś takiego. Chwila zapomnienia - o niczym innym nie marzył.

- Odpuśćcie sobie, sierżancie. Powołujemy biedaków do życia, jakiego nie chciałby nikt o zdrowych zmysłach, ale to chyba nie daje nam jeszcze prawda do decydowania, z kim wolno im się przespać, a z kim nie. Byłbyś w stanie odebrać im nawet taką namiastkę wolności, sierżancie?

W oczach Wilfrieda błysnęło pełne smutku zrozumienie. Jego uprzedzenia nagle straciły na znaczeniu. Życie i śmierć, pokój i wojna, reset i resocjalizacja - kto dał im prawo o tym decydować?

- Sprawdzę co u Rockwella, kapitanie McCarthy.

Jacob skinął głową z wzrokiem utkwionym w okno. Wreszcie zrozumiał niechęć przełożonych. W końcu dotarła do niego brutalna prawda o wojnie, którą przyszło im toczyć. W jednej chwili opuściła go chęć walki. Zamknął oczy, przypominając sobie nagranie z kamer bezpieczeństwa.

- Umrzeć, zapomnieć, zacząć od nowa - wyszeptał bezgłośnie, z drżącymi z gniewu dłońmi zaciśniętymi w pięści i pozwolił samotnej łzie spłynąć po policzku prosto na kartotekę z nowym kryptonimem dla numeru 06573.


KONIEC

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 17, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zresetuj mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz