*** Wszystko dzieje się z punktu widzenia Blurryface'a ***
Uwielbiałem codzienny moment, w którym Tyler zasypiał. Wiedziałem, że kiedy on śpi, mogę robić absolutnie wszystko, aby go niszczyć. Nigdy nie chciałem szybko zniszczyć Tylera. Nie taki był mój plan. Poza tym, miałem uczucia. Tyler mnie w sobie nosił, więc musiałem go szanować. Na początku chciałem wzbudzić jego sympatię i zaufanie, aby lepiej nam się współpracowało, ale przecież Tyler nie mógł się ugiąć. Nie chciał zrobić tego dla własnego dobra, czego później pożałował. Niestety, ale odwrotu już nie było. Zmieniłem swój plan działania i codziennie po trosze niszczyłem Tylera. Nie czułem się z tym źle. Nie krzywdziłem go fizycznie, a jedynie psychicznie. Zniszczyłem jego duszę i ponosiłem za to pełną odpowiedzialność, ale w żadnym stopniu nie czułem się niczemu winny. Proponowałem Tylerowi ugodę. Starałem się to robić raz na jakiś czas, ale on nie zmieniał zdania. Przestało mi się to podobać.
Ja nigdy nie zastanawiałem się, dlaczego to robię. Nigdy nie miałem poczucia winy za to, co się dzieje. Tyler na samym początku nie wiedział, co się z nim działo. Pamiętam, że chciał iść do psychologa. Wtedy jednak mu to odradziłem. Tyler zaczął słyszeć głosy w swojej głowie, a potem zaczął ze mną rozmawiać. Rozmawiał ze mną, ale te rozmowy były raczej monologiem, w którym mnie wyzywał od najgorszych. Nie miał pojęcia kim jestem, ani co się dzieje, a mimo to robił ze mnie potwora.
Starałem się być dla niego miły i wyrozumiały, ale przychodziło mi to z trudem. Wcześniej już zamieszkiwałem duszę śmiertelnika, ale kiedy on zmarł, musiałem przenieść się do umysłu kogoś innego. Padło na Tylera. Nie myślcie proszę, że zrobiłem to specjalnie. Nie miałem żadnego wpływu na to, do jakiego ciała i umysłu trafię. To był czysty przypadek, że padło na tego chłopaka. Ja jednak byłem z tego przypadku zadowolony.
Poprzedni człowiek, którego umysł zamieszkiwałem, nazywał się Hayden Clayton. Chłopak miał osiemnaście lat i był zbyt młody na posiadanie demona, ale nie mogłem nic na to poradzić, że stałem się nieodłącznym elementem jego życia.
Nie myślcie, że Hayden zmarł przeze mnie. To nie ja doprowadziłem go do śmierci, a był to nowotwór złośliwy, na którego chłopak niestety chorował.
Wtedy, kiedy zamieszkiwałem ciało Haydena, starałem się być dla niego wyrozumiały. Nie chciałem przejąć nad nim całkowitej kontroli, choć było to moim zadaniem. Chciałem za to, aby chłopak cieszył się z każdego dnia, jaki został mu w życiu. Hayden słyszał to, jak do niego mówiłem i zawsze mi odpowiadał. Prosił mnie o to, abym się nad nim zlitował, a ja go posłuchałem. Nie chciałem krzywdzić i tak już skrzywdzonego przez los chłopaka. Wiedziałem, że nie zagoszczę w jego umyśle na długo i jak się później okazało, miałem rację.
Hayden zmarł dokładnie rok po tym, jak ja pojawiłem się w jego życiu. Pamiętam, że kilka dni przed swoją śmiercią Clayton prosił mnie, abym przejął nad nim kontrolę. Chłopak nie chciał patrzeć na to, jak wszyscy się z nim żegnają. Nie chciał płakać i tęsknić za życiem, ale ja nie mogłem mu tego ułatwić. Robiłem co mogłem, aby ulżyć mu w bólu, ale było to niewykonalne. Nie mogłem nic zrobić. Hayden umarł, a ja wraz z tym zdarzeniem opuściłem jego umysł i trafiłem do Tylera.
Na początku Tyler stawiał mi opór. Nie był taki jak Hayden, co mi się nie spodobało. Tyler ze mną walczył już od samego początku. Mimo moich prób, których podejmowałem wiele, Tyler nie zmądrzał i nie chciał ze mną współpracować. Ja wcale nie prosiłem, aby on mi uległ. Na początku chciałem załagodzić sytuację i pomóc mu zrozumieć, kim jestem i co tak właściwie się wydarzyło, ale Tyler nie chciał mnie wysłuchać. Było mi przykro, bo naprawdę myślałem, że mogę czynić dobro, ale jak widać, w tym życiu nie było mi to dane.
CZYTASZ
Heathens - twenty øne piløts
Fanfiction- Jak czuje się Joseph? - Mówi, że znów go widział. Nie przestaje rysować jego portretów. - Przecież Dun nie żyje. Jak może go widzieć? - On widzi więcej niż myślisz. On widzi wszystko, czego nie widzimy my. #16 miejsce w opowiadaniach - 04.10.2016...