Rozdział 1

10.6K 390 48
                                    

-Naviena!
-Cooo?
-Wstawaj! Już czas na trening!
-Zaaa chwiiileeeczkę -powiedziałam ziewając. Rozciągnęłam się porządnie. Nie spieszyło mi się szczególnie. Ciągłe treningi bywały męczące. 1200 lat życia w taki sposób już się nudził. Kiedy skończyłam 600-setny rok mojego żywota zostałam najlepszą trenerką w całym Rivendell. Byłam w tym najlepsza, oczywiście oprócz naszego władcy, pana Elronda. Jego córka, Arwena, jest moją najlepszą przyjaciółką. To ona kazała mi się na początku starannie uczyć pojedynków, jazdy konnej i łucznictwa. Koniec końców, zostałam w tym lepsza od niej. To właśnie ona ułożyła mi ten cudowny grafik, w którym muszę wstawać codziennie na 9:00. Wiem, niektórzy pomyślą, że to przecież wcale nie tak wcześnie, ale zajęcia kończę po jedenastej w nocy i chciałabym pospać chociaż dwanaście godzin. Dopiero wtedy chyba będę całkowicie szczęśliwa. Zresztą, mniejsza o to. Chciałam uspokoić zdenerwowaną już Arwenę, więc ubrałam się szybko i wpuściłam ją do środka. Ta wpadła jak burza i od razu robiła wyrzuty.
-Naviena! Kiedy ty w końcu zaczniesz sama wstawać?! Zaczyna to być lekko męczące!
-Wiem, ale powiem Ci chyba największy sekret, jakiego w życiu byś się nie spodziewała.
Nadstawiła ucho. Pochyliłam się i zrobiłam dramatyczną pauzę.
-Nigdy.
Ta w odpowiedzi trzepnęła mnie po ramieniu. Roześmiałam się tylko i podeszłam do lustra.
-Jakbyś mnie uczesała?
-Jak najszybciej.
Znowu się roześmiałam. Czemu jej się tak wszędzie spieszy? Pędzi przez nieśmiertelność jakby nigdy nie mogła zwolnić. Westchnęłam tylko i sięgnęłam po perłowy grzebień, dar od Elronda. Szybko związałam jednego, długiego, luźnego warkocza, który sięgał mi do pasa. Wplątałam tam kilka białych kwiatów stokrotki i odwróciłam się do Arweny.
-Wyglądasz ślicznie. Naprawdę.
Jej piękna twarz rozpromieniła się i po prostu musiałam ją jeszcze troszkę poirytować.
-Oh, widzę, że nasza księżniczka się w końcu uśmiechnęła. Powinniśmy rozkoszować się tą chwilą jak NAJDŁUŻEJ.
Po tych słowach rozsiadłam się w fotelu i spojrzałam na nią z lekkim uśmieszkiem. Tego już nie wytrzymała. Pociągnęła mnie za prawą dłoń i zaprowadziła do wyjścia.
-O, nie, nie ma tak dobrze, Navieno z Rzek Perlistych.
-Ciii, nie nazywaj mnie tak publicznie! Wiesz, że nikt nie może się dowiedzieć.
Pokiwała głową. Miałam jedną nadzwyczajną zdolność. Panowałam nad wodą. Nie wiem skąd to mam. Nie znam też moich rodziców, ponieważ podrzucili mnie dla Elronda i uciekli. Albo odeszli. Tylko czemu?Może miałam to po nich? Westchnęłam tylko i wyrwałam się Arwenie. Ta mi na to pozwoliła i stanęła, kładąc ręce na biodra. Szybko wzięłam łuk, strzały, dwa sztylety i miecz. Musiałam mieć wszystko swoje, ponieważ broń ćwiczebna w sali treningowej bardzo mi nie odpowiadała. Odrzuciłam złoty warkocz na plecy i pobiegłam na zajęcia.
-Dogoń mnie!
Arwena ruszyła za mną. Miałam przewagę, ponieważ nie ubrałam się w płaszcz tak jak ona. Dzięki temu moje nogi nie miały takiego małego zasięgu. Po chwili znalazłam się przed salą. Za mną pojawiła się lekko zdyszana Arwena. Roześmiałam się tylko i otworzyłam ogromne drzwi. W środku stało pięciu młodzieńców i pięć dziewcząt. Idealnie! W końcu będę mogła dobrać ich w pary.
-Witajcie!
-Dzień dobry pani Navieno.
-Dzień dobry!
-Dzień dobry pani Arweno.
Wszystkie wypowiedzi zabrzmiały w zgodnym chórze. Zaciągnęłam skórzane rękawiczki i poprosiłam o zamknięcie drzwi.
-Dzisiaj będziecie walczyć na sztylety. Proszę, wyciągnijcie je.
Rozległ się przyjemny dźwięk wysuwanej stali.
-Na początku pokażcie, jak wy uważacie, że trzeba być przygotowanym na atak. Pozycja wyjściowa na raz, dwa, trzy!
Każdy przyjął inną pozę. Dwie osoby stały, nie wiedząc co robić. Westchnęłam ciężko. Podchodziłam do każdego i dawałam wskazówki.
-Ale podnieś tą rękę wyżej! Sztywno! Masz być gotów na każdy atak, więc trochę do tyłu ten sztylet! Noga do przodu! Plecy wyprężone! Głowę lekko schyl! Nadgarstek ma być chociaż trochę luźny! Ale trzymaj mocno ten sztylet! W każdym momencie mogę - tu podbiłam jak najlżej mogłam ostrze jednego chłopaka i złapałam w locie - zabrać ci ten nóż bez jakiegokolwiek wysiłku! Wziąć się do roboty!
W końcu wszyscy zrobili to perfekcyjnie.
-No dobra! Mieliśmy już kilka lekcji o walce sztyletami z inną osobą, więc dobiorę was teraz w pary! Gathil z Denalią, Selrandim z Olendiarą, Batralin z Frongalią, a Dransilan będzie z Melakrianą.
Dobrałam każdego według poziomu umiejętności. Najlepsza była pierwsza para, a najgorsza trzecia. Z nimi muszę naprawdę dużo pracować. Ale każdy jest dobry w czym innym. Niektórzy będą znakomitymi łucznikami, inni wojownikami, a jeszcze inni wspaniałymi szpiegami.
-Na mój znak! Raz, dwa, trzy!
Wszyscy zaczęli walczyć. Obserwowałam ich każdy ruch. Po jakiś pięciu minutach usiadłam na krześle z białego kamienia i potężnie ziewnęłam. Oczy same mi się zamykały i pewnie tylko dzięki Arwenie, która mnie wyzwała do pojedynku, nie zasnęłam. Stanęłyśmy po obu stronach sali.
-Teraz patrzcie i się uczcie, bo wasze walki są na poziomie młodego goblina.
Przyjęłyśmy pozę i rzuciłyśmy się na siebie równocześnie. Arwena atakowała zaciekle, a ja spokojnie blokowałam jej ciosy. Widziałam, że była już bardzo zmęczona, więc teraz to ja atakowałam jak mogłam najszybciej. W końcu zaczęłam się obracać w dwie strony, aby ją zmylić. Moje ciosy obraniała coraz bardziej chaotycznie i po kilku następnych powaliłam ją jednym kopniakiem z lewego boku kolana. Upadła na plecy, a ja uśmiechnęłam się triumfująco. Jednak po chwili pomogłam jej wstać i zwróciłam się do uczniów.
-Mniej więcej tak powinny wyglądać wasze pojedynki. Teraz dziewczęta zmierzą się po kolei z Arweną, a chłopcy ze mną. Gathil prychnął bezczelnie i pierwszy stanął do walki. Uśmiechnęłam się lekko złośliwie, aby stracił panowanie nad sobą. Wtedy łatwiej jest pokonać przeciwnika. Nawet nie przyjęłam odpowiedniej pozy, a ten rzucił się w moim kierunku. Kilkoma szybkimi i zdecydowanymi ruchami rozbroiłam go, a kopniakiem w plecy powaliłam na ziemię. Jego koledzy zaczęli się śmiać, a ja wyciągnęłam rękę, aby pomóc mu wstać. Ten "upokorzony" wstał sam i stanął w kącie pokonanych z założonymi rękoma. Po kilkunastu minutach znalazła się tam cała grupka. Spojrzałam w niebo i klasnęłam w dłonie.
-Na dzisiaj to wszystko! Jutro będziemy ćwiczyć jazdę konną, więc spotykamy się w stajni. Trenujcie walkę w domu! Do zobaczenia!
-Do widzenia!
Każdy po kolei wychodził markotny, ponieważ nie udało mu się wygrać żadnego pojedynku. Westchnęłam ciężko i podeszłam do Arweny.
-Ile mam jeszcze dzisiaj lekcji?
-Pięć.
-Co?
-No niestety.
Złapałam się za głowę i usiadłam z powrotem na krzesło. I tak kręciło się moje życie. Wstać, trening, zjeść, trening, spać. Koniec. Moim wybawieniem były jakiekolwiek polowania czy chociaż podróże z wizytą. Byłam już wszędzie, od Ereboru po Isengard. Tylko została mi Mroczna Puszcza. I ciekawe czy kiedykolwiek do niej zajrzę...

Waleczna Do Końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz