Rozdział 15

3.9K 178 18
                                    

Dzisiaj znowu śnił mi się koszmar. Znowu zbudziłam się szamocząc w kołdrze. Znowu krzyczałam z przerażenia. Jednak dzisiaj naprawdę przyszedł mnie uspokoić. Wpadł tak szybko, jakby tylko na to czekał.
-Naviena? Wszystko w porządku?
-Śnił mi się koszmar.
-Jaki?
-Że...ty...umierasz...
-Spokojnie - podszedł do mnie i przytulił. - To tylko sen. Jestem tutaj razem z tobą.
-Dziękuję.
Po jakiejś chwili odezwałam się ponownie.
-Zostaniesz ze mną?
-Oczywiście.
Wsunęłam się pod kołdrę, a on położył się obok. Oparłam głowę o jego ramię i natychmiast zasnęłam.
Obudziłam się ciągle przytulona do Legolasa. Jednak leżeliśmy na krawędzi łóżka, a po chwili blondyn chciał się przękręcić, więc spadliśmy oboje na podłogę. Po zetknięciu z podłożem od razu się rozbudziliśmy. Spojrzałam na zegar. 7:00.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry.
Spojrzałam na niego z rozbawieniem. Lewy warkoczyk miał rozwalony, a kosmyki białych włosów sięgały wszędzie. Wpadały mu do oczu, ust i sterczały na wszystkie strony. Dobrze, że chociaż ja miałam zawiązany warkocz na noc. Przynajmniej nie wyglądałam teraz jak upiór.
-Dobra, czas się ogarnąć. Narada dzisiaj.
-Ty też będziesz?
-No jasne. A co myślałeś? Że dam sobie odpuścić spotkanie różnych ras osób. To może być niezłe przedstawienie.
Uśmiechnął się w odpowiedzi i podszedł do lustra. Powoli jego uśmiech zamieniał się w grymas przerażenia.
-Na najpiękniejszą Luthien! Jak ja wyglądam?!
-Jak roztrzepany, przystojny książę Leśnego Królestwa.
-Dzięki. Dobra, ja muszę się trochę ogarnąć, więc pójdę do siebie. Widzimy się na śniadaniu, skarbie.
Puścił mi oczko i po cichu wyszedł z komnaty. Ja ruszyłam do łazienki, gdzie wzięłam odświeżającą kąpiel. W ręczniku wybrałam tą suknię

Jakoś trzeba się wystroić, prawda? Do tego założyłam czarne pantofelki, a włosy zostawiłam rozpuszczone

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Jakoś trzeba się wystroić, prawda? Do tego założyłam czarne pantofelki, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Delikatnie mi się pofalowały, więc wyglądały naprawdę dobrze. Na głowę założyłam ten diadem. Elrond miał mnie przedstawić wszystkim jako córkę Galadrieli, więc musiałam go wziąć.

 Elrond miał mnie przedstawić wszystkim jako córkę Galadrieli, więc musiałam go wziąć

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Spojrzałam w lustro. Wyglądałam naprawdę ładnie. A to dziwne. Może jednak mam po prostu słaby wzrok? Kiedy pościeliłam łóżko, mogłam już wychodzić na zewnątrz. Tylko ostatni raz spojrzałam na zegar. I się przeraziłam. Była już 10:00! Siedziałam tam trzy godziny! Jak mogłam tak bardzo stracić poczucie czasu? Pobiegłam do królewskiej jadalni. Na miejscu zastałam już tam wszystkich. Elronda, Arwenę, Gandalfa, Legolasa, Sama, Froda, Merry'ego, Pippina, Boromira, kilku krasnoludów, ludzi i elfów. Jedyne wolne miejsce zostało między Elrondem, a Legolasem.
-Dzień dobry.
-Dzień dobry, Navieno. Proszę, usiądź.
Kiedy spełniłam prośbę Elronda, znowu rozległy się rozmowy. Ale nie między rasami. Każdy rozmawiał ze swoim gatunkiem. Wrogość do innych aż wisiała w powietrzu. Jedynie Gandalf spoglądał na wszystkich przyjacielsko. Hobbici jedli śniadanie w ciszy, więc postanowiłam brać z nich przykład. Po kilkunastu minutach Elrond zabrał głos.
-Moi przyjaciele. Mieliście już okazję się poznać, ale nie przedstawiłem wam bardzo ważnej osoby. Oto Naviena - powiedział, wskazując na mnie - córka Galadrieli. Jest ona jedną z najmądrzejszych, najpotężniejszych, najpiękniejszych i najlepszych w walce istot na ziemi. Posiada niebywałą moc, więc lepiej być dla niej miłym. Była główną generał wojska Rivendell i najlepszą trenerką młodych wojowników. Pokonała moją córkę, Arwenę, w wielu pojedynkach, a to nie jest takie proste.
-Dzięki tato - mruknęła Arwena.
-Tak więc proszę, miejcie to na uwadze. Saruman Biały chciał, aby dołączyła do grona Czarodziei, ale ona wolała zostać zwykłą elfką. Mimo wszystko, nadal posiada cudowną moc. Niewielu wie, że jest Córką Żywiołów.
-Że kim jestem? - zdziwiłam się na te słowa.
-Jej ojciec miał moc ciemności, a jej matka światła. Nikt, kto znał ojca, nie wiedział o tym. Tylko Galadriela. Ale nie zważała na to, bo serce nie sługa. A teraz po zetknięciu tych obydwu mocy stworzyli potężną istotę, która właśnie teraz siedzi obok mnie. Pragnę, aby teraz sama opowiedziała o swojej mocy.
Zestresowana powoli wstałam i rozejrzałam się wokoło. Wszyscy skierowali na mnie wzrok. Przełknęłam ślinę i łamiącym się głosem zaczęłam przemawiać.
-Nooo...to znaczy...Potrafię panować nad każdym żywiołem. Ale jednak ogień wywołuje u mnie większą potęgę niż woda czy powietrze. Nie wiem czemu. Elrond przed chwilą powiedział, że jestem Córką Żywiołów. Szczerze mówiąc dowiaduję się o tym teraz.
-Czemu nie zostałaś Czarodziejem? - zapytał jakiś krasnolu z rudą brodą.
-Ponieważ chciałam żyć jak każdy inny. Chciałam pozostać jedną w tłumie. Nie chciałam się wyróżniać. Jak się nazywasz, mój drogi?
-Gimli, syn Glòina, panienko.
-Miło mi cię poznać. Wracając do moich umiejętności. Odkryłam niedawno, że czasami mogę przewidywać przyszłość.
Tutaj Elrond spojrzał się na mnie ze zdziwieniem. Za to Boromir upuścił nagle nóż.
-Sekretów tej mocy nie znam, więc proszę o niezadawanie pytań na ten temat. Ktoś chce się jeszcze czegoś dowiedzieć?
Zaległa cisza.
-Nie? Tak więc dziękuję za uwagę.
Nikt nie odpowiedział. Po jakimś czasie śniadanie się skończyło i goście zaczęli wychodzić z sali. Na sam koniec został Gandalf i Elrond.
-Czemu nie powiedziałaś o tym wcześniej?
-Wybacz, Gandalfie. Odkryłam to wczoraj. Spojrzałam w oczy temu Boromirowi i ujrzałam jak zakłada Pierścień na palec. Potem bitwę i upadek ludzi. Arwena mówiła, że wtedy zczerniały mi oczy i gadałam jakieś rzeczy w niezrozumiałym języku. Czy to na pewno się zdarzy?
-Przyszłość zawsze można zmienić. Dopóki Pierścień jest w rękach Froda, nic się nie stanie. Nie martw się. Teraz idź, przemyśl wszystko i trochę pogadaj z kimś. Wiem, że Pippin i Merry bardzo cię polubili.
Zdziwiłam się na te słowa, ale muszę przyznać, że spędziłam z nimi w miarę dużo czasu. Myślę, że są idealnymi partnerami do zabawy. Tak myśląc, wyszłam do swojego ulubionego zakątka. Zasłaniały go skały, a rosły tam piękne kwiaty, mały wodospad szumiał obok i tworzył także wąski strumyczek, który spływał dalej. Usiadłam na gładkim głazie i zaczęłam wyczarowywać z lodu różne ozdoby. Nuciłam przy tym cicho elficką pieśń.
-Jak ty to robisz?
Odwróciłam głowę. Za mną stał Pippin.
-Lata ćwiczeń. Co tu robisz? Nikt nie znał wcześniej tego miejsca.
-Usłyszałem twój głos. Jak razem śpiewaliśmy kilka godzin, to chyba potrafię rozróżnić głosy. Czemu nie jesteś przy pani Arwenie i innych elfach?
-Bo jestem takim odludkiem. Wolę powiedzieć sama lub z jedną osobą. A inne elfy są jeszcze takie sztywne. Arwena teraz niech spędzi jak najwięcej czasu z Aragornem, bo niedługo mogą przeżyć kolejną rozłąkę. Tym razem najniebezpieczniejszą.
-Czyli?
-Nie wiem, czy ci to mogę powiedzieć.
-Nie daj się prosić.
-No dobrze. Doszły mnie plotki, że Elrond chce zniszczyć Pierścień Władzy. Nie zrobi tego osobiście, bo musi pilnować, aby reszta elfów dotarła do Szarej Przystani, ale zapewne wyśle po to Aragorna, Gandalfa i mnie. Reszty dowiemy się na naradzie, która odbędzie się po południu. Nie jesteście na nią zaproszeni. Oczywiście oprócz Froda.
-Ale to niesprawiedliwe! Przecież to my towarzyszyliśmy mu w drodze do Rivendell!
-Wiem, ale to nie ja wybierałam. Wiesz może, która godzina?
Spojrzał na słońce.
-Około 14:00.
-Niestety muszę się już zbierać. Zdradzić ci pewien sekret?
-Jasne!
-Jeśli chcesz dobrze słyszeć naradę, a nie być zauważonym, ukryj się za kolumnami niedaleko wejścia lub za krzakami.
-Dzięki.
-Nie ma za co. A teraz idź już.
-Dobrze.
Szybko podbiegł z powrotem do pałacu. Westchnęłam głośno i powoli także się tam skierowałam. Nagle zza krzaków wyskoczył Legolas. Wrzasnęłam zaskoczona, ale zaraz potem zaczęłam się śmiać.
-No i po co mnie straszyłeś?
-Aby zobaczyć twoją przerażoną minę.
Trzepnęłam go po ramieniu.
-Coś tam miałem?
-Tak i tu też - i walnęłam go z tyłu głowy.
-Ała!
-No dobra, nie piszcz księżniczko, tylko chodź do pałacu. Za dwie godziny powinna rozpocząć się narada.
-Ale jest 14:30.
-Tak późno? Zostało nam tylko pół godziny! Chodź!
Pociągnęłam go za rękę, ale mi się wyrwał. Zobaczyłam jego smutną minę.
-Co się stało?
-Nic. Już nic - uśmiechnął się i puścił pędęm przed siebie. Ruszyłam za nim, a przed wejściem tylko poprawiłam włosy. W środku brakowało tylko Gandalfa z Frodem.
-Witaj Navieno. Witaj Legolasie. Zajmijcie miejsca.
Posłusznie usiedliśmy obok siebie. Wszyscy się na nas dziwnie patrzyli, oczywiście oprócz Elronda. Po chwili nadszedli ostatni goście i pan domu zaczął przemowę. Każde zdanie oddzielał pół sekundową ciszą.
-Nieznajomi z daleka! Drodzy przyjaciele! Wezwano was tutaj, abyście przeciwstawili się groźbie Mordoru. Śródziemiu grozi zagłada. Nikogo nie ominie.
Uśmiech szybko zlazł mi z twarzy.
-Możecie się zjednoczyć lub ulec. Nad wszystkimi rasami wisi jedno fotum - skierował się do hobbita. - Przynieś Pierścień, Frodo.
Niziołek powoli wstał i delikatnie położył złotą obrączkę na okrągłym stole. Przyglądałam mu się ze zmarszczonymi brwiami. Słyszałam jakieś złowrogie szepty, które stamtąd wybiegały. Im intensywniej się patrzyłam, tym głośniej je słyszałam. Nagle przemówił głośno i wyraźnie. Co dziwne w języku elfów.
"Witaj, Córko Żywiołów. Masz moc potężną. Zapanujesz nad nią. Jeśli mnie wykorzystasz, zdobędziesz sławę i potęgę. Potęgę. Potęgę. Potęgę..."
-Wszystko w porządku?
Otrząsnęłam się z szoku.
-Tak.
Szepty między rasami rozbrzmiewały w całej sali. Po chwili Boromir także zainteresował się skarbem.
-A więc to prawda.
Powoli wstał.
-We śnie widziałem ciemniejące niebo wschodu. Ale na zachodzie migotało blade światło. Jakiś głos wołał "Twoje przeznaczenie jest blisko" - coraz bardziej wyciągał rękę po Pierścień. - Znalazła się zguba Isildura.
Kiedy już miał go pochwycić, Gandalf odpędził go, głośno przemawiając jakimś dziwnym językiem. Każde słowo tak bardzo mnie bolało, że z całej siły zatkałam uszy. Niebo pociemniało, a ziemia trzęsła się. Niektórzy zamknęli oczy, inni rozglądali się nerwowo. W końcu czarodziej przestał mówić i wszystko wróciło do normalności.
-Jeszcze nikt nie ośmielił się przemówić Imladris (mogłam źle napisać), słowami tego języka.
-Nie będę cię prosił o wybaczenie, panie Elrondzie. Bowiem Czarna Mowa Mordoru może dotrzeć w najdalsze zakątki zachodu. Pierścień to zło wcielone.
-To dar - nie no, blondyn znowu zaczyna. - Dar dla wrogów Mordoru. Wykorzystajmy go! Mój ojciec, namiestnik Gondoru, długo trzymał Mordor w szachu. Krew naszych braci zapewniała bezpieczeństwo waszym ziemiom. Dajcie nam broń wroga! Użyjemy jej przeciwko niemu!
-Nie posłucha żadnego z nas - tym razem odezwał się Aragorn. - Pierścień zna tylko jednego pana. Saurona.
-Co Strażnik może o tym wiedzieć?
Poddenerwowany Legolas szybko wstał.
-To nie byle Strażnik! To Aragorn, syn Arathorna! Jesteś mu winien posłuszeństwo.
Wszyscy spojrzeli się na bruneta.
Boromir z niechęcią.
-Aragorn? Następca Isildura?
-Następca tronu Gondoru.
-Zostaw go Legolasie.
Blondyn usiadł. Delikatnie wzięłam go za rękę.
-Gondor nie ma króla. Nie potrzebuje go.
Po tych słowach Boromir usiadł i zamilkł. W końcu Elrond zabrał głos.
-Jest tylko jedno wyjście. Pierścień trzeba zniszczyć.
Na te słowa Gimli wstał.
-Więc na co czekamy?
Zamachnął się toporem i walnął w Pierścień. Jego broń roztrzaskała się na kilkadziesiąt kawałków, a krasnoluda odrzuciło do swoich towarzyszy. Frodo, w chwili uderzenia, podskoczył i zaczął ciężko oddychać. Spojrzałam na niego uważnie. Nic jednak nie zauważyłam. Elrond uśmiechnął się przyjaźnie do Gimlego.
-Gimli, synu Glòina, zniszczenie Pierścienia przerasta nasze możliwości. Ukuto go w ogniu Góry Przeznaczenia. I tylko tam będzie unicestwiony. Trzeba go zanieść do Mordoru i cisnąć w płomienie, w których powstał. Jeden z was musi się tego podjąć.
Zaległa cisza. Nikt nie miał odwagi przemówić. Czyli plotki były na wpół prawdziwe. Elrond chce zniszczyć Pierścień, ale także chce wysłać tam tylko jedną osobę. Dziwne.
-Nie można tak po prostu wejść do Mordoru - no co ty? - Jego Czarnych Bram nie strzegą tylko orkowie. Czai się tam zło, które nie śpi. A Wielkie Oko trwa na straży. To jałowe pustkowie pełne ognia, popiołu, dymu. Powietrze to zatrute opary i nawet 10-tysięczna armia nic nie wskóra. To szaleństwo!
Widocznie Boromir także nie przypadł do gustu Legolasowi, bo znowu ten się uniósł.
-Nie słyszałeś Elronda?! Trzeba zniszczyć Pierścień!
-Czujesz się do tego powołany? - spytał Gimli.
-A jeśli się nie uda i Sauron odzyska Pierścień? - zamknij się Boromirze!
Na to Gimli.
-Wolę śmierć niż oddać Pierścień elfom!
I tutaj już przegiął. Moi pobratyńcy podnieśli się i zaczęli kłócić z krasnoludami. Jakby tego było mało, rudobrody dodał, że nie można nam ufać. Dobrze, że Legolas powstrzymywał wściekłych elfów, bo inaczej rozpętałaby się bójka, i to całkiem ostra. Gandalf chciał zakończyć tą sytuację.
-Zrozumcie! Wy się kłócicie, a Sauron rośnie w siłę! Zniszczy was wszystkich!
Nic jednak nie wskórał. Kłótnie tylko nabierały na sile. Ja stałam spokojnie obok Elronda i patrzyłam z zażenowaniem na zaistniałą sytuację. Od wielu lat krasnoludy z elfami rywalizują ze sobą, ale to teraz nie jest przecież najważniejsze. Nagle usłyszałam cienki głosik trochę dalej obok mnie.
-Ja to zrobię!
Nic się nie zmienia.
-Ja to zrobię!
Kłótnie w końcu cichną, a Gandalf odwrócił się do niziołka.
-Ja zaniosę Pierścień do Mordoru. Chociaż nie znam drogi.
-Pomogę ci dźwigać to brzemię. Los Śródziemia spoczywa na twoich barkach.
Aragorn wstał dumnie, podszedł do Froda i uklął przed nim.
-Jeśli żyjąc lub ginąc zdołam cię ocalić, zrobię to. Masz mój miecz.
-I mój łuk - odpowiedział Legolas i przystąpił do hobbita.
-I mój topór - odrzekł Gimli i zrobił to samo. Boromir także podszedł do Froda.
-Nasz los jest w twoich rękach, niziołku. Skoro taka jest wola rady, Gondor ją wesprze.
Ja także podniosłam się z miejsca i uklękłam przed hobbitem.
-Drogi Frodo. Przed tobą daleka i trudna droga, więc przyda ci się ktoś z opanowanymi żywiołami. Ich córka jest na twoje rozkazy.
Wstałam i stanęłam obok Legolasa. Nagle zza nas wyskoczył Sam.
-Beze mnie nie pójdzie!
-Widzę, że trudno was rozdzielić, choć to jego wezwano na tajną naradę, nie ciebie - odrzekł Elrond. Zza kolumn wychyliły się dwie gęste czupryny.
-My też pójdziemy!
Kiedy przebiegali przed zaskoczonym Elrondem, prawie nie powstrzymałam śmiechu.
-Albo wsadźcie nas do worka!
-Zresztą - zaczął Pippin - przyda się ktoś rozumny podczas takiej misji. Wyprawy. Tego czegoś.
Merry odpowiedział mu szybko.
-A zatem ty odpadasz.
Elrond popatrzył się na nas uważnie.
-Dziesięciu piechurów. Niech tak będzie! Tworzycie Drużynę Pierścienia!
-Wspaniale - odrzekł Pippin. - A dokąd idziemy?
Witam, witam, witam! W końcu jestem! Jak tam po pierwszym dniu w szkole? Zadowoleni? Bo ja nawet. Nowi nauczyciele, nowa klasa. Ale było świetnie. Co do rozdziałów. Będę udostępniała teraz pewnie dwa razy rzadziej, albo i więcej, więc nie piszcie, czemu nie ma rozdziałów. Oczekujcie ich w piątki, ale nie co tydzień. Chociaż zależy. Ale na razie się nie zapowiada. Przepraszam, że tak późno, ale cała narada mi się usunęła i musiałam napisać od nowa. Przepraszam za błędy, bo rozdział niesprawdzany. Dobra, nie przedłużam i do następnego! Papatki! 😘😘😘

Waleczna Do Końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz