Rozdział 9

4.1K 215 13
                                    

Notka pod rozdziałem! Musicie przeczytać!
No to pięknie. Ta osoba. Ten blondyn. Ten król. Wszystko zepsuje. Każdą chwilę radości. Popatrzyłam na Legolasa, który szepnął do mnie.
-Ja to załatwię.
-Dzięki.
Oboje poszliśmy do sali tronowej, gdzie wściekły Thranduil chodził w kółko. Kiedy nas spostrzegł, od razu podbiegł do mnie i przystawił mi miecz do gardła.
-Jak śmiesz przytulać mojego syna?! Jak śmiesz zwracać się do niego po imieniu?! Od kiedy to trwa?! - przycisnął ostrze bardziej. - Odpowiadaj!
-Panie, my... Nic między nami nie ma! Jedno przytulenie nie oznacza romansu!
-Nie podnoś na mnie głosu! Ty wredna zdziro!
-Nie nazywaj jej tak - Legolas odepchnął go i zasłonił mnie własnym ciałem.
-A ty?! Taki niby wychowany, taki niby odpowiedzialny. Nie masz prawa się z nią spotykać, bo inaczej obu was wsadzę do lochów!
-A ty nie masz prawa decydować o moim postępowaniu! Nie masz prawa ustanawiać z kim się spotykam! Jeśli tak dalej będziesz postępował, to wolę już nie mieć ojca!
-Legolasie, nie mów tak...
-Cicho, Navieno.
Thranduil popatrzył na niego tak, jakby mu przed chwilą serce pękło. Aż mi się go żal zrobiło. Schował miecz i wyprosił nas gestem prawej ręki. Szybko wyszłam stamtąd i ruszyłam do domu. Niestety dogonił mnie Legolas.
-Naviena, poczekaj!
-Nie rozmawiaj ze mną! Nie chcę abyś przeze mnie stracił ojca! Nie jestem tego warta!
-Ale chociaż wyjaśnij mi to!
-Nie chcesz wiedzieć!
Już chciałam się od niego odwrócić, ale ten złapał mnie za ramię.
-Proszę.
Przez chwilę wpatrywałam się w jego niebieskie oczy, ale w końcu wyrwałam się i bez słowa zatrzasnęłam drzwi komnaty. Zamknęłam je na klucz i usiadłam pod nimi. Kilka łez pociekło mi po policzku, a ja osunęłam się na podłogę. Ukryłam twarz w dłoniach. Po chwili usłyszałam jak Legolas odchodził od drzwi i zatrzasnął swoje. Po tym znaku wstałam, otrzepałam się, a później zaczęłam pakować swoje rzeczy. Ubrania, biżuterię (prawie nic), grzebienie (trzy), płaszcze, buty itp. Wzięłam też całą broń, która spokojnie leżała na łóżku. Potem się przebrałam i zawiązałam włosy w kok. Wiem, nietypowa fryzura na elfa, ale przy ucieczce idealna. Tak, musiałam wyjechać. Tylko gdzie? Gdzie mnie nie będą szukać? No przecież! Erebor! Id zawsze miałam tam dobre kontakty i nie uważałam krasnoludów za jakieś ścierwo. Ich upartość może i była uciążliwa, ale posiadają także kilka dobrych cech. Są waleczne, wierne, pomocne. Maniery mają jakie mają, ale przy nich można się przynajmniej dobrze bawić. Jedyne co mi tak bardzo przeszkadza, to ta miłość do złota. Ta chciwość i żądza. Mam nadzieję, że to nie doprowadzi nas do nieszczęścia. Jeśli mnie tam nie przyjmą, to poszukam schronienia w Lothòrien. Muszę kiedyś odwiedzić rodziców, co nie? Sprawdziłam czy wszystko mam. No tak! Jeszcze książki! Co ja bez nich pocznę! Zaczęłam wciskać je do torby, a mapę wzięłam w rękę. Założyłam płaszcz, kaptur na głowę i czekałam do nocy. W międzyczasie napisałam krótką notkę.
Legolasie!
Wyjechałam. Nie mogę powiedzieć, gdzie. Nie szukaj mnie. Beze mnie będziesz szczęśliwszy. Poradzisz sobie sam. Nie próbuj mnie śledzić. Przepraszam za te wszystkie przykrości spowodowane moją osobą. Nie wrócę. Dam sobie radę. Nie martw się. Chociaż i tak nie będziesz. Żegnaj!
Naviena
Zostawiłam ją na łóżku i po cichu wyszłam z komnaty. Pobiegłam do stajni, gdzie Nernis na mój widok parskał przyjacielsko. Uciszyłam go i osiodłałam. Wskoczyłam na jego grzbiet, a potem ruszyłam do tylnego wyjścia. Kiedy ominęłam straże, pognałam najszybszym cwałem pod osłoną nocy. W ciągu kilku godzin okrążyłam jezioro bez najmniejszych problemów. Przed bramą wzięłam głęboki oddech i ruszyłam stępem do wejścia. Straże patrzyli na mnie nieprzytomnie, ponieważ była już 4:00 nad ranem.
-Stać! Przedstawić się!
-Naviena, elfka z Rivendell, główny generał tamtejszego wojska. Proszę o widzenie się z królem!
-Władca obecnie śpi, więc przeniesiemy cię do jednego z pokoi gościnnych.
-Dobrze.
-Proszę zostawić wierzchowca na zewnątrz. Za chwilę się nim zajmiemy.
-Oczywiście.
Zostałam poprowadzona przez trzech młodych krasnoludów. Widocznie mnie nie znali, ponieważ nie wymienili ze mną słowa. Zwykle byłam tu witana z radością, no ale o takiej godzinie to żadne zdziwienie. Skalnymi korytarzami dotarłam do jakiegoś ciasnego pokoiku. W środku znajdowało się pojedyncze łóżko, obraz z Throrem, mała komódka, a nad nią podłużne lustro. Na szczęście miałam komnatę przy brzegu góry i mogłam wyjrzeć przez okno. Widok był niesamowity. Uśpione Miasto Na Jeziorze, spokojne Dal i wschód słońca. Wszystko się ze sobą piękne komponowało. Po jakiś trzech godzinach do mojego pokoju wparowała krasnoludzka służka.
-Nasz władca cię wzywa.
-Już idę.
Ruszyłam wolnym krokiem za nią. Erebor zbudził się do życia i każdy krasnolud się za mną oglądał. W sumie się nie dziwię. Jakby w Leśnym Królestwie także paradowałby sobie krasnolud, każdy elf traktowałby go za niespotykane zjawisko. Ciężki wzrok mieszkańców Góry ciągnął się za mną aż do sali tronowej. Tam na czołowym miejscu siedział dumnie Thror, a przy jego boku stała zapewne jego małżonka z małym Thrainem na rękach. Służka mnie w końcu opuściła, a ja się nisko ukłoniłam.
-Witaj, Władco i Królu Pod Górą. Może mnie pan pamięta z wcześniejszych wizyt.
-Jakbym mógł zapomnieć najlepszego elfa w całym Śródziemiu! Witaj Navieno, nasz przyjacielu! Co cię tu sprowadza?
-Właściwie to chęć służenia tobie, panie. Mieszkałam w Rivendell, potem w Mrocznej Puszczy, ale miałam nieciekawą tam przygodę, więc postanowiłam udać się tutaj w szukaniu zamieszkania i pracy.
-Nie będziesz musiała tutaj mi służyć jako pierwsza lepsza elfka. Wiem, że jesteś najlepszą trenerką, więc wyćwiczysz moje wojsko, ale również będziesz pełnić funkcję mojego osobistego doradcy.
-Oczywiście.
-A teraz idź do swojej komnaty. Jakie masz tam warunki? Gdzie cię zamieścili?
-Pod wschodnim zboczem, wasza wysokość - odpowiedział jeden ze strażników.
-Tam?! Tak nie może być! Natychmiast przenieście ją na zachodnie zbocze. Jej komnata ma być bogata i piękna. A ty, moja droga, za chwilę możesz się spokojnie przespać.
-Dziękuję.
Moje rzeczy przeniósł jeden w miarę wysoki krasnolud o czarnych oczach. Wyglądał niezwykle groźnie, ale zachowywał się przyjaźnie. Wyobraźcie sobie np. takiego Saurona targającego przed wami torbę z waszymi ubraniami i strasznie szybko opowiada o najbliższych świętach, uroczystościach itp. Słuchałam go jednym uchem, ponieważ coraz bardziej chciało mi się spać. Kilkanaście razy ziewałam, a pod sam koniec przechadzki prawie zasnęłam na stojąco. Na szczęście ten krasnolud mnie podtrzymał i pomógł dotrzeć na łóżko. Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w krainę Luthien...

Waleczna Do Końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz