Rozdział 14

3.4K 181 14
                                    

Elrond zbudził mnie ze spokojnego snu.
-Poszłabyś zobaczyć co z Frodem? Kazałem Gandalfowi odpocząć, bo siedział przy nim już kilka dni bez snu. A przy tobie na pewno będzie bezpieczny.
-Tylko się ubiorę.
- Dobrze. To ja już idę.
Przeciągnęłam się i podeszłam do okna. Pięknie świeciło słońce, a wodospady szumiały cudownie. Wróciłam tu. I to za zgodą rodziców. Mimo iż jej nie potrzebowałam, to dostałam. Jakim cudem? Otóż to było tak. Chciałam wyjechać niepostrzeżenie, więc w nocy poszłam do stajni ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami. Zakładałam ekwipunek na grzbiet konia, kiedy poczułam obecność za moimi plecami.
-Czemu uciekasz?
-Nie chcę tu tkwić. Chcę wrócić do Rivendell. Tam jest mój dom. Przepraszam, matko. Ale ja tu nie pasuję.
-Kochanie, a twoje przyjęcie do grona czarodziei? To bardzo ważne.
-Nie obchodzi mnie to. I co? Będę musiała się słuchać Sarumana, a potem zawsze strzec Śródziemia. To nie dla mnie. Muszę wyjechać.
-Skoro tak bardzo chcesz. Nie zatrzymuję cię. Tylko pamiętaj, gdzie możesz zawsze wrócić. Pamiętaj gdzie jest twój prawdziwy dom.
Uśmiechnęłam się do niej i szybko wsiadłam na Nernisa.
-Będę pamiętać - powiedziałam i wyjechałam ze stajni. Popatrzyłam ostatni raz na pałac. Był piękny, ale wolę Rivendell. Tam się wychowałam i nauczyłam wszystkiego. No i takim sposobem znowu tu mieszkam. Przeżyłam wiele. Bitwa Pięciu Armii. Nie uczestniczyłam w niej. Nie chciałam wyruszać na bój. Nie jestem tchórzem. Podczas tamtego okresu przechodziłam różne próby. Oczywiście Saruman mnie odnalazł i bardzo chciał, abym została jedną z nich. Przez to musiałam przejść przeróżne testy. Wytrwałości, opanowania, zręczności, mądrości i potęgi. Były bardzo wycieńczające, ponieważ każdy trwał pół roku. To było straszne. W końcu moja mama zareagowała i kazała Sarumanowi zostawić mnie w spokoju. No i tak przeminął tamten czas. Teraz Arwena przywiozła rannego hobbita, który podobno ma Pierścień Władzy. Trochę czasu po nim Aragorn przyprowadził trzech innych niziołków. Miałam okazję ich poznać. To Sam, Merry i Pippin. Są naprawdę mili, a Sam patrzył na mnie z zachwytem w oczach. Nigdy w życiu nie widział elfa, więc był wniebowzięty. Rozmawiałam z nim długo, ale potem przerwali nam to jego koledzy. Śpiewałam z nim pieśni we Wspólnej Mowie. Nauczyli mnie kilku, a ja ich dwóch po elficku. Mimo iż nie rozumieją z tego nic, to mają nawet ładny akcent. No i tak sobie to wspominałam, siedząc przy Frodzie. Spał spokojnie, a ja czytałam książkę. Nagle usłyszałam nieśmiałe pukanie do drzwi.
-Proszę.
Do pokoju wszedł Sam.
-Jak się czuje pan Frodo?
-Dobrze. Ciągle śpi, ale jego bandaż już nie prześwituje krwią. To dobry znak. Siadaj.
Hobbit usiadł na krześle obok łóżka. Ja siedziałam przy ścianie, aby wszystko dobrze obserwować.
-Kim jesteś dla Froda? Bratem? Kuzynem? Tak bardzo się o niego troszczysz.
-Jestem tylko jego ogrodnikiem. Ale dla mnie pan Frodo to najlepszy przyjaciel. Muszę go chronić i mu pomagać nawet w najcięższych chwilach.
-Rozumiem. Ale teraz nie musisz się tak o niego martwić. Powinien w końcu się obudzić.
-Tak myślisz?
-Tak myślę.
Uśmiechnęłam się do niego szczerze, a ten to odwzajemnił. Kiedy wyszedł, wzięłam się ponownie za czytanie. Słodkie są te hobbity. Opiekuńcze, wesołe, ale za to odważne i waleczne, bo skoro przywędrowali aż tutaj. Wiem, że od mniej więcej połowy drogi był z nimi Aragorn, co dawało im skuteczną ochronę. Po całym popołudniu siedzenia tam, zastąpił mnie znowu Gandalf. W końcu mogłam stamtąd wyjść. Ja rozumiem, że Frodo został ranny, ale cały czas nad nim czuwać nie było, moim zdaniem, sensu. Pobiegłam do komnaty Arweny, ponieważ mnie wczoraj o to prosiła. Zapukałam delikatnie do drzwi i usłyszałam zaproszenie.
Arwena siedziała zamyślona na łóżku i wpatrywała się w okno.
-O czym chciałaś porozmawiać, siostrzyczko?
-Siadaj obok mnie.
Posłusznie usiadłam na miękkiej pościeli.
-O czym tak rozmyślasz?
-Czy postąpiłam właściwie, zakochując się w Aragornie.
-No wiesz? Jak możesz tak mówić? Moja intuicja podpowiada, że to jest twoja najlepsza decyzja. Czy on cię także kocha? Tak. Przecież widzę każde jego ukradkowe spojrzenie w twoje oczy. Patrzy na ciebie jak na boginię, na najwspanialszą osobę w jego życiu.
-Nie przeszkadza ci, że jest człowiekiem?
-No co ty! Sama miałam kiedyś czwórkę przyjaciół ludzi.
-To ci, którzy...
-Którzy nie żyją.
-Przykro mi.
-Dobra, temat jest skończony. Po za tym Aragorn nie jest zwykłym człowiekiem. Jest Dunedainem.
-Wiem. Przynajmniej w tym są plusy.
-Ej. Gdzie się podziała dawna Arwena? Ta uśmiechnięta, żywiołowa dziewczyna? Gdzie moja siostrzyczka?
Uśmiechnęła się do mnie i nagle przytuliła. Byłam zaskoczona tym ruchem i siedziałam sztywno.
-Coś nie tak?
-Nie, wszystko w porządku. Po prostu zaskoczyłaś mnie tym.
Nagle do pokoju wszedł Elrond z uśmiechem na twarzy.
-Co się stało, wujku?
-Frodo się zbudził.
Na te słowa obydwie poderwałyśmy się do góry.
-Czyli kiedy odbędzie się narada?
-Jutro, po południu. Chcę cię tam widzieć, Navieno.
-A ja?
-Zobaczę, czy będziesz w tym uczestniczyła, Arweno.
-Ojcze!
-Nie podnoś głosu. Teraz przygotujcie się na przyjęcie gości. Mają zebrać się o 11:00 w nocy. Tylko krasnoludy przybędą jutro rano. Bądźcie gotowe.
-Dobrze - odpowiedziałyśmy równocześnie.

Waleczna Do Końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz