Rozdział 2

6.4K 366 40
                                    

Właśnie skończyłam ostatni trening przed upragnioną sobotą. Tylko w ten dzień miałam wolne. Powoli moi uczniowie wchodzili w kadr wojska Elronda. Byłam z nich dumna. Z góry widziałam jak dostają pierwszą zbroję i broń od Arweny. Westchnęłam i pobiegłam do domu. Już położyłam się na łóżku, kiedy wpadła do mnie zdyszana Arwena.
-Naviena, wstawaj! Za chwilę przybędzie król Thranduil ze swoim synem! Mój ojciec chciałby, abyś ty także uczestniczyła w uczcie przywitalnej! Tak więc przebieraj się i przyjdź do sali tronowej!
-Dobra, dobra. Mam pytanie.
-Hmm?
-Mam założyć suknię?
-Oczywiście, że tak! A jak myślisz? Że przywitasz ich w spodniach?
-Noooo...
-Dobra, ja ci już nie przeszkadzam, więc ty się ogarnij i za godzinę u mnie w komnacie!
Nie zdążyłam już nic powiedzieć, a ona wypadła z mojego domu jak huragan. Czemu się aż tak bardzo ekscytuje? To tylko następny król. Ale jakoś nie przypominam sobie jego imienia. Thranduil, Thranduil. A no tak! To musi być władca Mrocznej Puszczy! W końcu go poznam! Uradowana wyjęłam z szafy błękitną suknię z długimi rękawami szeroko zakończonymi, jedwabnym dołem i srebrnym tiulem. Na to założyłam mimo wszystko granatowy płaszcz z kapturem, a pod nim wsunęłam dwa sztylety. Tak dla bezpieczeństwa. Na stopy wsunęłam wygodne, błękitne buciki i wyszłam z domu. Poszłam do Arweny, która już na mnie czekała. Kiedy zobaczyła moje roztrzepane włosy, załamała ręce.
-No nie! Nie pójdziesz w takim stanie na ucztę z królem! Sariela!
-Tak, pani?
-Proszę ją uczesać jak najpiękniej! Możesz puścić swoje wodze fantazji.
-Dobrze, pani. Proszę usiąść przed lustrem - zwróciła się do mnie. Zrobiłam tak jak kazała. Przed sobą ujrzałam smukłą elfkę ze złotymi włosami, granatowymi oczami, drobnym nosem i pełnymi, jasnoróżowymi ustami. Jakoś nie uważałam siebie za szczególną piękność, ale co ja na to poradzę. Wiele przywódców kiedyś się do mnie przystawiało, ale postawiłam im taki warunek, że mogę z nimi chodzić jak pokonają mnie w jakiejkolwiek dziedzinie walki lub jeździe konnej. Żaden temu nie podołał, więc dali sobie spokój. Służąca czesała mnie jakieś kilkanaście minut, a ja siedziałam nieruchomo. Powoli traciłam cierpliwość, ale w końcu skończyła. Z tyłu głowy miałam zaplecione, nie wiem w jaki sposób, dwa kwiaty róży, a reszta włosów opadła mi na plecy delikatnymi falami. Uśmiechnęłam się do niej i podziękowałam. Naprawdę miała do tego talent. Arwena obejrzała mnie z każdej strony i kazała mi zdjąć płaszcz.
-Czemu?
-Bo to nie przystoi księżniczce.
-Ale ja nie jestem księżniczką, pragnę ci przypomnieć.
-Ale jesteś moją przyjaciółką, która będzie mi towarzyszyła kroku, więc masz być przygotowana perfekcyjnie!
Westchnęłam tylko i przewróciłam oczami. Zawsze wszystko musi być dopięte na ostatni guzik.
-Możemy już iść?
-Możemy.
Uśmiechnęła się lekko i pociągnęła mnie za sobą. Kiedy weszłyśmy do sali tronowej, siedział tam pan Elrond pogrążony we własnych myślach.
-Ojcze!
-Panie - ukłoniłam mu się.
-Moja kochana córka! Jak dobrze, że się już przygotowałaś. Widzę, że Naviena także jest gotowa.
-Oczywiście, panie.
-W takim razie chodźcie ze mną przed dziedziniec. Tam powitamy naszych gości.
Wstał z tronu i ruszył szerokimi schodami w dół. Arwena potruchtała za nim, a ja poszłam za nią. Stanęliśmy przed wjazdem i czekaliśmy. I czekaliśmy. W końcu usłyszałam uderzenia kopyt o miękką trawę i szepnęłam do Arweny.
-Już tu jadą.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem, ponieważ ona nic nie słyszała. Jednak po chwili ujrzałyśmy wysokiego blondyna jadącego na ogromnym jeleniu. Za nim jechał elf na białym koniu. Był bardzo podobny do pierwszego. Z nimi była mini armia, jeśli można to tak nazwać. Stałam jak wryta, przyglądając im się z niemałym zaciekawieniem.
-Ooh, witaj mój przyjacielu!
-Witaj, Thranduilu! Wiesz, że zawsze jesteś mile widziany!
-Panie - młodszy blondyn ukłonił się z prawą ręką przyłożoną do lewej piersi.
-Witaj Legolasie! Poznaj moją córkę Arwenę.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
-Miło mi cię poznać, księciu Mrocznej Puszczy.
-Mi ciebie też, pani. A kimże jest ta urocza piękność obok ciebie?
-Naviena, panie. Główny generał i trenerka przyszłego wojska - ukłoniłam się nisko.
-Najlepsza trenerka w tej erze - sprostowała Arwena. Zarumieniłam się tylko.
-Legolas, przyszły król Leśnego Królestwa - pocałował mnie w wierzch prawej dłoni. Cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku, co jeszcze bardziej zaczerwieniło moje policzki. Wyprostował się i powoli odwrócił głowę w kierunku ojca. Ten także patrzył na mnie z zaciekawieniem.
-Nie wydaje mi się, aby nas kiedyś poznano. Król Thranduil, władca Mrocznej Puszczy.
-Naviena, panie - ukłoniłam się jeszcze niżej. Arwena przewróciła oczami i zwróciła się do ojca.
-Nasi goście na pewno są zmęczeni i głodni. Może warto zaprosić ich na ucztę?
-Masz rację, córko. Zaszczycicie nas swoją obecnością na przywitalnej uczcie?
-Oczywiście. Legolasie?
-Taaa.
-Słucham?!
-Oczywiście, ojcze - poprawił się szybko. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Spojrzałam w dół, zawstydzona jego uwagą. Elrond poszedł przodem, za nim Thranduil i Legolas, a po nich Arwena ze mną. Mrugnęła do mnie porozumiewawczo i odwróciła głowę. W końcu dotarliśmy do królewskiej jadalni. Nie zachwycałam się nią, ponieważ już nie raz w niej bywałam na jakiś balach. Usiadłam obok Arweny, a naprzeciw mnie miejsce zajął książę. No to przechlapane! Nie uniknę teraz jego wzroku! Elrond rozmawiał z Thranduilem na jakiś chyba poważny temat, ponieważ mieli zaniepokojone miny. Po chwili oderwałam od nich swój ciekawski wzrok i spojrzałam niechcący w błękitne oczy Legolasa. Były jak połać nieba w słoneczny poranek. Takiego błękitu nie widziałam od dawien dawna. Chyba za długo się w niego wpatrywałam, bo Arwena szturchnęła mnie za ramię.
-Tak?
-Król Thranduil pyta się ciebie.
-Słucham, panie?
-Czyli jesteś najlepszą wojowniczką w całym Rivendell, tak?
-Jeśli by ktoś tak to nazwał...
-Czemu jesteś taka skromna? Słyszałem jak wybierałaś sobie małżonka. Być lepszym od ciebie, nie ma co- roześmiał się szczerze, równocześnie nalewając sobie wina. Ja zaczerwieniłam się teraz po same uszy.
-Skąd wiesz o tym, panie?
-Przed chwilą Elrond mi powiedział.
Spojrzałam wymownie na bruneta. On tylko uśmiechnął się do mnie pytająco "No co?". Westchnęłam tylko i rzuciłam wzrokiem po moim talerzu. Był pusty, a ja głodna. Delikatnie nałożyłam sobie kilka kawałków sera żółtego i liście sałaty. Zaczęłam je jeść, ale cały czas przeszkadzał mi w tym lustrujący wzrok Legolasa. Obserwował każdy mój ruch i czułam się jak na egzaminach do zawodu trenerki. Nigdy chyba nie zapomnę tego stresu. Teraz odczuwałam identyczny, a niezręczną ciszę między nami przerwał blondyn.
-Jesteś dobra w łucznictwie?
-Nawet lepiej niż dobra. Jest niezrównana - Arwena wyręczyła mnie w tej odpowiedzi, ale ja szczególnie nie byłam jej wdzięczna.
-Czemu pytasz, panie?
-Chciałem się dowiedzieć. A w pojedynkach na dwa sztylety? Miecz? Jazda konna?
-Myślę, że w każdej w tej dziedzinie nie jestem najgorsza, panie.
Uśmiechnął się na te słowa i wziął łyka wina. Kiedy odłożył kielich na stół, nachylił się nad nim i skierował znów do mnie.
-Przypominasz mi kogoś.
-Kogo? Jestem przecież tylko zwykłą elfką - zdziwiłam się.
-Mimo wszystko wyglądasz jak młodsza wersja pięknej pani Galadrieli. Możesz zaklinać, że nigdy w życiu, ale myślę, że mogłabyś być jej córką. Kim byli twoi rodzice?
-Nie wiem. Zostawili mnie tutaj, pod pałacem Elronda bez żadnego listu ani choćby jednej wiadomości. Jedynie co, to na kocyku, w który mnie owinięto, napisane było moje imię.
-Smutna historia. Ale skąd wiesz, czy nie jesteś potokiem kogoś ważnego. Elfka z taką urodą raczej pochodziłaby z królewskiego rodu.
Podziękowałam mu i pogrążyłam się w myślach. A jeśli to co mówi, może być prawdą? A jeśli moi rodzice byli kimś ważnym? Jeśli tak, to czemu mnie zostawili? Czemu oddali mnie do domu Elronda? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi...

Waleczna Do Końca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz