Rozdział V- "Nieoczekiwana wizyta"

784 54 15
                                    

Pewnej nocy Michelle nie mogła zasnąć więc postanowiła usiąść na parapecie i popatrzeć przez okno. Po chwili zauważyła coś niepokojącego. "Co to jest?", pomyślała widząc przedzierające się cienie przez płot, który leżał już na ziemi. "Czy to...czy to są....ZOMBIE??!!", krzyknęła. Jej krzyk obudził Louise.

-Co się stało młoda? Miałaś jakiś koszmar?- spytała zatroskana Louise.

-Ch...ch...chodź wyżyj przez okno.- Michelle powiedziała trzęsąc się.

-Dobrze już idę.- dziewczyna odpowiedziała zaspanym głosem a następnie podeszła do okna i spojrzała na drugą jego stronę- O matko kochana.... Musimy zwiewać stąd i to jak najszybciej zanim zimni wejdą do domu! Chodź obudzić Jason'a!!!

Obie dziewczyny pobiegły do pokoju chłopaka najszybciej jak tylko mogły. Z hukiem otworzyły drzwi i podeszły do jego łóżka.

-Jason! Jason! Obudź się! Szybko! Zimni przedarli się przez płot!- Louise krzyczała potrzasając go mocno.

-Jasna cholibka!- wrzasnął chłopak wyskakując z łóżka jak z procy- Bierzemy broń i najpotrzebniejsze rzeczy a potem uciekamy jak najdalej stąd!

Jak powiedział tak też zrobili. Cała trójka w pośpiechu wykonała zadanie i z prędkością światła pobiegła do samochodu po drodze zabijając 15 sztywnych. Nim się obejrzeli, byli już w samochodzie. Jason na miejscu kierowcy, Louise na miejscu pasażera a mała Michelle z tyłu. Chłopak odpalił samochód, a następnie wyruszyli w drogę na poszukiwanie bezpiecznego miejsca do życia. Po jakiejś godzinie Michelle zasnęła, a Louise zaczęła rozmawiać z Jason'em.

-Gdzie teraz pojedziemy? Co z nami będzie? -dziewczyna spojrzała na kierowcę z lekkim strachem w oczach.

-Niewiem gdzie pojedziemy i niewiem co z nami będzie, ale wiem, że musimy trzymać się razem i niezależnie od okoliczności przeć na przód, działać, bo jutro nigdy nie jest obiecane.-odparł chłopak ciężko wzdychając- Nikt nie obiecywał, że słońce będzie świecić każdego dnia oraz że...

-...że zawsze na niebie będzie tęcza.- dodała Louise wyglądając za okno ze smutkiem w oczach.

-Co prawda Bóg obiecał, że każdy kiedyś zmartwychwstanie, ale chyba nikt nie spodziewał się, że nastąpi to w taki sposób.-kontynuował Jason- Carpe Diem. Znasz to sformułowanie?

-Oczywiście,że tak. Musimy chwytać chwile, korzystać z życia póki nie jest jeszcze za późno. Chociaż w tym świecie będzie ciężko według tego żyć.- stwierdziła dziewczyna spoglądając na chłopaka, który próbował dodać jej otuchy uśmiechając się lekko- Myślisz, że kiedyś będzie normalnie? Że zaraza zniknie z tego świata?

-Mam nadzieje, że tak będzie. "Normalnie" to za dużo powiedziane. Już nigdy nie będzie normalnie. Z tą zarazą nie da się wygrać...niestety.- Jason odpowiedział wpatrując się w drogę uważnie- Chociaż szczęście można odnaleźć nawet w najgorszych i najciemniejszych czasach jeżeli tylko pamiętasz....

-...aby zapalić światło.-dodała Louise, a następnie oparła głowę na oknie i przymknęła oczy.

Po krótkiej chwili dziewczyna znalazła się w objęciach Morfeusza. Śniło jej się, że rodzice wrócili, a świat wyglądał tak jak dawniej. To wszystko było takie piękne, że można by pomyśleć, że tak naprawdę jest, że dalej jest normalnie, że można żyć bez strachu co będzie jutro.

A Walk Through The Dead WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz