Rozdział VIII- "Dzień jak codzień"

642 46 6
                                    

Louise zatraciła się w lekturze, którą zaczęła czytać i nim się zorientowała minęła godzina czasu. Dziewczyna zamknęła książkę i odłożyła ją na półkę, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Louise wstała i otworzyła je, następnie zaczęła szczerzyć się jak głupi do sera, gdyż po drugiej stronie ujżała Carl'a, który z resztą również nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.

-Carol z Glenn'em właśnie rozpalili ognisko. Chciałabyś przyjść i posiedzieć z nami?-spytał szczerząc się.

-No pewnie, że chciałabym.-powiedziała Louise z wielkim uśmiechem na twarzy- A gdzie jest Jason i Michelle?

-Chodzi Ci o tego kolegę i dziewczynkę?- spytał Carl.

-Tak dokładnie.- odpowiedziała dziewczyna.

-Oni już siedzą przy ognisku z resztą grupy.-powiedział chłopak chwytając ją za rękę- Chodź ze mną, proszę.

-Idę.-Louise odpowiedziała, a następnie podeszła bliżej niego i uśmiechnęła się.

Carl również się uśmiechnął, a potem objął ją ramieniem. Po chwili wpatrywania się w siebie, poszli dołączyć do reszty grupy siedzącej już przy ognisku. Gdy już byli na miejscu, usiedli kawałek dalej od innych.

-No popatrzcie kto przyszedł. Gołąbeczki nasze.- powiedział Daryl z głupkowatym uśmiechem na twarzy.

-Daryl daj spokój.- rzekł Glenn patrząc na niego.

-No dobra, dobra.- odpowiedział mężczyzna w kamizelce.

-No, no, no gratuluję Ci Carl.- odezwał się Rick.

-Dzięki tato. -powiedział chłopak, a następnie spojrzał na Louise i szepnął jej na ucho- Kocham Cię.

-Ja Ciebie też.-szepnęła dziewczyna, a potem pocałowała go w policzek.

Zadowolony Carl znowu zaczął się uśmiechać bez opamiętania, a Louise oparła swoją głowę o jego ramię.

-Fajny kapelusz.- powiedziała spoglądając na niego.

-Dziękuję bardzo, że tak myślisz. Dostałem go od taty.- odpowiedział chłopak, a w tym samym momencie odezwała się Maggie.

-Louise możemy chwilkę porozmawiać na osobności?-spytała.

-No pewnie, że tak. Chodźmy wtedy.-Louise powiedziała równocześnie wstając z Maggie z ławek-Zaraz wrócę Carl.

-Dobrze. Będę na Ciebie czekać.-odpowiedział.

Louise z Maggie odeszły kawałek dalej i zaczęły rozmowę.

-Dziękuję Ci.-powiedziała Maggie uśmiechając się.

-Ale za co? -Louise spojrzała na nią.

-Za to, że trafiłaś tu do nas. Odkąd jesteś z nami Carl jest jakiś...inny. Wydaje się szczęśliwszy i ciągle chodzi uśmiechnięty.- stwierdziła Maggie.

-Ja też jestem inna od kiedy tu trafiłam.- dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.

-Widać na kilometr, że się kochacie. Powodzenia kochana- powiedziała Maggie przytulając Louise mocno- A teraz chodź wrócimy do reszty.

Tak jak powiedziała tak też zrobiły. Wróciły do reszty i zajęły swoje miejsca. Zbliżała się już późna godzina, a Louise zrobiła się zmęczona.

-Carl.-powiedziała- Jestem już trochę zmęczona. Chyba pójdę do siebie.

-To ja Cię w takim razie odprowadzę.-odpowiedział chłopak- My będziemy się już zbierać.

-Dobrze Carl. My tu jeszcze wszyscy razem posiedzimy. Dobranoc.- rzekł Rick.

-Dobranoc tato.- odpowiedział chłopak.

Następnie młodzi wstali i udali się do domu Louise. Gdy już stali pod drzwiami, Carl z gracją otworzył je i weszli do środka.

-To co teraz?-spytał chłopak zdejmując kapelusz z głowy.

-Chodź posiedzimy na kanapie jeżeli oczywiście chcesz.- odpowiedziała Louise siadając na kanapie.

-Oczywiście , że chcę. -Carl uśmiechnął się, a następnie usiadł obok niej.

Louise oparła głowę o jego ramię i przymknęła oczy. Już po paru minutach zasnęła. Carl jeszcze chwilę popatrzył na Louise, a następnie podniósł ją i poszedł w kierunku jej sypialni. Gdy już tam doszedł, położył ją na łóżku i przykrył kołdrą." Dobranoc. Miłych snów", szepnął całując ją w czoło. Potem powoli udał się do salonu, założył kapelusz i wyszedł z domu cicho zamykając drzwi.

A Walk Through The Dead WorldOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz