Wnętrze busa było urządzone bardzo przytulnie. Po obydwu stronach były miękkie, rozkładane kanapy, a na nich koce w kolorowe paski i poduszki z naszytymi kwiatami polnymi. Z lewej strony były jasnobrązowe szafki i większa szafa na ubrania. Przy prawej kanapie składowaliśmy plecaki. Na ciemnej, dębowej podłodze był rozłożony duży, miękki dywan, nad którym znajdował się stół, służący również jako blat kuchenny. Utwierdzony był tak samo jak inne meble - do podłogi.
Ściany obite były mlecznobiałą skórą. W oknach powiesiliśmy kolorowe zasłony, które kupiliśmy na targu u utalentowanej staruszki.
Raven pomogła mi wejść do środka, a dalej już udało mi się dojść na kanapę przy pomocy kuli.
- Kiedy ściągają ci szynę? - spytała i usiadła koło mnie. - Gołym okiem było widać troskę i zmartwienie malujące się na jej twarzy. Włosy dzisiaj wyjątkowo spięła w wysokiego, niechlujnego koka.
- Za tydzień. Później pewnie będę musiała mieć rehabilitacje w Zurychu i znowu nas opóźnię - powiedziałam smutno i sięgnęłam po koc. Opatuliłam się nim, mimo upału na zewnątrz. Od wyjścia ze szpitala było mi jakoś wyjątkowo zimno.
- Nie przejmuj się. - Posłała mi delikatnego kuksańca.
Ann właśnie skończyła gadać z Andrew i położyła się na drugiej kanapie. Obydwie siostry miały tak samo ciemne, blond włosy, które u młodszej pozostawały stale rozpuszczone.
Volkswagen ruszył i odjechaliśmy ze stacji benzynowej przy granicy Szwajcarii i Austrii.- Bardzo bolało? - spytała Ann, kiedy przewróciłam siedemdziesiątą czwartą stronę ,,Złodziejki książek".
- Wiesz, mało pamiętam, bo straciłam przytomność, a odzyskałam ją dopiero na sali, kiedy było już po operacji - rzekłam i odłożyłam powieść na blat. Raven spała jak zabita, trzymając głowę na moim ramieniu.
- A odszkodowanie?
- W pracy byłam na okresie próbnym, przez co nie byłam jeszcze zarejestrowana, więc zeszło mi z ubezpieczenia na życie. Opieka i samo odszkodowanie oczywiście, więc nie było problemu.
- No a sprawca wypadku? Przecież powinien wszystko opłacić.
- Nie znaleźli go. Ulica krótka, monitoringu nie było, tak samo jak świadków.
- To kto zadzwonił po pogotowie? - Pytań Ann nie było końca. Raven zsunęła się z mojej ręki i padła na poduszkę z cichym chrapnięciem.
- Później dowiedziałam się od policji, że jakaś staruszka z pobliskiej kamienicy usłyszała krzyk, ostre hamowanie i pisk opon, kiedy Mercedes odjeżdżał z miejsca wypadku. No właśnie, zapamiętam tylko markę i to, że był biały.
- O kurcze.
- A jak tam w szkole? - spytałam teraz ja, kładąc złamaną nogę na kanapę.
- Dostałam promocję do następnej klasy - powiedziała i wyjrzała za okno. Coś ją trapiło.
- To gratulacje! - Uśmiechnęłam się szczerze. Dostrzegłam samotną łzę, która spłynęła wolno po jej policzku.
- Hej, co jest? Nie cieszysz się? - Wtem sobie uprzytomniłam. - Obowiązek szkolny właśnie się skończył. Posiadasz obywatelstwo austriackie, prawda?
Kiwnęła głową. Jechaliśmy wzdłuż lasu. Gałązki z igłami poddały się wiatrowi, który wprawiał je w ruch. Z naszej perspektywy drzewa te wyglądały jak niespokojne, zielone fale morskie.
- Ale... nie w tym rzecz. Poznałam tam chłopaka, on zaprosił mnie na bal końcoworoczny i wszystko byłoby pięknie gdyby... Przyszedł. Rozumiesz to? Wystawił mnie!
Ann była wyjątkowo wyczulona na ludzi. Każdemu z nas życie dało w kość, a nawet teraz, kiedy los się do nas uśmiechnął, to i tak nieuchronne było, żebyśmy doznali jakiś smutków, załamań i momentów, w których chcieliśmy wszystko rzucić i odpuścić. Wtedy jednak stracilibyśmy wszystko. Wiarę, niepowtarzalną szansę i przyjaciół.
Z początku nie byłam przekonana do Andrew, teraz jednak miałam do niego szacunek i uważałam go za kogoś, kto ma głowę na karku i mimo wszystko nie boi się ryzyka.
Ann była drobną czternastolatką kończącą niebawem piętnastkę, która może i wyglądała na młodszą, bardziej kruchą i nieporadną niż było naprawdę, ale w jej żyłach płynęła rosa, a włosy zastępowały gałązki wierzby. W głębi duszy była stworzona do takiego życia.
Raven miała instynkt, który pewnie nieraz ratował nas z kłopotów, zachowywała zimną krew w każdej sytuacji i potrafiła zrobić cuda, żeby nasza wędrówka mogła trwać.
Chyba długo się nie odzywałam, bo Anna poszła jeszcze raz do Andrew i wymieniła z nim kilka zdań.
- Andrew się pyta, gdzie właściwie chcemy zakończyć naszą podróż, bo musi zacząć ustalać trasę - powiedziała, a z jej twarzy zniknął już smutek.
Zuch dziewczyna - pomyślałam.
- Alaska. - Raven najwidoczniej dopiero się obudziła, bo jeszcze nie myślała logicznie.
A może właśnie myślała? Piękne tereny, uwielbiany przeze mnie chłód, możliwość wybudowania własnego domu...
- Alaska - potwierdziłam i uśmiechnęłam na myśl o tym szalonym pomyśle.
- Alaska. - Ann odwróciła głowę i powtórzyła do Andrew.
- No to Alaska - zatwierdził chłopak i zjechał na postój w lesie.

CZYTASZ
Life is a journey || ZAWIESZONE
Pertualangan[Opowiadanie w trakcie remontu, ogłoszona długa przerwa] Moje życie dotychczas zapełniała monotonia i szablonowość. Zawsze chciałam uciec. I udało się. Poznałam nowych ludzi. Zyskałam przyjaciół. Doznałam straty. Ale żyłam pełnią życia. Byłam sobą. ...