Rozdział 6

402 88 22
                                    

Pobiegłam za nią. Wolałam ją powstrzymać przed zrobieniem jakiejś krzywdy Andy'iemu. Sam naprawdę byłaby do tego zdolna. Byłam przerażona tym co mogłam tam zobaczyć na własne oczy. Wparowałyśmy do kibla, a chłopcy byli odwróceni od nas tyłem, stali na wprost tych dziewczyn.

Siostra nie czekała na nic tylko rzuciła się chłopakowi na plecy i zaczęła go szarpać
- Jak mogłeś?! - krzyczała zapłakana
- Sam, Sam - próbowałam ją odciągnąć - Zostaw go. Zrobisz mu krzywdę.
- Mam to głęboko w dupie.
- Ej to nie tak - próbował coś powiedzieć
- Jasne... A wiesz co dupku? - zapytała łagodząc emocje, Andy pokręcił głową na nie - Nie będę marnować wieczoru na kłótnie z Tobą, kiedy jestem z dziewczynami - pokazała na mnie i na Vanesse oraz Madison, które stanęły obok mnie. Samantha skierowała się w naszą stronę w celu wyjścia z toalety - A, i jeszcze jedno. - zatrzymała sie. Podniosła obok leżący, metalowy śmietnik po czym rzuciła go w stronę chłopaka. Ten nie fortunnie dostał, ponieważ poślizgnął się i uderzył głową w umywalkę. Od razu podbiegła w jego stronę ale był nieprzytomny. - O Boże co ja zrobiłam?!
- Zadzwonię po karetkę. - jak powiedziałam tak zrobiłam. Pomoc przyjechała po około 10 minutach i wzięła nieprzytomnego chłopaka. Wyszliśmy przed klub po czym ratownik medeczny poinformował nas do, którego szpitala go zabierają.
- Jedziemy taksówką - powiedziała po czym od razu sięgła po telefon i wykonała połączenie.
- Ale czekajcie... - zawiesiłam się. Zaczęłam nas liczyć. - Eee... Nas jest piątka, więc napewno nie pojedziemy wszyscy...

Przyjaciółki coś tam między sobą szeptały

- Właśnie... Nie będziecie się gniewać jeżeli pojedziemy drugą taksówką?
- Wiecie co? A może nie ma sensu, żebyście jechały? My pojedziemy, jest nas dużo, a wiadomo, że i tak wszystkich nie wpuszczą.
- No to my pojedziemy do domu - oznajmiły

Nie minęło 5 minut i nasza taksówka podjechała. Zapakowaliśmy się do niej, powiedzieliśmy kierowcy, gdzie ma jechać po czym ruszyliśmy.

- Dzień dobry, przywieziono tutaj przed chwilą mojego chłopaka. - powiedziała zanosząc się płaczem, pomijając fakt, że była jakoś 23, a ona powiedziała dzień dobry.
- Tak, tak. Już sprawdzam... - przerwała po czym spojrzała w komputer - 2 piętro, sala 33 ale proszę nie wchodzić, pewnie lekarz jeszcze Pana Andy'iego bada - uśmiechnęła się recepcjonistka
- Dziękuję - rzuciła i poszliśmy w stronę windy. Wcisnęliśmy nr 2 i jechaliśmy na górę. Spojrzałam na siostre i widziałam jak łzy lecą jej strumieniami. Widziałam, że naprawdę żałuję tego co zrobiła. Co mnie dziwi to to, że Shawn się w ogóle nie odzywa. Spojrzałam na niego ale błądził wzrokiem gdzieś ku górze. I bardzo dobrze, że nie otwiera gęby bo jestem na maksa wkurzona. Po chwili wyciągnął telefon i chyba pisał do kogoś smsa.
Winda zatrzymała się i wyszliśmy z niej. Sala, którą podała nam miła Pani po trzydziestce z recepcji znajdowała się praktycznie przy windzie.

Cały korytarz był oświetlony. Kolor ścian to żółty z zielonymi pionowymi paskami. Po bokach między salami były łóżka szpitalne i kilka krzeseł.

Samantha wbiegła do sali lecz po chwili została wyprowadzona przez pielęgniarkę.

- Proszę tutaj zaczekać i nie przeszkadzać w badaniu. - rozkazała surowo
- Bo co?! Co mi zrobisz?! - zaczęła się do niej "rzucać"
- Niech się Pani uspokoi! - krzyknęła i wróciła do sali.

Po około 10 minutach wszyscy z jego sali wyszli.

- Doktorze! - krzyknęła za nim, a ten się wrócił - Co z nim?
- Podejrzewamy wstrząśnienie mózgu ale to dopiero wykarzą następne badania.
- Czy mogę do niego wejść?
- Tak ale naprawdę tylko na momencik i pojedynczo. - przytaknęliśmy na jego słowa.

Dziewczyna weszła, a my usiedliśmy na krzesłach obok siebie. Kątem oka widziałam jak co jakiś czas spogląda na mnie.

- Nie patrz się. Nie odzywaj. - rozkazałam ostro. Naprawdę mnie wkurzył. Rozmawiał normalnie, a później poszedł do klubu na szybki numerek i jeszcze wciągnął w to swojego brata, a za razem chłopaka mojej siostry.
- O co Ci chodzi? - zapytał niepewnie
- O nic - oznajmiłam gwałtownie - Lepiej wracaj bo panienki uciekną.
- Jakie panienki?
- Nie udawaj. Te z klubu - wciąż na niego nie patrzałam.
- Nie wiem o co chodzi... Spójrz na mnie.
- Nie. - odpowiedziałam krótko i miałam nadzieję, że da mi spokój
- Spójrz na mnie - ponowił, jednak ja nie miałam zamiaru robić tego o co prosi. Chwycił dłońmi moją twarz po czym obrócił do siebie. Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam cierpienie. Pewnie żałuję, że wplątał w to własnego brata. - Wytłumacz proszę, o co chodzi?
- No o te dziewczyny z kibla, nie zorientowałeś się? - spytałam ironicznie i zmarszczyłam brwi.
- To nie tak... - zaśmiał się - One nas okradły...

Co?! Jak to ich okradły? ~ pomyślałam

To niemożliwe. On kłamie. Poznałam go od szkolnej strony. To jest jego prawdziwe ja. Po szkole gra rolę dobrego chłopczyka. Pewnie coś kombinuje

- Kłamiesz. Shawn... Wiem jaki jesteś. Nie musisz się tłumaczyć z tego co mieliście zamiar tam robić.
- Masz rację... Ale mieliśmy zamiar zabrać im to co od nas wzięły. - usłyszeliśmy dźwięk otwierającej się windy. Wyszła z niej szczupła blondynka
- Cześć Shawn... Co się dokładnie stało?
- Uderzył się głową o umywalke i stracił przytomność. - skrócił całe zdarzenie.
- To jest ta Twoja dziewczyna? - spytała z niesmakiem
- Nie, nie, nie - powiedział od razu
- W takim razie, jestem Brittany - uśmiechnęła się do mnie. Coś mi się wydaje, że nie lubi Lucy.
- Lily

Cześć
Ale ten rozdział długi o.O
Nieoczekiwany zwrot akcji :D
Tradycyjnie jeżeli podoba się rozdział to proszę o gwiazdki i jakiś komentarz :)

Wredny tylko z pozoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz